czwartek, 8 stycznia 2015

Hobbit - Bitwa Pięciu Armii

Hej, witajcie :)


Dzisiaj przyjrzymy się najbardziej wyczekiwanemu (a przynajmniej w moim światku) filmie 2014 roku. Nie jestem ekspertem i to tylko moja opinia. Przeczytałam Hobbita, jak i Władcę Pierścieni. Jako taką wiedzę o świecie Tolkiena mam, może niezbyt dużą, ale w tym tekście nie będę wchodzić w szczegóły świata. Skupię się wyłącznie na samym filmie i na tym czemu uważam tą część za najgorszą ze wszystkich trzech. Z góry chcę napisać, że nie uważam aby ten film był najgorszy w 2014 roku jaki widziałam. Ogólnie nie mam takiego filmu na ten rok, oglądałam tylko takie na które czekałam lub podobały mi się zapowiedzi. :)


Wbrew chyba przeważającej opinii, że po co robić 3 części z małej książeczki dla dzieci, ja byłam tym pomysłem zachwycona. Po pierwsze i chyba głównie dlatego, że uwielbiam Władcę Pierścieni, ten świat, no i pomysły Petera Jacksona.


Dla mnie to miała być uczta kinomaniaka, miałam zostać wbita w fotel a potem tylko zakupić płytę i oglądać co roku. :) I patrząc na 1 część, to już się ona tym stała, od kiedy mam ją na płycie to bardzo często do niej wracam. Uwielbiam też rozszerzoną jej edycję wraz z komentarzem reżysera i całej obsady. 2 części nadal nie mam na płycie, ale mam w planach jej zakup bo właśnie wyszła jej edycja rozszerzona - a to a uwielbiam najbardziej! Zresztą chyba 2 część mi się podoba najbardziej, kiedy pierwsza jest dla mnie klimatyczna i wprowadzająca znowu w świat, to 2 ma sporo akcji i fajnych scen - głównie sceny walki elfów, w wodzie w beczkach itp.


Jak na tym tle plasuje się część 3?


Mizernie. Po pierwsze nie mam ochoty na obejrzenie jej po raz drugi, bo boję się, że jeszcze bardziej zobaczę jej wszystkie wady. Kiedy byłam na niej w kinie to się wzruszyłam jedną sceną i potem już tylko jechałam na emocjach do tej jednej sceny - niestety. Drugi raz byłby już bardziej opanowany, niestety.


(Od tego momentu są spoilery, więc jeśli nie chcesz psuć sobie zabawy to zakończ teraz czytanie)


Początek filmu... jest końcem poprzedniej części i to strasznie krótkim. W około 20 minut Smaug ginie i nie mamy jak odczuć tego w jakiś sposób. Wzruszające sceny - znaczy mające wzruszać - Barda i jego syna. Smok ginie a my co dopiero wrzuceni w wir emocji musimy już gramolić się aby ochłonąć i podejść na spokojnie do całej reszty.


Na serio nie wiem czemu tamta część nie mogła się skończyć zabiciem Smauga. To wygląda jakby na siłę dodane. Zresztą wybija z filmu, nie ma początku tylko od razu zakończenie. I tak naprawdę film zaczyna się po zabiciu smoka. Po tych 20 minutach mam faktyczne rozpoczęcie 3 części, środek i zakończenie. Zakończenie?


Jestem pod wielkim wrażeniem aktorów, że wybronili się jakoś spod tego kiczu w którym pływali. Wiele scen po prostu rozczarowuje. Thorin stał się moją znielubioną postacią tej części, nieprzyjemnie się go ogląda. I nie przez to, że jest pod wpływem złota itp. Po prostu te sceny są dziwne... Oderwane od stylistyki filmu, tego do czego nas przyzwyczaił Jackson, a przynajmniej mnie. Mamy postać chorą, odurzoną a jednak cały ten pokaz jest tak sztuczny, że nie wiadomo czy śmiać się czy płakać. Dodatkowo wszystko to się wlecze. Każda scena z Thorinem jest na maksa przedłużona. Niepotrzebnie.


Nie wiem czy specjalnie te wojska są mniejsze czy to wynika z czegoś innego. Ja tym byłam całkiem zadowolona, no bo wreszcie widać gdzieś koniec a nie niekończące się siły wroga. Jednakże jest i ale, ale takie, że liczba naszych sojuszników się nie zwiększa i nie zmniejsza. Tak, krasnoludy nie giną na polu walki. W połowie filmu nadal jest ich tyle samo.


No cóż, patrząc na ich liczbę na samym początku to by w 20 minut zostali wyrżnięci i tyle by było bitwy.


Kiedy wreszcie Thorin wypada z krasnoludami (i to jest ta scena która mnie wzruszyła), to tam już nie powinno nikogo być a nadal są chyba dwa szeregi krasnoludów. Ba, nawet nie są brudni od walki. Tak jakby co dopiero przyszli.


Nie ma żadnych większych scen bitewnych. Przez cały czas skaczemy do miasta w którym Bard próbuje ratować swoje dzieci i dzielnie walczy z orkami. Co tam, że wojsko ma złożone z ludzi którzy nigdy nie walczyli i zostałoby rozbite w sekundy. Zresztą te sceny są bardzo upierdliwe i zamiast bitwy pięciu armii to mamy bitwę w mieście, a raczej bitwę/komedię bo mnóstwo scen jest z tym Alfridem i jest ich za dużo. Aż trzeba wysilić się aby się pośmiać się z nich. Zapewne gdyby nie nacisk na historię Barda to może bym inaczej to odczuła.
Bitwa jest tłem do innych wydarzeń, nie jak we Władcy głównym wydarzeniem. Tu po prostu gdzieś tam się dzieje i kiedy już dostajemy Thorina i całą resztę krasnoludów na polu bitwy to... Wskakują na kozice, które pojawiają się chyba z nieba i Thorina nie ma. Brak scen krasnoludów podczas bitwy uważam za największy grzech tego filmu. Oprócz 4 krasnoludów, którzy jadą na kozicach po Azoga (Thorin, Fili, Kili i Dwalin), to reszta jest nieobecna. Nie mam żadnej sceny walki z nimi! No WTF?!
I ok, lubię tą scenę kiedy Thorin wita się z Dainem, ale tu by przydały się wspólne sceny walki.
Byłoby zbyt pięknie chyba. -_-


Śmierć Fili'ego jest taka pusta. Ginie i tyle. Nie możemy jej nawet odczuć, wszystko jest skupione na Kilim i Tauriel. Lubię wątki romantyczne, ale tu aż trudno poczuć to wszystko. Wszystko tak szybko się dzieje. Całe te gadki później o miłości są jak dla mnie tak kiczowate i niepotrzebne, że aż się wstydzę, że się pojawiły w tym filmie. Rozpaczliwe pytania Tauriel chyba tylko ratuje sama Evangeline Lilly, jeśli w ogóle da się to jakoś uratować.


Legolas lata przyczepiony do nietoperza i wywija niesamowite sztuczki - wszystko to pokazane w strasznie sztucznych efektach komputerowych. A tych sztucznych scen z komputera jest wiele, nagle Władca z początku 2000 lat wydaje się ładniejszy. Czy mi się cofamy w technice?


I chociaż lubię te sceny, bo wprowadzają więcej akcji, to jednak zgodzę się z innymi krytykami filmu (naczytałam się sporo recenzji w internecie, głównie na stronach amerykańskich), że tworzą z niego Boga Wojny. Taki Legolas z łatwością pokonałby wszystkich wrogów przed sobą i to z łatwością.


Ale gratka to dla mnie była, więc nie umiem nie lubić tych scen tak bardzo. ;-)


Walka Azoga z Thorinem mi się podobała, zwłaszcza gra aktorska Richarda Armitage - ten koleś strasznie dużo zrobił w tym filmie pozytywnego. I można się czepiać wielu rzeczy podczas tej walki, to jednak uważam ją za jeden z pozytywnych aspektów filmu. Emocje są niezwykle dobrze pokazane, a Thorin po prostu jest esencją bohatera który walczy ze swoim największym wrogiem i zaczyna rozumieć, że wszystko na czym mu zależało tak naprawdę stracił. Dla mnie to było piękne.


Zakończenie filmu jest dziwne... Dostajemy pożegnanie z krasnoludami Bilba, ale nikt nie tłumaczy co się stało z resztą bohaterów tej części, zwłaszcza Bardem i ludźmi miasta + złotem. Samo pożegnanie jest też dziwne. Jakoś brakowało mi takiego ładnego pożegnania ze wszystkimi, ale no cóż, jak 3/4 z krasnoludów w ogóle się w tym filmie nie pojawia, poza staniem lub siadaniem to nie dziwota, że Bilbo nawet nie wiąże z nimi większych uczuć.


Potem mamy sceny Bilba wracającego do domu, przyjemne.




I jak tu obejrzeć to drugi raz albo czekać z utęsknieniem na dvd rozszerzone?


I to spowodowało u mnie lęk o koleją część Gwiezdnych Wojen... bo tu to można wiele rzeczy zwalić, jak to pokazały części 1-3, których nie mam na dvd i kupię jedynie tylko dla samej marki a nie dla tego co w nim jest. Na serio boję się tej kolejnej części.


Może się starzeję, ale ta część po prostu nie jest do obronienia. A próbowałam. Miałam dużo dyskusji na ten temat i każda moja próba powodowała u mnie utwierdzenie się, że coś poszło nie tak. Może pociąg na kasę, może brak fabuły na 3 części, może za bardzo skupienie się na epickich scenach a nie na czymś bardziej przyziemnym. No nie wiem.