piątek, 30 stycznia 2015

Siódmy Syn


W ramach mojego co tygodniowego latania do kina wybrałam się na "Siódmego Syna".
I to był najgorszy wybór jaki podjęłam w styczniu, jeśli chodzi o kino.
Nie oczekiwałam niczego wielkiego a dostałam coś strasznego.

Fabuła

Film został nakręcony na podstawie książki o tym samym tytule, która jak widziałam została u nas wydana. Ciekawa jestem czy jest lepsza niż to coś, ale od początku.
Mamy świat fantastyczny, w którym są czarownice i inne potwory. Mistrz Gregor grany przez Jeffa Bridgesa jest Stracharzem, czyli kimś kto zawodowo zajmuje się walką z nadprzyrodzonymi istotami. Jednak ma pewien kłopot z jedną wiedźmą, Królową Czarownic (Julianne Moore) zwaną Mateczką Malkin. Ucieka ona z więzienia w którym ją uwięził i zbiera siły aby zniewolić cały świat ludzi, którzy terroryzują istoty nadprzyrodzone. Stracharz jest już stary, więc szuka swojego następcy. W wyniku walki z Mateczką Malkin ginie mu jego uczeń (Kit Harington) i musi znaleźć nowego. Tym nowym musi być siódmy syn siódmego syna a nim okazuje się Tom Ward grany przez Bena Barnesa. Żeby zabić czarownicę Mistrz Gregory ma mało czasu bo nadchodzi czerwony księżyc, który pojawia się raz na stulecie a dodaje on mocy czarownicom.


Opinia

Ten film jest po prostu zły, scenariusz ssie okropnie. Same klisze. Jeff Bridges w roli Gandalfo-mistrza, który brzmi jakby naśmiewał się z wymowy Gandalfa. Nigdy nie wiadomo czy żartuje czy naprawdę tak brzmi. Ben Barnes jest słabym aktorem, wiecznie niewinne oczka a jego rola jest po prostu denna. Nie mamy tu początku ani końca, jesteśmy po prostu powalani wszystkim. Wszystko jest oczywiste. Widzę dziewczynę to się zakochuję. Przychodzi staruszek do domu to z nim idę. Szybko, szybko bo za chwilę koniec filmu. Wątek miłosny przyprawia o bolączki i chce się po prostu wyjść z kina, a czemu nie wyszłam?
Bo są dwa aspekty w tym filmie, które mi się strasznie podobały a nawet trzy: muzyka, zdjęcia a zwłaszcza otoczenie a także kostiumy. Film jest uroczy, ale w nim nie są uroczy jego bohaterowie ani dziewoja tylko lokacje. Ślicznie wygląda zwłaszcza las. *.* Wszystko to daje wrażenie solidnej bajki, poza momentami kiedy któraś postać się odzywa. Bójcie się bo sztuczne są te dialogi i sceny strasznie.
Muzyka stworzona przez Marco Beltrami jest śliczna, ten kompozytor ma na swoim koncie wiele ślicznych soundtracków.

Gdyby nie scenariusz i aktorzy to pewnie wyszłoby wszystko lepiej.
Zastanawiałam się jak to ocenić na tle Hobbita, bo Hobbit a chodzi mi o ostatnią część jest lepszym filmem od tego.


czwartek, 29 stycznia 2015

Deadman Wonderland - opinia po 5 odcinkach


Hej!

Dzisiaj przyjrzymy się kolejnemu anime, które ostatnio namiętnie oglądam. I chociaż jestem teraz chyba na 9 odcinku to swoją opinię wkładam do serii "po 5 odcinkach".

Anime to nie jest długie, ma zaledwie 12 odcinków. Zostało wydane w 2011r., a ja dopiero o nim usłyszałam w poprzednim roku i z nudów włączyłam pierwszy odcinek. ;)


Fabuła

Głównym bohaterem serii jest Ganta Igarashi, który jest świadkiem wybicia swojej klasy przez człowieka przebranego w czerwoną pelerynę o dziwnej mocy. Człowiek ten masakruje klasę Ganty, ale bohatera nie rusza, tylko umieszcza w nim czerwony kryształ. Ganta zostaje oskarżony o masakrę i zostaje skazany do jedynego prywatnego więzienia w Tokyo o nazwie Deadman Wonderland.

Więzienie te funkcjonuje jak wielki park rozrywki. Każdy z więźniów musi zarobić na swoje przeżycie, a najważniejszą sprawą jest dostawanie codziennie pewnego cukierka, który powoduje, że obraża na szyi nas nie zabije. 

Okazuje się jednak, że człowiek, który zabił znajomych Ganty też jest w tym więzieniu, ale Ganta nie jest bezbronny bo wyzwala z siebie podobną moc co "Red Man". Kim jest mężczyzna ukrywający się za szaleńczym uśmiechem i czemu pozwolił Gancie żyć? Jeśli jesteście ciekawi zapraszam do oglądania. :)


Opinia

Pierwsze dwa odcinki nawinęły mi się z dubbingiem angielskim i tylko fabuła trzymała mnie przy oglądaniu. Makabra, sceny gore, to to co ja lubię. Mamy tu ciut mniej cenzury niż przy Tokyo Ghoul, chociaż nadal jest wyczuwalna. Zapewne po anime skuszę się na mangę.
Po pierwsze muszę to napisać, że główny bohater to ten typ co bardziej wkurza i gdyby nie muzyka pewnie bym odstawiła to anime nawet na nie nie patrząc. Ciapa jakich mało, wkurzający głos. Wszystko w nim wkurza. Na szczęście mamy poboczne postacie, które ciut lepiej wyglądają na tle Ganty.
Mamy dziewczynę o imieniu Shiro, która pojawia się dosłownie znikąd i nie wiadomo czy zna Gantę czy nie. Po prostu jest w więzieniu, nikt nie uważa tego za dziwne i chodzi za Gantą. 
Kolejną postacią, która pojawia się obok Ganty jest Yo Takami, chłopak, który dla pieniędzy ma bacznie obserwować Gantę. Ma on swój cel, raczej taka nic nie wnosząca postać, ale jedna z normalniejszych.

Im dalej w las tym więcej postaci i robi się ciekawie.^^

Mnie w tej serii ciekawi jedno tylko, co będzie na końcu. Jeśli macie małą cierpliwość do głównych postaci to tego anime nie polecam, bohater główny jest za naiwny we wszystkim co robi.


Economics in One Lesson

Kolejna pozycja na mojej liście przeczytanych w tym roku.
Tym razem jest to ebook, którego możecie dostać za darmo na stronie Instytutu Misesa.

Ta książka odpowiada na pytanie czemu głosuje na Korwina-Mikke. Jeśli ktoś chce się dowiedzieć dlaczego go popieram i co sądzę o gospodarce, to serdecznie polecam przeczytanie tej książki. Nie jest ona za duża, sam tekst zajmuje około 183 stron a czyta się szybko. Można ją dostać też po polsku, ale ja uważam, że to zawsze jest lepiej i się uczyć i się czegoś nowego dowiedzieć.

Autor przedstaw w niej rozwiązania jakie niesie liberalna ekonomia dla gospodarki, co powinniśmy zmienić i dlaczego. W prosty sposób możemy dowiedzieć się co to jest ekonomia. 

Polecam!

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Haikyuu!! - opinia po 5 odcinkach

Hej :)

Jako, że często tak jest, że nie da się nic powiedzieć o anime po 1 odcinku (a przynajmniej ja tak mam, że pierwsze odcinki są dla mnie rozczarowaniem). Postanowiłam zrobić serię wpisów na blogu na temat mojej opinii o danym anime po 5 odcinkach. 5 odcinków to moim zdaniem dobra liczba aby już jakoś coś się rozwinęło i żeby chęć do oglądania jako tako była. No i da się powiedzieć więcej na temat bohaterów i fabuły.


Dziś spojrzymy sobie na anime sportowe.
Tak, właśnie sportowe.
Ostatnio jest jakiś boom na tego typu anime. Mamy anime o koszykówce, o pływaniu itp. Oczywiście nie jest to nowość na rynku, zawsze anime/manga poruszały temat sportu. I co może być w tym ciekawego, kto nie fascynuje się sportem? 
Przekonajcie się sami. :)

Haikyuu - bo o nim mowa, jest poświęcone siatkówce. Cieszyło się dużym zainteresowaniem w ubiegłym roku, a z tego co słyszałam ma być sezon 2.

Fabuła

Anime opowiada nam historie Hinaty, chłopaka, który pewnego dnia zobaczył mecz siatkówki w telewizji i się w niej zakochał. Od tego momentu jego marzeniem było granie w siatkówkę i mieć własny zespół, który zajdzie wysoko. Niestety w szkole Hinaty (gimnazjum) nie ma chętnych do grania w tą dyscyplinę sportową, głównemu bohaterowie ledwo udaje się zachęcić kolegów do rzucania mu piłek. Dodatkowo Hinata jest bardzo niski, co komplikuje sytuacje. Podczas jedynych zawodów szkolnych na które się dostaje spotyka chłopaka, Kageyamę, który jest rozgrywającym w przeciwnej drużynie. Hinata uznaje Kageyamę za swojego rywala i postanawia ćwiczyć po to aby jego pokonać.
Po skończeniu gimnazjum dostaje się do liceum i tam postanawia dostać się do drużyny siatkarskiej, jednak jak się okazuje nie on jeden ma ten sam cel.



Moja opinia

Co tu dużo pisać, te anime jest po prostu przyjemne. Takie akurat jak się chce coś w spokoju obejrzeć, po prostu przyjemnie spędzić czas. Mamy w nim plejadę postaci, które mają swoje osobowości. Wszystko jak w normalnym życiu. Fabuła rozwija się w miarę szybko, a z drugiej strony właśnie nie męczy szybkością. Po chwili zaczyna się przeżywać rozterki bohaterów i chce się wiedzieć o nich więcej. Hinata jest jakby tłem spajającym wszystko.

Pomimo tego, że sam główny bohater jest prawie jak każdy główny bohater anime, czyli roześmiany, optymistyczny i niepoddający się, to i tak jakoś mi to nie przeszkadza.

Kreska i animacja są przyjemne dla oka, muzyka też. Opening mi się spodobał od pierwszego usłyszenia.

Dodatkowym plusem jest to, że czasami dostajemy informacje o samej rozgrywce i pozycjach w siatkówce, co dla osoby zupełnie się nieznającej jest przydatne.

 



czwartek, 22 stycznia 2015

Gra Tajemnic


Witajcie!

Wczoraj po raz kolejny poszłam do kina w tym miesiącu na najbardziej oczekiwany przeze mnie film od chyba listopada. Chyba właśnie wtedy się o nim dowiedziałam i pierwsze co wtedy widziałam to to, że premiera miała być jeszcze w grudniu. Na serio widziałam informacje, że wyjdzie w Polsce chyba jakoś 7 grudnia. Nawet wpisałam sobie do kalendarza. Dopiero później zauważyłam, że się myliłam i musiałam czekać kolejny miesiąc.
Nie oczekiwałam tego filmu ze względu na fabułę, bo trudno mi ją w ogóle oceniać. Za każdym razem Brytyjczycy przemilczają rolę Polaków w odszyfrowaniu Enigmy.I chociaż w filmie chyba z trzy raz słyszy się o Polsce, to tylko jako o ludziach którym udało się ją wykraść. Tyle. Dodatkowo nie czytałam żadnej publikacji dotyczącej całej sprawy z Enigmą. Teraz po tym filmie przeczytam, bo po prostu zaciekawił mnie ten temat. I to chyba duży plus tego filmu. I to, że gra tam Benedict Cumberbatch. Ja potrzebuję jego więcej! Chcę dowiedzieć się czy moja fascynacja nim jako aktorem ma dobre podłoże, czy po prostu gra on tak samo wszędzie. Muszę się tego dowiedzieć, więc pójdę na każdy film z nim aby się o tym przekonać.


O czym jest film?

Film opowiada o Alanie Turingu, jest zrealizowany na podstawie książki o nim. Genialny matematyk zostaje zatrudniony przez wywiad brytyjski aby rozszyfrować Enigmę. Ten kto nie wie co to Enigma niech wyszuka w googlach, bo jak dla mnie to podstawa.^^ Fabuła przeplata parę momentów z życia matematyka, jego dzieciństwo, jego pracę nad maszyną, która odkoduje Enigmę i w latach 50. kiedy został złapany na "stosunkach niestosownych", czytaj: homoseksualizmie. W latach 50. stosunki te były karane albo więzieniem albo chemiczną kastracją. 

Moja opinia

Od wczoraj wieczór wiele rzeczy sobie przemyślałam. Jest to pierwszy film w tym miesiącu i w tym roku, do którego nie mogę się przyczepić jeśli chodzi o aktorstwo, fabułę i inne filmowe rzeczy. Po prostu jestem pod dużym wrażeniem. W "Niezłomnym" miałam momenty dłużyzny itp., też lekkie sztuczności w graniu. Tutaj zupełnie tego nie ma.
Nie czytałam książki, tak więc nie wiedziałam zupełnie czego się spodziewać.
Jednakże wiem które momenty mi się nie podobały, chociaż nie zniechęcił mnie one do kupienia tego jak tylko wyjdzie na dvd.


I teraz trochę będzie spoilerów, jeśli w takim filmie możliwe jest zupełnie takie coś. To nie film akcji.

Co mnie raziło w tym filmie to głównie wypowiedzi o Bogu w tym filmie, nie wiem czy Turing sam tak paplał o Bogu jak Benedict w tym filmie. Mnie, jako katoliczkę to raziło. Po wygraniu wojny Turing w filmie mówi, że nie Bóg wygrał wojnę tylko my (jako ci za kulisami). Ogólnie zbędna wypowiedź, tylko wprowadza kontrowersje i powoduje w ludziach wierzących taki niesmak. Po co w ogóle było to w scenariuszu? Nie ma to żadnego znaczenia dla filmu, bo nie jest to film o walce ateisty z ludźmi wierzącymi. Ba, wydaje się wręcz, że nikt nie wierzy w tym filmie, więc po co się porusza tą sprawę. Podobne kwestie padają chyba dwa razy w filmie.
Uznałam, że taki był Turing a na szczęście jego nie muszę lubić aby uważać ten film za dobry.

Z drugiej strony znajduje się cała sprawa homoseksualizmu i czytając recenzje na iMDb doszło do mnie, że faktycznie, chociaż film zaczyna się od nacisku na konstruowanie maszyny do odkodowania Enigmy to w czasie jakoś to w ogóle się zaciera i skupia się na problemie orientacji seksualnej głównego bohatera. Sceny z dzieciństwa są niezręczne. Pokazują młodego chłopca, który jest totalnie dziwny - wręcz wydaje się lekko niepełnosprawny i rodzące się uczucie do kolegi. Te połączenie dla mnie pokazywało w złym świetle cały homoseksualizm głównego bohatera. Tak jakby to się łączyło ze sobą, jesteś dziwny to jesteś gejem. Jednakże rozumiem o co chodziło w tym wszystkim. Szkoda, że nie dowiadujemy się czemu Turing jest tak dziwny, co spowodowało u niego takie zachowanie. Bo chyba nie bycie gejem, czy twórca chce nam powiedzieć, że geje są dziwni z zasady?

Te przeskoczenie z wątku Enigmy na wątek homoseksualny jest w miarę gładkie, chociaż niezrozumiałe jest czemu to Turing później był sam. Nie miał rodziny? Może nie miał. Szkoda, że film tego w ogóle nie tłumaczy, ale czego ja tam oczekuję od filmów ;)

Benedict gra po prostu cudownie, końcowe sceny są przepiękne. Wszyscy aktorzy są po prostu wiarygodni w swoich postaciach, naprawdę wsiąka się w fabułę i śledzi każdy ruch. Pomimo tego co napisałam na górze nie czuję, że odebrało mi to największą frajdę jaką miałam w kinie od chyba paru ładnych miesięcy. Wyszłam z kina wzruszona. Napisy końcowe tłumaczące co się stało z Turingiem były dla mnie smutne. 
Szczerze nie wiedziałam, że kiedykolwiek było karalne bycie homoseksualistą. Tak, można uznać mnie za ignoranta, ale nie wiedziałam. Jedynie słyszałam o tym w USA. Uważam to za wielki bezsens i niesprawiedliwość. Czytanie, że Królowa Elżbieta jego ułaskawił było dla mnie obrazą, za co w ogóle tu ułaskawiać?

I przy tym filmie mogę napisać, że tak, jestem katolikiem. Wierzę w to co jest w Biblii napisane i tak uważam to za grzech, ale nigdy bym nikogo za to nie karała. Jest mi źle z tym, że żyli i żyją nadal ludzie którzy uważają, że zmianę czegoś można tylko spowodować wymuszeniem. I to nie dotyczy tylko nas, jako katolików, ale też drugą stronę.

Teraz tylko zaopatrzyć się w książkę i więcej informacji o Enigmie. :)

PS: Zastanawiam się czy jakoś oceniać filmy wg skali, ale jeszcze nie jestem pewna. Pod koniec miesiąca zrobię zestawienie jakie filmy w tym miesiącu zrobiły na mnie wrażenie jakie nie. Problem w tym, że jeśli mi się zwiastun nie podoba to nie idę do kina na niego. Omijam wszystko co mogłoby mi się nie spodobać, co powoduje, że moje oceny byłyby dość podobne. Ale spróbuję. :)


Tokyo Ghoul - manga i anime


Hej! :)

Jak dla mnie rok 2014r. należy do mangi Tokyo Ghoul, to było moje odkrycie poprzedniego roku, które zrobiło na mnie piorunujące wrażenie. Na jesieni pojawiło się też 1 sezon anime z którym mam duży kłopot, ale po kolei.

O czym jest Tokyo Ghoul?

Czasy współczesne, miasto Tokyo i jedynym dodatkiem do tego są ghoule, które na co dzień wyglądają jak ludzie, ale nocami chodzą i zjadają przechodniów. Państwo broni się przed nimi dzięki założonej komórce, która ma za zadanie zwalczać ghoule. Na tym tle poznajemy Kanekiego, studenta, który z zamiłowania jest bibliofilem. Kaneki przypadkowo wraz ze swoim kolegą wchodzi do jednej kafejki w której spotyka dziewczynę, która podziela jego miłość do jednego autora. Szybko jednak okazuje się, że ta dziewczyna nie tylko to lubi w Kanekim. Na jego oczach zamienia się w ghoula i tylko przypadek chroni Kaekiego przed zjedzeniem. W wyniku tego przypadku, jakim jest zmiażdżenie Rize (kobiety-ghoul) przez betonową część budynku nasz głowny bohater przeżywa. Jednak cudem i to po transplantacji części Rize w jego ciało. Co się stanie teraz z Kanekim? Jak będzie wyglądało jego życie? Na te pytania możemy znaleźć odpowiedź w mandze.

Opinia

Szczerze, uwielbiam tą mangę. Cała sceneria, rysunki bardzo gore. Ta atmosfera. Wszystko.
No może poza głównym bohaterem, ale to do czasu. Jedynym mankamentem jest zakończenie, bo w ogóle nie satysfakcjonuje. Podobno ma wyjść kolejna część, ale może to się znowu okazać plotką.
Chciałabym. Po przeczytaniu każdego rozdziału chce się jeszcze więcej. 
Nasz bohater zmienia się nie do poznania i to na duży plus.
Problemy bohaterów nie są za bardzo emo, a pytania które sobie zadają nie przytłaczają.
Sceny walki są jak dla mnie zbyt chaotyczne i niekiedy nie wiem kto gdzie jest i kto walczy, ale mam za to dużo scen niepatyczkujących się z krwią i obrywanymi głowami. Love it <3 
Fabuła jest po prostu intrygująca, jest masa pobocznych postaci o których chcesz wiedzieć jeszcze więcej. Każdy kto się pojawia wygląda super, tak, że Kaneki niekiedy w ogóle nie jest ważny. Za to cenię sobie tą mangę, Kaneki jest, ale życie toczy się dalej.

Świat przedstawiony w mandze jest mały, ogólnie mówi się tylko o dystryktach Tokyo. Tak jakby tylko Tokyo istniało na całym świecie. Dodatkowo po pierwszym tomie mangi nie uświadczy się (tu duże chyba, bo możliwe, że są momenty) jak reagują normalni ludzie na to, że po ulicy chodzą ghoule. I to jest jedyny minus całej serii jaki znalazłam. Po prostu autor przestał się tym przejmować, skupiamy uwagę tylko na ghoulach i na wydziale ich ścigania. Jednakże to aż tak nie razi moim zdaniem.

Ocena: 4/5 - odejmuje punkt za zakończenie, które po prostu jest jakby ucięciem fabuły. :(






Anime - uwaga mogą być spoilery! Sezon 1 i 2 odcinki sezonu 2.


Kiedy usłyszałam, że będzie anime na podstawie mangi to nie mogłam uwierzyć we własne szczęście. Uwielbiana manga dostaje ekranizację. Teraz zobaczę wszystko to co oglądam tylko poruszające się.

Jakie było moje rozczarowanie, kiedy się okazało, że zamiast jatki gore dostaliśmy lukrowane anime, które nic nie ma z atmosfery mangi?!
Mówiłam sobie tylko jedno, to pierwszy odcinek, może potem będzie lepiej.
Jednak nie było.

Zupełnie nie rozumiem czemu autorzy postanowili pokolorować wszystko w tak jaskrawe kolory. Wszystko jest fioletowe lub różowe, kagune - broń ghouli jest czerwona. Wygląda to cool, ale zabiera całą atmosferę gore. Cały horror sytuacji zostaje nam odebrany. Po chwili mamy już spokojne życie Kanekiego. 
Wszystko jest za piękne, za idealne.
I chociaż fabuła 1 sezonu idzie w miarę zgodnie z mangą, to już 2 sezon (z tego co zauważyłam po 2 odcinkach) odwrócił się od mangi prawie, że zupełnie. A na pewno wątek Kanekiego. W tym momencie po prostu siedzę i zastanawiam się o co chodzi Kanekiemu, kiedy w mandze wszystko było spójne. Tu w anime też nic nie tłumaczą, po prostu dają. Pojawia się Owl, popatrzcie sobie na niego, ale nie przedstawcie ani nie pokażcie o co chodzi z nim. Mój brat musiał mnie zapytać kim jest ta Sowa o której gadają bo ani razu nikt tak go nie nazwał podczas walki!!!!
Czy autorzy chcą zmienić zakończenie fabuły bo wiedzą jaka jest beznadziejna?
Szczerze, w tym momencie Kaneki mi się nie podoba. Po prostu nie jest to spójny charakter, cokolwiek nim kieruje to więcej fajności miał w mandze, gdzie szedł za tym co sam uznawał za słuszne. 

I te kolory!

Walka z Ayato po prostu była za krótka, nic nie pokazała z nowych możliwości naszego bohatera. Nic. Takie rozczarowanie. 

Muzyka do anime mnie nie porywa, w ogóle jej nie pamiętam. Jeden soundtrack jest fajny, opening wymiata na całego. I za to bardzo sobie cenię anime, ale ten drugi opening jest żałosny.
Zastanawiam się nad porzuceniem oglądania tego czegoś, chociaż to jedno z anime, które oglądam z bratem, więc może zrobię ten wyjątek dla niego.

Ocena: 3/5





Pomimo mojej niechęci do kolorów nie mogę napisać, że animacja jest brzydka. Jest śliczna i naprawdę miła do oglądania. Ghoule dobrze się poruszają. Fabuła też w miarę jakoś idzie. 1 sezon jak dla mnie był identyczny z mangą i chociaż zabrakło atmosfery to jednak nie mogę się przyczepić do tego. Postać Kanekiego jak na razie jest na minusie, ale reszta jest identyczna z mangą. Stąd ta punktacja. Brak atmosfery to dla mnie największy minus.

Podsumowanie

Jeśli lubisz sceny gore: czytaj mangę, nawet nie patrz na anime! Wysłuchaj opening i na tym zakończ.
Jeśli nie lubisz scen gore: oglądaj anime, jest bardzo dużo cenzury, więc dla delikatnych ludzi jest to idealne anime.

Tokyo Ghoul w Polsce!


Hej! :)

Wczoraj miło zaskoczyła mnie wiadomość o tym, że w kwietniu dzięki wydawnictwu Waneko będziemy mogli zakupić 1 tom mangi Tokyo Ghoul! To wielka gratka dla fanów, czyli dla mnie.
Jestem podekscytowania i mam czego wyczekiwać. :)
Tym bardziej, że manga się zakończyła i ma 14 tomów. Czyli nie kolejny tasiemiec do kupowania :D
Bo ja to głównie kupuję tasiemce. LOL Jak to w ogóle brzmi ;)

środa, 21 stycznia 2015

Aldnoah Zero


Witajcie!

Wraz ze zmianami rozpoczynającym nowy rok chcę też wrócić do pisania swoich opinii na temat mang i anime, które czytam/oglądam. Tak, kolejny 52 week challenge i nie wiem jak to wyjdzie, bo uważam, że trzeba obejrzeć parę odcinków aby być powiedzieć na temat anime.

Stwierdziłam, że 5 odcinków będzie dobre dla wystawienia swojej opinii, ale Aldonoah Zero obejrzałam całe, 1 sezon oczywiście. Jak na razie mamy chyba 2 odcinki 2 sezonu.

O czym jest Aldnoah Zero?

Jest to anime z gatunku mecha, którego reżyserem jest Ei Aoki (znany z reżyserowania Fate/Zero) a samo anime zaistniało dzięki, a słyszałam, że tylko 1 epizod, Genowi Urobuchi (którego możecie znać z Fate/Zero lub Psycho-Pass). Jeśli sam Gen Urobuchi Wam nic nie mówi i kompletnie nie wiecie z czym można mieć do czynienia przy dziełach tego Pana, to możecie uważać się za szczęśliwców. Fate/Zero obejrzałam tylko chyba 2 odcinki i nadal czeka na mój lepszy humor, ale Psycho-Pass obejrzałam całe i niedługo napiszę swoją opinię na jego temat. Ogólnie jest źle.
Co mnie najbardziej przyciągnęło do tego anime to muzyka napisana przez Hiroyuki Sawano, znanego z OST Shingeki no Kyojin - można oczekiwać epickości. :)


Ale wracając do pytania. :) 
Mamy czasy współczesne, ale o tyle inne od naszych, że ludzie osiedlili Mars dzięki pomocy obcej technologii odkrytej na Księżycu podczas jednej z wypraw. Dzięki temu na Marsie powstało Imperium Vars, założone przez jedną dynastię, która ma możliwość aktywacji mocy zwanej Aldnoah.
Z tego co zrozumiałam, a nie jestem pewna czy dobrze, w wyniku braku miejsca dla rozwijającego się Królestwa została wypowiedziana wojna Ziemi. Głównie dlatego, że na Marsie brak jest środków do wygodnego życia, a na Ziemi jest ich pełno. W wyniku wojny uległ zniszczeniu Księżyc, a Ziemia i Imperium Vars zakończyły walkę. 

15 lat później, w momencie kiedy zaczyna się anime, księżniczka Asseylum Vers Allusia (co za imię! Absurd absurdów) przylatuje na Ziemię z oficjalną wizytą. Jednakże atak terrorystyczny kończy oficjalną wizytę, Ziemia i Imperium Vars stoją na granicy kolejnej wojny. Oddziały Imperium Vars z potężnymi mechami zasilanymi mocą Aldnoah przylatują na Ziemię.

W takiej oto scenerii poznajemy główny bohaterów serii, a zwłaszcza naszego protagonistę Inaho Kaizukę.

Co sądzę o anime?

Świat, jak i same sceny walki są przyjemne do oglądania. Mam mnóstwo scen z mechami, które niestety są komputerowe i to strasznie razi. Przynajmniej mnie, ja nie lubię tego typu grafiki, która wyraźnie odróżnia się od tła. 
Jednakże chyba jedynie grafikę i muzykę mogę zaliczyć na plus, bo postacie są dla mnie puste. Zwłaszcza główny bohater, Gen Urobuchi na całego. Jeśli się oglądało Psycho-Pass, to wszyscy mogą poczuć powtórkę z rozrywki. Inaho wydaje się osobą bez uczuć, poza swoimi zdolnościami strategicznymi ten bohater nie wnosi nic do anime. I chociaż anime koncentruje się na nim, to jednak często pytałam siebie czy na pewno on jest głównym bohaterem? Czy może on ma służyć jako tło?

Inaho już w pierwszym odcinku widzi śmierć swojego kolegi, ale na jego twarzy nie da się zobaczyć wyższych uczuć, jego emocje są przytłumione. I chociaż można powiedzieć o chęci zemsty, to to jest zemsta strasznie wyrachowana. Wykalkulowana. Inaho to robot, robi wszystko świetnie, zawsze ma jakiś pomysł i chociaż roboty, którymi się posługuje nie mają szans z mechami Imperium Vars to jakoś wygrywa.

Księżniczka Asseylum to blondwłosa naiwność, która ma tylko miło i ładnie wyglądać plus mówić śliczne teksty o pokoju. Wygląda jak dziecko i chociaż nigdy nie jest powiedziane ile ma lat, to mam nadzieję, że nie ma tych 9 lat na które wygląda. Jej związek z Inaho jest przedziwny, nie wiadomo do końca czemu Inaho ją chroni, czy tylko z niskich pobudek czy ją lubi. Z drugiej strony sama Księżniczka też nie wyraża większych emocji co do niego samego. Po prostu wszyscy przyjmują świat taki jaki jest.

Po drugiej stronie, a bardziej po tej samej, ale na statku wrogiego Imperium Vars mamy kolejnego bohatera. Slaine Troyard, chłopak, który niechcący znalazł się na jednym ze statków Imperium Vars, był znienawidzony przez wszystkich a teraz ma problemy czy chce walczyć po stronie Vars czy Ziemi. Dodatkowo ma związek z księżniczką, która chyba uratowała mu życie, ale kto to wie, te sceny są dość niepewne. Dość, że Slaine jest po prostu nudny. Pokazuje więcej emocji niż Inaho, ale i tak marnie wypada.

Poboczne postacie mają swoje problemy i niekiedy większą głębię niż główni bohaterowie, co przy Inaho nie jest w ogóle żadnym wyczynem.

Muzyka, kocham ją, ale kompletnie nie pasuje do tego co się dzieje na ekranie. Dynamiczne momenty są w anime pokazane jako powolne ruchy mechów. Epickie momenty są powtórkami z rozrywki, jak to Inaho zawsze wszystko kończy. Reszta załogi zawsze jest przedstawiona jako naiwni debile, którzy siedzą i nic nie robią. Tylko Inaho myśli. 

Te anime to dno, ładne dno. Znowu, jak Psycho-Pass. 

Spoilery! Moje największe wkurzenie!

Końcówka sezonu....  
Była zarazem zaskakująca zarazem zbyt piękna aby była prawdziwa.
Sezon 1 kończy się nam "śmiercią" głównych bohaterów, a przynajmniej wyląda to tak, że umiera księżniczka, Inaho i Slaine mają wyciągnięte bronie przeciwko sobie - wtf?! za przeproszeniem, obydwoje chcą tego samego - i pada strzał.
Dało mi to nadzieję, że w 2 sezonie już nie będzie Inaho, tylko czym jest te anime bez Inaho? Jeszcze większym niczym, więc co się dzieje w 2 sezonie? Tak -_- Powrót Inaho, a i Slaine też wraca.

Moja ocena

Te anime jest po prostu beznadziejne.
Nie polecam jego oglądać, nie da się wytrzymać tych postaci. Są płaskie i zachowują się jak roboty.
Jedyny plus dla mnie to muzyka i radzę ja przesłuchać, oddzielnie.



52 week book challenge - 3 tydzień



Zostaliśmy zalani różnymi wyzwaniami na 2015 r., a wszystko zaczęło się od wyzwania 52 książki przez cały rok. Co daje 1 książkę tygodniowo. Jako, że mi idzie to bardzo wolno podjęłam się tego wyzwania. Jak do tej pory udało mi się przeczytać 3 książki. ^.^ Problem jest taki, że zazwyczaj wybieram gigantyczne tomiska - jak teraz historię Węgier napisaną po angielsku, bo okazuje się, że na naszym rynku nie ma jeszcze historii Węgier od powstania do naszych czasów. Co moim zdaniem jest dość dziwne patrząc na to powiedzenie: Polak, Węgier dwa bratanki.
Jednakże uważam to też za plus, bo uczę się w ten sposób angielskiego. Ale idzie mi strasznie wolno.

Poniżej przedstawiam zdjęcia moich ostatnich przeczytanych pozycji i krótką moją opinię.


Rozdroża jest to książka, którą dostałam na Boże Narodzenie. Nie był to mój wybór, więc zupełnie nie wiedziałam czego mogę się spodziewać, poza informacją, że była zakupiona w katolickiej księgarni. Jako, że nie czytałam jeszcze powieści katolickiej to był mój pierwszy raz z tym gatunkiem.
I to nawet całkiem udany.
Książka może nie zachwyca, ale jest porządna.
Główny bohater dostaje szansę zmiany swojego życia w dość nieoczekiwany sposób. 
Jest to jedna z tych książek, która wypełnia nas atmosferą ciepła i takiego, domu. Miejsca przy kominku - o to by był dobry opis. :D 
Moim zdaniem to co czyni tą książkę dobrą jest próba i to całkiem udana rozwikłania Tajemnicy Świętej Trójcy. Mogło to wyjść kiczowato, ale skończyło się na byciu intrygującym.
Jestem pozytywnie zaskoczona i z chęcią przeczytam kolejną pozycję tego autora.

Kenia, ostatnio wystąpiłam na wojenną ścieżkę aby więcej się dowiedzieć o otaczającym nas świecie. A zwłaszcza o historii świata. Kenia jest kolejną pozycją historyczną, którą wypożyczył mi mój brat z Biblioteki Uniwersyteckiej i należy ona do serii: "Historia Państw Świata w XX wieku".
Polecam gorąco tą serię, bo ma dużo pozycji i każdy coś znajdzie dla siebie.
Jest to pierwsza książka dotykająca historii jednego z państw leżącego w Afryce, ogólnie nigdy mnie to nie ciekawiło i wiedziałam tylko o kolonializmie i niewolnictwie. Na tym moja wiedza się kończyła. 
Jak zwykle bywa w tej serii kwestia kulturalna i społeczna jest tylko lekko poruszona i mam nadzieję, że znajdę coś bardziej szczegółowego podczas moich dalszych poszukiwań.

Życie artystek w prl to książka mojej Mamy, bardzo fajnie się czyta życiorysy poszczególnych pań. Wraz z innym pozycjami Sławomira Kopra można wejść do świata PRL i bliżej się z nim zapoznać. Jak dla mnie warta kupienia i przeczytania pozycja.

wtorek, 20 stycznia 2015

Movie challenge 2015


Przy całym zalewie różnego typu wyzwań postanowiłam sama je trochę zmodyfikować, a raczej pobawić się. Stąd pomysł na 1 film obejrzany tygodniowo, i chodzi o 1 nowy film. Zwłaszcza pod tym względem, że ostatnio w miarę często bywam w kinie. Przynajmniej raz w tygodniu w Cinema City bo mają bilety po 14zł. Jak takiej szansy nie wykorzystać?
Trochę jestem zła bo tak naprawdę co roku zaczyna się rok od filmów z poprzedniego roku, więc jak tu brać je do jakiś zestawień?

W 2014r. bywałam w kinie na jedynie tych filmach na które strasznie chciałam iść, ale moja pamięć jest strasznie wybiórcza i niestety pamiętam tylko filmy, które mnie zawiodły, jak np. Transformersy lub Hobbit. A zwłaszcza Hobbit, bo to była okrutna końcówka roku, takie rozczarowanie. Może się starzeję, ale mój poziom przyzwolenia na bullshit w fabule znacznie zmalał. Kolejnym filmem, który był beznadziejny a na który wydałam kasę był Dracula - jednakże niczego się po nim nie spodziewałam. Czemu nie mogę spamiętać żadnego filmu który by mnie zachwycił? Może po prostu nie było takiego...


Początek roku przywitałam z Amazing Spiderman, czemu tak późno? Bo nie mogłam przekonać siebie do tego aktora. Dobre kino akcji, młodziutki Spiderman tak nie razi. Na pewno przyjemniej się to oglądało niż Hobbita, chociaż raz wystarczy. O wiele bardziej lubię jak Peter jest studentem a nie licealistą.



Transcendencja - co za gówno. Tego inaczej nie da się wyrazić. Zmarnowane 2 godziny z życia, bo ciągle czekasz na coś, na... sama nie wiem na co. Akcja jest powolna, bardzo powolna. Klisze na każdym kroku. Postać grana przez Deppa jest po prostu pusta i nie chodzi mi o to jak zachowuje się jako komputer. Przez cały film pytasz się o co reżyserowi chodzi? Postacie są mdłe. Masz dość tego filmu po chyba 20 minutach. Nie mogę uwierzyć jak nisko Depp dotarł jako aktor, może wybierać lepsze filmy a sięga po takie beznadziejne filmiki. Nie mogę uwierzyć, że ludzie na Filmweb bronią tego filmu jako film przełomowy - takich filmów mieliśmy już sporo a pytania w nim zadane były lepiej przedstawione np. w AI. Wystarczy poszukać i obejrzeć.



Exodus - zupełnie nie jestem fanką Christiana Bale'a, nie uważam go za dobrego aktora. Jak dla mnie gra podobnie gdziekolwiek się nie pokaże, po prostu nie zwracam na niego uwagi ani mi nie przeszkadza. Dzięki temu Exodus oglądało mi się bardzo przyjemnie. Jestem zadowolona. Efekty, zdjęcia i muzyka były na dobrym poziomie. Plagi, moim zdaniem, zostały pokazane świetnie. Rozmowy Mojżesza z Bogiem były takie jakie chciałam. Nie wiem czemu parę rzeczy zmienili, jak np. Bóg mówi przez jakieś dziecko a nie z krzaka, po co to zmieniać?
Nie żałuje jednak kasy. Porządne kino. Z miłą chęcią obejrzę jeszcze raz.



W ostatnią niedzielę poszłam do Kinoteki na Niezłomny. Biegacz podczas II Wojny Światowej wpada w ręce Japończyków.
Jak na razie ten film wygrywa w moich top miesiąca. Wzruszający, porządnie zagrany, czasami się dłuży, ale robi wrażenie. Motywuje do życia i podążania za swoim celem. No i reżyserem jest Angelina Jolie i warto pójść i zobaczyć jak sobie ona radzi.







Mam większe plany niż te 52 tygodnie, bo mamy wysyp filmów Oscarowych i moja lista już jest dość długa. Jutro idę na Grę Tajemnic a za tydzień chcę zobaczyć Siódmego Syna. Hiszpanka - polski film, wygląda całkiem porządnie.

A to na tyle jak na razie.

Rutyna fitness na styczeń i luty 2015

Witam :)

Jednym z moich postanowień na Nowy Rok była zmiana rutyny fitness. Pod koniec 2014 r. obiecałam sobie, że przerobię całe 6 tygodni z Jillian Michaels.




Nie wiem czy już kiedyś tu wspominałam, ale miałam zamiar to zrobić, ale miałam wtedy inną rutynę. Byłam skupiona na każdej części ciała. W listopadzie to się zmieniło wraz z wyzwaniem na przysiady jednej z mojej ulubionej vlogerki Joanny Soh:


Nie zrobiłam tych 30 dni pod rząd, bo uważam to za naiwne myślenie. Oczywiście 3:30 dziennie to jest bardzo mało, ale człowiek musi mieć czas na spotkania ze znajomymi, chodzenie do kina i wtedy raczej nie chce mu się przebierać w strój do ćwiczeń.^^(Tym bardziej, że moja rutyna w grudniu zakładała 1h na całość ćwiczeń) Moje wyzwanie potrwało od listopada do początku stycznia. Z tym, że w listopadzie miałam chwilowe zniechęcenie. I wytrzymałam! Lekko nie jest, nadal przy ruchu pulsacyjnym bolą mnie uda, a pod koniec palą, ale wytrzymuję całość. Początki były zupełnie inne, musiałam sobie robić przerwy.^^ Zauważyłam też, że faktycznie są efekty. To dało mi motywacje do rozpoczęcie tego wyzwania na nowo, no i na powrót do Jillian Michaels.

Ćwiczyłam już wiele kombinacji na brzuch, ale kiedy po raz pierwszy zrobiłam to z Jillian okazało się, że da się ułożyć taki zestaw który nie powoduje przemęczenia natychmiastowego.
O co mi chodzi?
Wiele zestawów polega na tym, że jedna partia brzucha dostaje wycisk pod rząd, co u mnie zawsze kończyło się nie wykonaniem całości. Po prostu za bardzo bolały mnie mięśnie. I oczywiście, że tak powinno być, ale jaka to przyjemność kiedy nie możesz wykonać ćwiczeń?
Zestaw Jillian Michaels jest po prostu przyjemny.
Jest wymagający, ale z drugiej strony mamy tu różnorodność ćwiczeń na różne partie brzucha, tak, że chociaż pracują to nie są aż tak przerabiane.
I z dumą mogę napisać, że jak teraz do nich wróciłam to odkryłam, że moje miesiące ćwiczeń jednak działają. O wiele łatwiej mi idą powtórzenia, a pozycja plank nie jest już dla mnie wyzwaniem.
Co jeszcze jest fajne w tym zestawie, to to, że czuć różnicę i to na następny dzień. Brzuch jest bardziej twardy.

Szukałam dobrych ćwiczeń na uda i pupę, ale skończyłam znów na wyzwaniu.^^ Przynajmniej wiem, że działa. Może po nowych 30 dniach nie będę już nic czuć.

Przed ćwiczeniami robię sobie rozgrzewkę, która polega głównie na rozruszaniu ramion, szyi, nóg i kolan. Zwłaszcza przy robieniu przysiadów trzeba zwracać uwagę na kolana. Także robię sobie małą rozgrzewkę cardio: bieg w miejscu + pajacyki lub skakanie w miejscu. To zajmuje mi około 6 minut, ale dzisiaj zmieniam na 8, bo już nie czuję zadyszki.^^

Oprócz ćwiczeń na nogi i brzuch mam też na ramiona:


I oczywiście ćwiczenia z ciężarkami. Jakieś 2 lata temu kupiłam sobie ciężarki 4kg, a miałam 1,5kg. Możecie wyobrazić sobie jak było ciężko, lecz w 2014 r. zakupiłam sobie 2kg. Myślałam, że dokupię jeszcze opaskę 1kg tak aby dobić do 3kg i kiedyś wreszcie zacząć ćwiczyć z moimi 4kg, ale trzeba mieć jakieś wyzwanie.
Podsumowując mój wywód: mam teraz parę ćwiczeń z 4kg a resztę mam z 2kg. Jest ciężko. 10 podnoszeń nie jest lekkich, robię ich w jednej serii 20 a w drugiej wczoraj udało mi się dobić do 17.
Żeby nie przećwiczyć ramion to ćwiczę je co 2 dzień.

Oczywiście w mojej rutynie nie może zabraknąć rozciągania. 
Robię to po swojemu, puszczam w tle relaksacyjną muzykę, taką jak tutaj:


A do ćwiczeń, a przynajmniej do cardio, uważam, że najlepszy jest ten zbiór soudtracków z Naruto. Moje ostatnie odkrycie.^^


Może Wy macie jakieś ciekawe ćwiczenia na uda i pupę?

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Dieta Paelo

Cóż znowu można napisać, bycie na diecie za mną chodzi.
A zwłaszcza zmiana swojego sposobu odżywiania już na zawsze.
Podczas ostatnich 4 lat mogę już, moim zdaniem, mówić o zmianie stylu odżywiania.


Dzisiaj chciałabym przedstawić Wam moje nowe odkrycie na 2015 r., jeśli chodzi o zdrowie odżywianie. I chociaż słyszałam o tej diecie już przedtem, to dopiero teraz podjęłam wyzwanie.

W gruncie rzeczy nie chciałam w ogóle tego robić.
Moja własna dieta - po prostu zdrowe odżywianie się i wyeliminowanie pieczywa - jest skuteczna.
Skąd więc zmiana?
Z rodzinnych powodów.
Moja Mama wreszcie. po wielu latach przyglądania mi się, stwierdziła, że też chce schudnąć. Pod wpływem znajomych wyraziła chęć przejścia na właśnie tą dietę. Ja wpierw miałam mieszane uczucia, ale w miarę jak się wczytałam to zobaczyłam, że to lekka modyfikacja tego co ja mam. Jeśli można lekką nazwać wyeliminowanie nabiału.

Wg opisów dieta ta polega na jedzeniu produktów, które podobno nasi przodkowie jedli. Stąd nie mam w niej przetworzonych produktów, takich jak makarony itp. Jest to dieta bezglutenowa i pomimo różnych przepisów na które natknęłam się w internecie (Amerykanie nie mogą się obyć bez naleśników na śniadanie) usuwa też produkty z takich roślin jak amarantus itp. Stricte na tej diecie nie da się zrobić pieczywa, więc nie wiem skąd taka ilość przepisów łamiących to założenie.

Na obrazku powyżej zamieściłam najważniejsze założenia i czas podczas którego będę na tej diecie bez żadnych modyfikacji. Jestem najbardziej ciekawa efektów u mojej Mamy, u której pewnie efekty będzie widać najlepiej.

W moim przypadku bardziej zależy mi na zachowaniu obecnej wagi, przy spadku procentowego udziału tłuszczu w mojej masie. Żeby wreszcie te mięśnie lepiej widzieć :) A jeśli chodzi o sam spadek - bo nadal mam zaległości po Świętach - to jestem ciekawa, bo jak dotąd diety na których jadłam mięso mało mi dawały.^^ 

Wpierw miał być miesiąc, ale wydłużyłam czas do 5 tygodni. Co nie znaczy, że po tych 5 tygodniach będzie powrót do normalnego jedzenia - przynajmniej dla mojej Mamy. Ma to być zmiana stylu jedzenia, chciałabym aby moja Mama sama zauważyła jak dobre efekty daje nie jedzenie pieczywa (ja też je uwielbiam) i słodyczy. 

czwartek, 8 stycznia 2015

Hobbit - Bitwa Pięciu Armii

Hej, witajcie :)


Dzisiaj przyjrzymy się najbardziej wyczekiwanemu (a przynajmniej w moim światku) filmie 2014 roku. Nie jestem ekspertem i to tylko moja opinia. Przeczytałam Hobbita, jak i Władcę Pierścieni. Jako taką wiedzę o świecie Tolkiena mam, może niezbyt dużą, ale w tym tekście nie będę wchodzić w szczegóły świata. Skupię się wyłącznie na samym filmie i na tym czemu uważam tą część za najgorszą ze wszystkich trzech. Z góry chcę napisać, że nie uważam aby ten film był najgorszy w 2014 roku jaki widziałam. Ogólnie nie mam takiego filmu na ten rok, oglądałam tylko takie na które czekałam lub podobały mi się zapowiedzi. :)


Wbrew chyba przeważającej opinii, że po co robić 3 części z małej książeczki dla dzieci, ja byłam tym pomysłem zachwycona. Po pierwsze i chyba głównie dlatego, że uwielbiam Władcę Pierścieni, ten świat, no i pomysły Petera Jacksona.


Dla mnie to miała być uczta kinomaniaka, miałam zostać wbita w fotel a potem tylko zakupić płytę i oglądać co roku. :) I patrząc na 1 część, to już się ona tym stała, od kiedy mam ją na płycie to bardzo często do niej wracam. Uwielbiam też rozszerzoną jej edycję wraz z komentarzem reżysera i całej obsady. 2 części nadal nie mam na płycie, ale mam w planach jej zakup bo właśnie wyszła jej edycja rozszerzona - a to a uwielbiam najbardziej! Zresztą chyba 2 część mi się podoba najbardziej, kiedy pierwsza jest dla mnie klimatyczna i wprowadzająca znowu w świat, to 2 ma sporo akcji i fajnych scen - głównie sceny walki elfów, w wodzie w beczkach itp.


Jak na tym tle plasuje się część 3?


Mizernie. Po pierwsze nie mam ochoty na obejrzenie jej po raz drugi, bo boję się, że jeszcze bardziej zobaczę jej wszystkie wady. Kiedy byłam na niej w kinie to się wzruszyłam jedną sceną i potem już tylko jechałam na emocjach do tej jednej sceny - niestety. Drugi raz byłby już bardziej opanowany, niestety.


(Od tego momentu są spoilery, więc jeśli nie chcesz psuć sobie zabawy to zakończ teraz czytanie)


Początek filmu... jest końcem poprzedniej części i to strasznie krótkim. W około 20 minut Smaug ginie i nie mamy jak odczuć tego w jakiś sposób. Wzruszające sceny - znaczy mające wzruszać - Barda i jego syna. Smok ginie a my co dopiero wrzuceni w wir emocji musimy już gramolić się aby ochłonąć i podejść na spokojnie do całej reszty.


Na serio nie wiem czemu tamta część nie mogła się skończyć zabiciem Smauga. To wygląda jakby na siłę dodane. Zresztą wybija z filmu, nie ma początku tylko od razu zakończenie. I tak naprawdę film zaczyna się po zabiciu smoka. Po tych 20 minutach mam faktyczne rozpoczęcie 3 części, środek i zakończenie. Zakończenie?


Jestem pod wielkim wrażeniem aktorów, że wybronili się jakoś spod tego kiczu w którym pływali. Wiele scen po prostu rozczarowuje. Thorin stał się moją znielubioną postacią tej części, nieprzyjemnie się go ogląda. I nie przez to, że jest pod wpływem złota itp. Po prostu te sceny są dziwne... Oderwane od stylistyki filmu, tego do czego nas przyzwyczaił Jackson, a przynajmniej mnie. Mamy postać chorą, odurzoną a jednak cały ten pokaz jest tak sztuczny, że nie wiadomo czy śmiać się czy płakać. Dodatkowo wszystko to się wlecze. Każda scena z Thorinem jest na maksa przedłużona. Niepotrzebnie.


Nie wiem czy specjalnie te wojska są mniejsze czy to wynika z czegoś innego. Ja tym byłam całkiem zadowolona, no bo wreszcie widać gdzieś koniec a nie niekończące się siły wroga. Jednakże jest i ale, ale takie, że liczba naszych sojuszników się nie zwiększa i nie zmniejsza. Tak, krasnoludy nie giną na polu walki. W połowie filmu nadal jest ich tyle samo.


No cóż, patrząc na ich liczbę na samym początku to by w 20 minut zostali wyrżnięci i tyle by było bitwy.


Kiedy wreszcie Thorin wypada z krasnoludami (i to jest ta scena która mnie wzruszyła), to tam już nie powinno nikogo być a nadal są chyba dwa szeregi krasnoludów. Ba, nawet nie są brudni od walki. Tak jakby co dopiero przyszli.


Nie ma żadnych większych scen bitewnych. Przez cały czas skaczemy do miasta w którym Bard próbuje ratować swoje dzieci i dzielnie walczy z orkami. Co tam, że wojsko ma złożone z ludzi którzy nigdy nie walczyli i zostałoby rozbite w sekundy. Zresztą te sceny są bardzo upierdliwe i zamiast bitwy pięciu armii to mamy bitwę w mieście, a raczej bitwę/komedię bo mnóstwo scen jest z tym Alfridem i jest ich za dużo. Aż trzeba wysilić się aby się pośmiać się z nich. Zapewne gdyby nie nacisk na historię Barda to może bym inaczej to odczuła.
Bitwa jest tłem do innych wydarzeń, nie jak we Władcy głównym wydarzeniem. Tu po prostu gdzieś tam się dzieje i kiedy już dostajemy Thorina i całą resztę krasnoludów na polu bitwy to... Wskakują na kozice, które pojawiają się chyba z nieba i Thorina nie ma. Brak scen krasnoludów podczas bitwy uważam za największy grzech tego filmu. Oprócz 4 krasnoludów, którzy jadą na kozicach po Azoga (Thorin, Fili, Kili i Dwalin), to reszta jest nieobecna. Nie mam żadnej sceny walki z nimi! No WTF?!
I ok, lubię tą scenę kiedy Thorin wita się z Dainem, ale tu by przydały się wspólne sceny walki.
Byłoby zbyt pięknie chyba. -_-


Śmierć Fili'ego jest taka pusta. Ginie i tyle. Nie możemy jej nawet odczuć, wszystko jest skupione na Kilim i Tauriel. Lubię wątki romantyczne, ale tu aż trudno poczuć to wszystko. Wszystko tak szybko się dzieje. Całe te gadki później o miłości są jak dla mnie tak kiczowate i niepotrzebne, że aż się wstydzę, że się pojawiły w tym filmie. Rozpaczliwe pytania Tauriel chyba tylko ratuje sama Evangeline Lilly, jeśli w ogóle da się to jakoś uratować.


Legolas lata przyczepiony do nietoperza i wywija niesamowite sztuczki - wszystko to pokazane w strasznie sztucznych efektach komputerowych. A tych sztucznych scen z komputera jest wiele, nagle Władca z początku 2000 lat wydaje się ładniejszy. Czy mi się cofamy w technice?


I chociaż lubię te sceny, bo wprowadzają więcej akcji, to jednak zgodzę się z innymi krytykami filmu (naczytałam się sporo recenzji w internecie, głównie na stronach amerykańskich), że tworzą z niego Boga Wojny. Taki Legolas z łatwością pokonałby wszystkich wrogów przed sobą i to z łatwością.


Ale gratka to dla mnie była, więc nie umiem nie lubić tych scen tak bardzo. ;-)


Walka Azoga z Thorinem mi się podobała, zwłaszcza gra aktorska Richarda Armitage - ten koleś strasznie dużo zrobił w tym filmie pozytywnego. I można się czepiać wielu rzeczy podczas tej walki, to jednak uważam ją za jeden z pozytywnych aspektów filmu. Emocje są niezwykle dobrze pokazane, a Thorin po prostu jest esencją bohatera który walczy ze swoim największym wrogiem i zaczyna rozumieć, że wszystko na czym mu zależało tak naprawdę stracił. Dla mnie to było piękne.


Zakończenie filmu jest dziwne... Dostajemy pożegnanie z krasnoludami Bilba, ale nikt nie tłumaczy co się stało z resztą bohaterów tej części, zwłaszcza Bardem i ludźmi miasta + złotem. Samo pożegnanie jest też dziwne. Jakoś brakowało mi takiego ładnego pożegnania ze wszystkimi, ale no cóż, jak 3/4 z krasnoludów w ogóle się w tym filmie nie pojawia, poza staniem lub siadaniem to nie dziwota, że Bilbo nawet nie wiąże z nimi większych uczuć.


Potem mamy sceny Bilba wracającego do domu, przyjemne.




I jak tu obejrzeć to drugi raz albo czekać z utęsknieniem na dvd rozszerzone?


I to spowodowało u mnie lęk o koleją część Gwiezdnych Wojen... bo tu to można wiele rzeczy zwalić, jak to pokazały części 1-3, których nie mam na dvd i kupię jedynie tylko dla samej marki a nie dla tego co w nim jest. Na serio boję się tej kolejnej części.


Może się starzeję, ale ta część po prostu nie jest do obronienia. A próbowałam. Miałam dużo dyskusji na ten temat i każda moja próba powodowała u mnie utwierdzenie się, że coś poszło nie tak. Może pociąg na kasę, może brak fabuły na 3 części, może za bardzo skupienie się na epickich scenach a nie na czymś bardziej przyziemnym. No nie wiem.

środa, 7 stycznia 2015

2015!

2015 rok się zaczął, wole dni minęły a ja od dawna nic nie zamieściłam, więc znowu tu jestem aby o czymś Wam napisać.

Witam wszystkich czytelników w 2015 roku, zazwyczaj pisze się na początku roku swoje postanowienia na nadchodzące dni. W tym roku na FB zobaczyłam 52 tygodniowe wyzwanie aby czytać książki. Jest tego trochę, jest to nowy trend z tego co widzę. Widziałam też wyzwania dotyczące alkoholu, pieniędzy itp. Pod koniec 2014 polubiłam wyzwania, więc czemu nie spróbować tych związanych z książkami. Tym bardziej, że mam problem z nimi. Chciałabym czytać więcej, a z drugiej strony nie mam zbytnio czasu na to. Mam tyle zainteresowań, że trudno skupić się na tym które pochłania dużo czasu. Nie czytam za szybko, chociaż u mnie w domu jestem pierwsza w szybkości a przynajmniej byłam. Mój brat możliwe, że mnie przegonił bo musi czytać na studia.

W tym miesiącu kupuje sobie tableta, więc wreszcie będę mogła więcej rzeczy tu wrzucać! Wreszcie własny dostęp do internetu w domu. Naprawdę jest to upierdliwe jak trzeba korzystać z komputerów reszty rodziny. Stąd też moje zatrzymanie w blogowaniu. Coś za coś. 

Wbrew pozorom chyba faktycznie da się czytać jedną książkę tygodniowo. Przynajmniej jak na razie mi to wychodzi. Właśnie kończę 2. I ok, zaczęłam je wcześniej bo jedynie czytam przy stole w kuchni, ale to się i tak liczy, prawda? No musi, bo mam same cegły do przeczytania. LOL Stół w kuchni jest ekstra i nie pod względem tego jak wygląda, tylko, że ja zasypiam w pokoju nad książkami a w kuchni nie. Ma to zapewne jakiś związek z moją psychiką, czytaj: łóżko - spać. 

Liczę, że w tym roku otworzę się bardziej na fantastykę polską, bo mam z nią duży problem. Chyba największe wyzwanie tego roku. Trzymajcie kciuki! :D

Z innych wzywań, to wczoraj dowiedziałam się o wyzwaniu pieniężnym, w ciągu roku oszczędzasz 1378zł. Całkiem ładna suma. Polega ono na tym, że w 1 tygodniu oszczędzasz 1zł, w drugim dodajesz 2zł, w trzecim 3zł itd. Nie wiem czy przejdę je całe, bo na początku są to małe sumy, ale np. w grudniu to około 200zł a ja mam swoje plany oszczędnościowe. No i grudzień to zły miesiąc na oszczędzanie jak ma się 5 rodzeństwa ;)

Oczywiście jak zwykle rzucam sobie wyzwania związane z ćwiczeniami fizycznymi. Nie porzuciłam planów maratonowych, chociaż nie mogę się skusić na wyjście na dwór i biegać. Miałam co do tego plany, ale za zimno jest. Jestem okropnym zmarźlakiem :( 6 stycznia na Orszaku Trzech Króli, pomimo tego, że nie było tak zimno i się przecież szło to i tak miałam czerwone ręce i prawą stopę. Ledwo szłam. Moje złe krążenie dało o sobie znać. Za rok nie pójdę już na Orszak, ani to przyjemność dla mnie ani dla mojej rodziny, która musiała wcześniej zakończyć zabawę - bo nie chcieli zostać beze mnie -_- Cóż zrobić.

Jeszcze napiszę tu podsumowanie mojego dietowania podczas Świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku:

Chociaż nie udało mi się całkowicie spełnić swoich obietnic, to i tak jestem bardzo zadowolona. Między Świętami ćwiczyłam i nawet na nowo zaczęłam ćwiczyć cardio. Nie utyłam do mojej poprzedniej wagi sprzed 2 miesięcy co uważam za mega plus. Przed Świętami zrobiłam sobie bardziej dietowy tydzień i udało mi się wreszcie uzyskać takie ciało jakie zawsze chciałam.^^

Jedzenie słodyczy i przejadanie dało o sobie znać, przytyłam, ale znowu jestem na redukcji. Były dwa dni podczas tych 2 tygodni w których miałam gdzieś dietę, ale wiedziałam jakie są konsekwencje. Pierwszym był 31 grudnia na 1 stycznia, objadłam się piernikiem Babci LOL Ale cóż zrobić, świętujemy to świętujemy! A później 4 stycznia, bo rodzinnie poszliśmy na pierogi na ul. Bednarską. Okazuje się, że jest tam Pierogarnia Caritas i pierogi są tam wybitne. Po pierwsze 14 dużych pierogów! Duuużych pierogów z farszem upchanym dostaje się za 19zł. I cena i ilość i podanie mi odpowiada. Można wybrać talerz mięsny lub wegetariański. Smaki mnie nie powalały (zamówione zostały oba), ale były to porządne pierogi, takie jakie lubię. Można kupić mniejsze porcje, no i też są słodkie. Następnym razem wypróbuję opcję słodką - bo jestem ciekawa jak smakują.
Dość, że Agnieszce wiecznie za mało i zjadłam ich chyba z 12, jeśli nie więcej. A potem poszliśmy do Grycana. Taa... jako, że to ostatni dzień był mój przed redukcją to siebie nie oszczędzałam.

Jednakże tak jak napisałam na wstępie, nie wróciłam do wagi która była w listopadzie. Przytyłam, ale chociaż jadłam tyle co kiedyś zachowałam niską wagę. Co mnie pozytywnie zaskoczyło. To znaczy, że to działa i nie muszę się martwić wyskokami. Jednakże złe samopoczucie miałam dość często. Tak, nie warto jest się obżerać, ale jestem pod tym względem dziwna. :( Ogólnie nie rozumiem jak ktoś kto może jeść więcej (mój brat) oszczędza się i je jeden kawałek ciasta. Czemu ja nie dostałam takiego metabolizmu? O wiele lepiej bym go wykorzystała.

No i 1 stycznia zrobiłam sushi, więc obżerać się wypadało. Było wyborne i już jestem chętna na kolejny dzień w stylu japońskim. Szkoda tylko, że to tak dużo pracy zabiera. 

Podsumowując: miałam super Święta. Ogólnie odpoczęłam tak jak chciałam i nastawiłam się pozytywnie na nadchodzące miesiące :) Miesiąc chodzenia na Roraty na nowo postawił mnie w pionie i pokochałam ten czas jeszcze bardziej. Po raz pierwszy tak wyraźnie czułam Święta. No i jak bardzo jest to wszystko potrzebne. Zmieniłam swoje zdanie na temat wstawania rano i teraz wstaję wcześniej aby pomodlić się Koronką do Miłosierdzia Bożego, w następnych miesiącach planuje odmawiać Różaniec. Chociaż nic to nie zastąpi budzenia się i zaczynania dnia z Komunią Świętą.

Z tego wynika, że trochę tych postanowień noworocznych jest. :)

52 tygodniowe wyzwanie pieniężne



A to jedno z ciekawszych wyzwań książkowych, warto podjąć wyzwanie :)

Pozdrawiam :)