środa, 26 marca 2014

Soulcalibur V - frustracje

Hej!

Pamiętam jak pisałam tutaj trochę o Soulcalibur IV, teraz czas przyszedł na jego kolejną odsłonę.
Jestem dość opóźniona czasowo z kupowaniem tych gier.^^
Jakby ktoś był zainteresowany, to obecnie w sklepie Xboxa, gra ta kosztuje 69,99zł, czyli podobnie jakby kupić ją używaną. Przynajmniej tyle dałam za IV.

Ostatnio gram w nią prawie codziennie. I zajmuje mi czas, który powinnam przeznaczać na IV. Czemu zajmuje? Bo co raz bardziej utwierdzam się, że jest gorsza od IV.

Grafika wygląda świetnie, ale to już było przy IV. Do miejsc i muzyki nie ma mam jak się przyczepić. Jednak do samej rozgrywki, do opcji - kurczę, do samego balansu gry - to mam sporo uwag.

Jedynym plusem wydaje się wygląd i system tworzenia postaci, który już w IV mi się podobał a tutaj go uwielbiam, tylko, że jest dość ubogi jeśli chodzi o samą walkę. Co z tego, że masz do wybrania parę mieczy, jeśli nie ma do nich żadnej statystyki, a zresztą cokolwiek nie wybierzesz i tak się nie liczy to w walce, bo nie ma to wpływu na nią. Z jednej strony jest to ułatwienie, z drugiej... Bardzo mnie boli. W IV uwielbiałam odkrywać nowe bronie właśnie za ich możliwości w walce, tutaj mamy to w d****. I co z tego, że można ją pomalować i zmienić kolor jej ataków.
Mogło by przecież być i to i to. Co za problem?

W tej części nie mamy żadnych specjalnych umiejętności do wyboru, możemy wziąć na siebie każdą zbroję i nie martwić się o to jak silna będzie nasza postać. Tak, możemy ubierać naszego bohatera we wszystko, możemy go nawet dać tylko w bieliźnie bo to nie wpływa na rozgrywkę! Większa zbroja nie daje większej obrony! Co to za absurd?! Jakim cudem gościu w stroju pantery ma taką samą obronę jak ja w ciężkiej zbroi?!

Mamy nowe postacie w grze, ale i tak nie dowiemy się o nich niczego, poza ich tekstami, które i tak nam nic nie mówią. -_- Historia w grze dotyczy tylko Patroklesa i Pyrhhy, jego siostry, która schodzi na złą ścieżkę. Oprócz tego, że nie da się ich lubić, to jeszcze kompletnie źle mi się nimi gra. I wiem, to mój problem, ale naprawdę, czemu muszę walczyć postaciami które nie lubię? Nie umiem grać Patroklesem, staram się, ale jego styl walki w ogóle mi nie pasuje. Tak samo zresztą jak Z.W.E.I., który w Historii też jest kolejną grywalną postacią. I drugą w tej edycji Soula, którą nie umiem grać. Staram się, ale to nie mój typ walki. Wczoraj walczyłam nim z Nightmarem i tylko wpadałam we frustrację.

A Nightmare w tej części to już kolejny problem. Kurczę, ta postać umie wpaść w takie kombosy, że jak nie przerwie się ich od razu, to po tobie. Miałam dużo z nim walk, bo za każdym razem w Arcade jest na samym końcu (zresztą jest tu tylko 6 przeciwników i często w tej samej kolejności dla wielu postaci) i wiele razy po 5 sekundach moja postać leżała jak długa. Co za okropnie złe zbalansowanie sił w grze. -_- Kiedy jeszcze w IV miałam z nim problemy dopiero jak grałam na poziomie Hard i tylko słabymi postaciami - czytaj: tymi które nie pasują mi stylem, to tutaj można z nim  tylko wygrać bohaterami mega szybkimi. Przynajmniej mi się udało to tylko z Natsu i Raphaelem - nie wszystkie jednak próbowałam. Jednak to, że nie mogę pokonać Nightmare moją ulubioną postacią, czyli Siegfriedem jest absurdalne!!!!
A zresztą nawet Nightmarem nie mogę pokonać Nightmare, bo nagle mój jest strasznie wolny.
Nie przesadzam.
Ni stąd ni zowąd CPU ma strasznie szybkiego Nightmare, a mój ledwo co unosi swój miecz, co jest strasznie wkurzające w walce z kimkolwiek, bo każdy nagle jest szybszy ode mnie. I ok, z takim ciężkim mieczem to jest oczywiste, ale w IV nie miałam takich problemów.
Ahhhhh! Frustracja!

Nie jestem najlepsza w tej grze, jestem przeciętna. Tak siebie oceniam. Mam trudności z wyprowadzaniem tych wszystkich critical hit i otwarcie się do tego przyznaję.
W tej części jest ich parę dodatkowych, co jeśli umiesz je łatwo wyprowadzać, na pewno umila grę i cieszy. Ja mam z tym spory problem, więc jeśli nie macie takich problemów - z pamięcią do różnych combosów - to z pewnością ta gra będzie Was cieszyć bardziej niż mnie.
W IV można grać całkiem dobrze nie skupiając się tak bardzo na tych dodatkowych ruchach, a nawet można je niekiedy wykonać. W V kiedy próbuje się skupić aby zrobić coś lepszego to dostaje tak w dupę, że nie mogę nawet wstać. W opcji Quick Battle, gdzie wybiera się przeciwników i są podzieleni na początkujących, średnich i zaawansowanych, to przy zaawansowanych to wygląda jak walka z Nightmare. Wczoraj wpadłam tam aby się odprężyć i trafiłam na jakąś babkę od zaawansowanych, 5 sekund x 3 rudny, tyle jej zajęło rozprawienie się ze mną. Nawet nie miałam jak się obronić. Po prostu takie coś wpada na ciebie, zrzuca z nóg, a potem robi 3 combosy a ty nawet na chwilę nie możesz wstać. Cholera jasna. Co to ma w ogóle być?!

Ta gra spowodowała, że IV kocham jeszcze bardziej a trudności w graniu w nią są przy tym niczym. Ja nigdy nie byłam tak wściekła, że chciałam rzucić kontrolerem w telewizor, jak wczoraj. 
I szczerze, pokonałam tego Nightmare na początku w Historii Patroklesem - było to dziwnie łatwe i nagle mam powtórkę z rozrywki tylko z Z.W.E.I?! Kiedy już raz Nightmare pokonałam i teraz nagle jest silniejszy niż ten poprzedni, po kiego mi to?!
A i powtórka z rozrywki jest jeszcze z Pyrhhą, raz ją pokonałam Patroklesem a potem znów mam ją pokonać?! I zresztą nagle okazuje się silniejsza niż była, albo ten Patrokles słabszy.
Zresztą, tak jak pisałam, nie lubię stylu walki tych dwóch bohaterów. Nie korzystam z Sophity w IV i wolałabym nie walczyć nią w V, a gra mnie zmusza do tego abym grała tym właśnie stylem walki.
Wolałabym wybrać postać, którą historię chcę przejść. Tak jak było w IV.

A już na koniec nie mogłabym nie wspomnieć, że historia ta jest nam pokazywana przez obrazki, często za wolno nam ukazywane niż głos na nim i często trudno zrozumieć co się na nich dzieje. -_- I są przerywniki filmowe, ale jest ich za mało. Przy tak ładnej grafice mamy namalowane obrazki i to mam nam pokazać historię Patroklesa i Pyrhhy. Czy zabrakło pieniędzy na efekty? Czy może taka była artystyczna wizja tego? Nie wiem. Wygląda to tanio i źle. Wolałabym to co było w IV tylko z tymi nowymi bohaterami. 
A i jeszcze ten mistrzowski poziom gry aktorskiej (oczywiście chodzi mi o głosy aktorów) -.- Drętwo, drętwo!

Jest jeszcze jedna opcja rozgrywki, którą trzeba odblokować. Nie wiem jak, bo nie jest to podane w samej grze, może jakoś mi się to uda zrobić. Oczywiście nadal lubię odblokowywać nowe postacie, bronie, stroje i nowość: wzory na ubrania! Panterka rządzi!
Chociaż ostatnio odblokowałam nową postać, coś imię ma na K... i w ogóle nie rozumiem czym on jest. Znaczy jest człowiekiem, ale... Walczy 3 stylami walki, z czego jeden to styl Siegfrieda, te style zmieniają się w kolejnych rundach. Całkiem ciekawe, ale nie rozumiem czemu tak jest...

Sfrustrowana.
Jednak nie żałuje kasy.
Nie zrezygnuje z grania i może wreszcie wbiję do głowy te dodatkowe combosy i może po tym Nightmare zostanie pokonany przez moją Luisę, która ma styl walki Siegfrieda.^^

Pozdrawiam :)

Dieta - po 2 dniach

Hej!

Minęły mi dwa dni mojej diety.
Nie jest może tak łatwo jak było kiedyś, bo nachodzą mnie chęci różnego rodzaju.
A to chce mi się chleb zjeść, a to dzisiaj przyśniło mi się, że poszłam na kebaba - kiedy ja w ogóle nie chodzę na kebaby. Jak widać organizm wyraźnie narzeka na brak normalnego jedzenia.

Jedyne czego nie lubię na tej diecie to to, że organizm nie wytwarza tyle energii co normalnie, przez co przez większość dnia jest mi zimno. Oczywiście jak coś zjem to jest lepiej, jak wypiję gorący napój to też to znika, ale przecież nie będę tego robić przez cały czas. ;)
Dlatego też bałam się przejść na tą dietę w zimę, wyobrazić sobie te zimno które bym odczuwała przy minusowych temperaturach - brrrr! Straszne.
Chociaż może w tym roku spróbuje, tym bardziej, że ostatnio znów nie było tak ciepło, ale nie poniżej 0.

W weekend zakupiłam prowiant na tydzień, więc prawie nie muszę myśleć o tym co mam zjeść jak wrócę do domu lub co wezmę do pracy. To ułatwia życie. Naprawdę, przy moim ostatnim lenistwie do gotowania.

Jak na razie nie zaważyłam spadku wagi, ale wyraźnie mój brzuch jest bardziej płaski.^^

Pozdrawiam :)

niedziela, 23 marca 2014

Dieta

Hej :)

Oj miałam duży rage na tą dietę, w czasie poprzedniego tygodnia myślałam, że się dogadamy, ale jednak nie.
To jest tak, w tygodniu chudnę a potem nagle w piątek wraca mi ta sama waga z której schudłam -_-
To się powtarza od miesiąca.
Frustrujące.
Jednak jest duży plus, jestem kompletnie zmotywowana aby przejść na dietę dr Dąbrowskiej.
Ruszam jutro.
Nie ma rady.

Tak sobie myślałam aby tu zamieszczać co będę jadła podczas tej diety.
Chciałam skorzystać z planu diety w książce dr Dąbrowskiej, ale tam rozpiski są inne na każdy dzień, więc musiałam przerobić je. Przecież nie będę nowych rzeczy robiła codziennie. ;)

Moim celem jest spadek wagi o 3kg.

Tydzień 1

Poniedziałek, Wtorek, Środa

Śniadanie: sok z marchwi, surówka: pomidor, ogórek kiszony, seler naciowy
II śniadanie: surówka z białej kapusty z jabłkiem
Obiad: zupa ogórkowa
Kolacja: surówka z marchwi z jabłkiem

Czwartek, Piątek

Śniadanie: surówka z czerwonej kapusty z grejpfrutem
II śniadanie: surówka z pomidora i cebuli
Obiad: gotowana brokuła, sok pomidorowy
Kolacja: jabłko pieczone, sok pomidorowy

Sobota, Niedziela

Śniadanie: surówka z papryki, ogórka kiszonego, pomidora i cebuli
II śniadanie: utarte jabłko z chrzanem
Obiad: warzywa na parze, kapusta kiszona z jabłkiem
Kolacja: pomidor ze szczypiorkiem i cebulą, sok jabłkowy

To mój cały plan na pierwszy tydzień.
Zmodyfikowałam to, że dodałam II śniadanie, bo jednakże bym nie wytrzymała czekając w pracy na obiad. Na szczęście mam taką pracę gdzie mogę coś przekąsić o 11.^^
Dodatkowo przykładowe sety u dr Dąbrowskiej mają więcej potraw, ja jednak wolę mieć mniej do zrobienia a w większych ilościach. No może nie tak większych, ale jednak aby głód załagodzić.
Najbardziej zależy mi na kolacjach, bo chodzę na ten pilates a nienawidzę ćwiczyć na głodnego, zawsze mi się robi niedobrze.
A, jeszcze soki są kupione - ja wiem, że zdrowiej je samemu robić, ale to zajmuje czas, a żeby rano pić to bym musiała rodzinę budzić, może jak będę mieszkać sama... kto wie, ale nie teraz.

I kurczę z tym już muszę schudnąć XD

Pozdrawiam :)
PS: Może ktoś też z Was spróbuje :)

Książki - update marcowy

Hej!

W poprzednim miesiącu wreszcie zdołałam wypożyczyć z książki z biblioteki.
Myślałam o tym już w styczniu, ale jak zwykle przekładałam to na kolejny dzień i mi nie wyszło.


Chciałam coś nowego i tak obczaiłam po raz pierwszy z czym się je thriller medyczny (Robin Cook "Mutant". :)
Na serio nie wiedziałam czy to może mi się w ogóle podobać czy nie.
Nie jestem nadal przekonana, bo ilość terminów medycznych była oszałamiająca i nawet człowiek nie wie czy to ma sens czy nie. Jednakże z powodu samego tematu, jakim są mutacje, jakoś to przeżyłam i oceniam całkiem dobrze. Książka mnie nie powaliła, tematyka jednak i aspekt moralny był zgodny z moim patrzeniem na świat, więc jestem usatysfakcjonowana zakończeniem.^^
No i jak czytałam to nie mogłam się oderwać, więc to duuuuży plus. 

Kolejną moją pozycją było "Po słowiczej podłodze", czułam się jakbym czytała mangę bez obrazków.
Całkiem miła pozycja. Dobrze mi się ją czytało, ale wraz z końcem (chyba jeszcze dwa tomy są), to jakoś przestało mnie ciągnąć do tej książki. Mam parę stron aby ją zakończyć a nie mam ochoty...
Klimaty japońskie - dla wszystkich fanów wschodu.

"Ręka mistrza", zostało mi jeszcze jakichś 15 stron do końca.
Gigant Stephena Kinga i miłe zaskoczenie. Jak nie lubię jego gigantów, tak ten jest naprawdę ciekawy.
Chcę wiedzieć więcej i więcej. Lubię postacie. Nie jest to może dla mnie horror jaki lubię, nie czuję strachu, ale jest naprawdę interesująco i wciąż czeka się na to co będzie dalej. Niestety wraz z moim prezentem urodzinowym (7 tomów Bleacha), Ręka Mistrza zeszła na drugi plan w moich priorytetach XD Tak bardzo chciałam czytać mangę, że nie miałam czasu dla tej książki. Dopiero dzisiaj, może, wrócę aby ją zakończyć.

Pierwszy połów w 2014 roku uważam za dość udany. :)

Pozdrawiam :)

Wiosna! Wpis urodzinowy^^

Hej! :)

Wreszcie jest wiosna!
Uwielbiam tą porę roku, uwielbiam powoli odżywającą naturę po zimie.
Cieszę się, jak głupia, każdym pączkiem na drzewach.^^
W tym roku jak widać pojawiła się kalendarzowo, tuż po moich urodzinach.^^

20 marca skończyłam 25 lat, te lata lecą i lecą.
Stara krowa ze mnie XDD
Nie, zupełnie się tak nie czuję. Zresztą co raz to ludzie twierdzą, że wyglądam o wiele młodziej. Nawet moja Mama wczoraj, jak poszłyśmy do sklepu - ja nieumalowana, ubrana w co popadnie - powiedziała mi, że wyglądam jak dziewczyneczka.^^''

Z prezentów, które dostałam wymienię dwa.
Pierwszym będzie Soulcalibur V, którego sama zakupiłam jako prezent od Taty. Jakoś ostatnio wróciłam do grania w IV i jak zobaczyłam, że V jest w cenie 70zł, to pomyślałam, że czemu nie. Dzięki temu odkryłam, że na platformie Xboxa jest więcej gier w tej cenie i to nie takich okropnych, ale parę o których marzyłam, więc mam nowe cele. XD
Uwielbiam takie odmóżdżające gry, chociaż szkoda, że V nie ma historii innych bohaterów... :(
Jakoś mniej mnie to bawi, ale jednak jest super :)

Drugim jest ten o to pakiet:


Dostałam 7 tomów Bleacha od mojego brata :)
Nie spodziewałam się tak dużej ilości, bo prosiłam o mniej, ale mnie pozytywnie zaskoczył.
W tym momencie brakuje mi 4 abym wreszcie była na czasie z wydawaniem, co mnie strasznie cieszy.
Kiedy wreszcie dobiję do czasu rzeczywistego będę mogła skupić się bardziej na innych mangach.
Przez ostatnie 3 dni nic tylko siedziałam i czytałam te tomy z zapartym tchem.
Co z tego, że znam je bardzo dobrze. Po prostu kocham Bleacha. Najlepszy prezent!

W ostatnim wpisie wspominałam o tym, że idziemy do Multikina na Coriolanusa.
Było cudownie. <3
Żałuje, że nie mam kasy na kolejne przedstawienie ;_;

poniedziałek, 17 marca 2014

Kamienie na Szaniec

Hej!


Ostatnio mam spore problemy z wyborem filmu na jaki bym chciała pójść do kina.
Uwielbiam chodzić do kina, całą tą atmosferę!
Lecz ostatnio jestem strasznie wybredna co do filmów, nie wiem czemu.
W poprzednim tygodniu mieliśmy z bratem pójść do kina, on chciał pójść na "Zniewolonego", a ja.... Zupełnie mnie ten film nie ciekawi, była jeszcze możliwość pójść na "Tylko kochankowie przeżyją" i tak, uwielbiam Toma Hiddlstona, ale... Zupełnie, po obejrzeniu trailera, nie wydaje mi się aby był to taki film aby wydać 30zł i pójść do kina. Wiem, że nie wolno oceniać książki po okładce, ale powiedzmy sobie szczerze, 3/4 filmów da się dobrze ocenić po zapowiedziach, bo ostatnio zapowiedzi aż za dużo mówią o filmie. -_-

Na plus wychodzi to, że we czwartek, w moje urodzinki idę na Coriolanusa^^
Właśnie z Tomem i tyle.

Jednakże, przy całym moim niezdecydowaniu, wiedziałam, że chcę pójść na "Kamienie na Szaniec". Uwielbiam książkę, najlepiej ją wspominam ze szkoły. Prawie jedyna lektura, która przypadła mi do gustu i polubiłam bohaterów. Było to jakiś czas temu, ale coś jeszcze pamiętam.
Najbardziej to, że Zośkę lubiłam, Rudego mniej. XD

I zanim przejdę do samego filmu, to taka mała dygresja na zupełnie inny temat, ale też o kinie.

W Multikinie ostatnio lubiłam to, że pomimo dużej ilości reklam, to jednak zapowiedzi pokazywane mają coś wspólnego z filmem, tzn. jak mamy film wojenny to trailery pewnie coś będą miały wspólnego z wojną. Tak było dotychczas. 
A tym razem było zupełnie inaczej.
Nie wiem czy z braku materiału, czy po prostu zmienili politykę, ale...

Zaczęło się od "Akademii Wampirów", już widziałam przedtem zapowiedź, ogólnie szajs jakich dużo lecący na fali popularności wampirów. Po trailerze każdy sam może wyrobić sobie zdanie, naprawdę nie trzeba oglądać filmu. Sam poziom żartów, serwowany nam w tym czymś co ma zachęcać nas do obejrzenia, leży. Denne, przewidywalne. Głupie.
Potem pojawiła się "Niezgodna", yeah! Kolejne coś co leci na popularności innego wątku, czyli "Igrzysk Śmierci". Nuda. Też zapowiedź widziałam uprzednio i też się załamałam. A odkryłam ten film na pudelku pod tytułem, że główna autorka jest biseksualna. Co zrobić aby film był bardziej oglądany: hej, jestem biseksualna! Kogo to naprawdę obchodzi? -_- 

Po tych dwóch zapowiedziach miałam jedno do powiedzenia: Poszłam na Kamienie na Szaniec, a zapowiedzi w ogóle nie mają nic wspólnego z filmem -_-

A potem na deser został "Kapitan Ameryka"... Dramat wojenny został przykryty zapowiedziami fantastycznymi -_- Chociaż jedyny plus tego był taki, że pójdę na "Kapitana" tylko ze względy na główny czarny charakter - wygląda niesamowicie dobrze *.* No i może przez parę chwil spierze Kapitana na kwaśne jabłko, oh yeah! Jak ja nie lubię tej postaci -_-

A, nie wspominałam innej zapowiedzi, oczywiście była też "Obietnica", znowu jakieś dramaty nastolatków. Kurczę, na serio ludzie?! Co to ma znowu być?! Jeden film o dramatach nastolatków to już za dużo, ale więcej?! "Salę samobójców" lubię, ale drugiego podobnego filmu nie zdzierżę, i tyle.

*I zapomniałam wspomnieć o "Synu Bożym", jakoś wiedziałam, że nadchodzi Noe, na którego na pewno pójdę, ale o "Synu" nic nie słyszałam. I bardzo bym chciała pójść, ale kurczę, mam nadzieję, że będzie z napisami gdzieś, bo dubbing - TAK, DUBBING - na zapowiedzi był tak paskudny -_- Że normalnie myślałam, że czymś cisnę w ekran z bólu. Żenada, kompletna żenada z tymi dubbingami. Czy nie warto wrócić do lektorów? Co za problem? O wiele mniejsza ekipa, jeden facet czyta. Dzieci rozumieją, a jeszcze masz głosy aktorów w tle? Co się z tym stało? ;_; 

I tak, wreszcie po chyba 40 minutach reklam i frustracji, zaczął się film.
I film wszystko uratował.
Chociaż początek moim zdaniem trochę kulał, pod względem rozkładu emocji, jakoś sceny mi nie pasowały. To później, im dalej, tym lepiej.
Jak napisałam, że w książce uwielbiałam Zośkę, to w filmie całym sercem byłam za Rudym...
Jakoś kompletnie inaczej pamiętam to z książki, może nie sceny, ale zawsze jakoś na odwrót odbierałam, że to Zośka był ten łagodniejszy - lecz może już wszystko mi się poprzekręcało.
Dawno tak nie beczałam na filmie, dużo pytań ciśnie się do głowy podczas tego filmu, a bardziej z poruszanych tematów. A jeszcze w świetle tego co się dzieje na Ukrainie, tym bardziej na czasie. Czy w naszych czasach ktoś w ogóle by się poświęcał dla Polski? Czy ja bym się poświęciła?
(SPOILER)
Końcowa scena, finałowa, jest w innej scenerii niż ta w książce - tą pamiętam najlepiej - co psuje mi efekt a także śmierć Zośki jest dziwnie pokazana. Upragniona śmierć, że tak się wyrażę.

Jestem strasznie zadowolona, że poszłam na ten film. Jeszcze długo po filmie siedziałam z Mamą i Babcią (obie mocno przeżyły ten film) i nie mogłyśmy otrząsnąć się. Film godny polecenia.
Dziwiłam się, że ludzie tak szybko wychodzą z sali. Może moje sentymenty do książki są większe, nie wiem. 
Może ktoś z Was był i ma inne zdanie?

Pozdrawiam :)

niedziela, 16 marca 2014

Katekyo Hitman Reborn - frustracja

Hej!

Ostatnio jestem w fazie oglądania/szukania nowych anime dla siebie.
Jedynym, na razie, bardziej interesującym jest Claymore, które oglądam z bratem - ale o tym pewnie napiszę później, kiedyś jak skończę.
Dzisiaj chciałabym Wam przedstawić inne anime/mangę.

Historia zaczyna się tak, kiedyś usłyszałam o tym anime, zobaczyłam pierwszy odcinek, powiedziałam sobie: NOP!
Ostatnio, w ramach odkrywania nowych OST do anime, usłyszałam melodię Tsuna Awakes i się zakochałam. Rany, słucham codziennie i nie mogę przestać. Mam całą dyskografię i jestem całkiem zadowolona z tego co słyszę, chociaż jest to bardziej OST trochę jak do Bleacha. Dużo śmiesznych melodyjek. Kiedy usłyszałam jednak tę nutę to znowu dałam szansę anime.
Naprawdę chciałam dać szansę.
Obejrzałam znowu pierwszy odcinek, obejrzałam 5 odcinków.
Przeczytałam 7 tomów mangi.
Wszystko to za sprawą jednego komentarza pod melodią Tsuna Awakes, że później jest naprawdę super. Później... ja myślałam, że to później to w przypadku anime może 5 odcinków a manga to pewnie poleci szybciej. A gdzie tam!!!!
Po 3 tomach mangi i po prostu sfrustrowania kompletnego - gdzie to do cholery idzie?! Ile mam jeszcze wytrzymać?! Jak można zrobić tak dobrą melodię do takiego chłamu?! - wreszcie przeczytałam, że dopiero po 7 tomach robi się ciekawie.
PO 7 TOMACH ROBI SIĘ CIEKAWIE?!
Czy kogoś pogięło?
I wiecie co? Przeczytałam 7 tomów, poznałam wszystkie postacie, powkurzałam się na Tsunę i na Reborna, czy ja wspominałam, że nie lubię przemądrzałych niziołków?! Irytują mnie od samego początku, a Reborn niestety robi to wybornie. Te same gagi powtarzane co chapter, Tsuna będący kompletną ciapą, zero, ZERO rozwoju postaci. Jedynie co mnie trzymało to to, że nadal mam nadzieję, że te anime, ta fabuła zasługuje na swoją muzykę. Jak na razie tego nie widzę. Muzyka jest za dobra na to, za przeproszeniem, gówno.
Ale... nadal daję szansę, jeśli Tsuna się zmieni i stanie się choć trochę jak Naruto/Ichigo/Luffy to może ma to jakieś szanse, jeśli nie, to będę zawiedziona strasznie.
Na anime nie mam cierpliwości, okazuje się, że tu to zabiera 20 odcinków (wtedy fabuła się rozkręca), około 7h oglądania. Podziękuję. Może od razu przejdę dalej.

I możecie zapytać, po co się męczyć?
Tylko dla muzyki.
Tam musi być coś, nie może być tak, że przez cały czas Tsuna jest ciapą i wszystko za niego robi reszta, nie może - jaką ja mam nadzieję! Antybohater Tsuna i jego historia.
I tyle.
Moje frustracje wylane.

Pozdrawiam :)
PS: Na pewno Wam napiszę jak moja historia z tym anime/mangą potoczy się dalej. Trzymajcie kciuki aby było to warte moich nerwów i czasu. Muzykę kocham i nawet zła fabuła mi jej nie popsuje.

sobota, 15 marca 2014

Magi: The Labyrinth of Magic

Hej!



Kiedy po raz pierwszy zetknęłam się z anime Magi: The Labyrinth of Magic to stanowczo powiedziałam sobie: nie! Nie zamierzam oglądać czegoś w którym są postacie takie jak Aladyn i Alibaba, a potem Sindbad i muszę wysłuchiwać ich imion z japońskim akcentem (uwierzcie, za każdym razem mnie to śmieszy). Pierwszy raz nie był dobry, po pierwszym odcinku w ogóle nie byłam zaciekawiona. Ledwo ścierpiałam Aladyna, który jako postać za jednym zamachem urzeka a za drugim po prostu odpycha.
Mamy małe dziecko, które klei się do piersi, im większych tym lepiej. Obrzydliwe!
Co Ci Japończycy mają w głowach?! Czy to musi się dziać za każdym razem?!

Z braku laku jednak, po jakimś czasie, wróciłam do oglądania tego anime.
Bo zawsze trzymam się zasady, pierwszy odcinek może być beznadziejny, ale kolejny może być świetny. Niczym Bleach, Naruto itp. I coś się stało, nie wiem co, nie wiem czy to postacie poboczne, kreska - która mi się bardzo podoba, a może sama historia, coś... Coś spowodowało, że się zakochałam w tym anime. I pierwszy sezon obejrzałam z zapartym tchem. Im dalej w las tym więcej drzew, w tym anime, to więcej postaci, które strasznie, ale to STRASZNIE mi się podobają!
Skończyłam pierwszy sezon, wtedy kiedy ruszył drugi.
Oczywiście nie chciałam być tą czekającą, więc przestałam oglądać aby mieć możliwość znów przelecenia anime z wszystkimi odcinkami na tacy ;)

W tym miesiącu jednak dopadłam mangę, tylko aby się dowiedzieć, że równie dobrze się ją czyta. No i oczywiście fabuła w mandze jest o wiele dalej niż w anime, a ja zapragnęłam zobaczyć walki i postacie w anime i w kolorze. Zwłaszcza Ren Kouena, którego uwielbiam! Niestety! Okazało się, że jego seiyuu jest niewypałem. Każdy kto obczai mangę sam się przekona. Ten głos jest za miły i lekki. Przyjemny, ale ja oczekiwałam czegoś głębokiego. Ale cóż, przeżyję. ;)

Fabuła
Historia Magi krąży wokół małego chłopca o imieniu Aladyn, który z magicznego miejsca, w którym jest wychowywany przez gigantycznego dżina, wychodzi na świat i żeby odkryć kim jest ma wiele przygód. -> Dobra, to nie jest dobry opis, ale tak naprawdę to lepiej obejrzeć pierwszy odcinek i samemu się przekonać o czym jest fabuła, chociaż to i tak tylko początek całej układanki.
Ja nie lubię dawać opisów fabuły, bo to dla mnie już za dużo mówi.
W przypadku książek nigdy nie patrzę na te krótkie wprowadzenia w fabułę na okładkach - one zawsze za dużo mówią! Tym bardziej opisy fabuły.
Mam magiczny świat, mamy dżiny. Walka ze złem - jest. Epickie bitwy - są. Bohaterowie ze swoimi wewnętrznymi problemami rodem z Naruto itp. - są. 

Muzyka
Za muzykę w anime odpowiada Shiro Sagisu, znany z muzyki do Bleacha, która jest dość specyficzna jak dla mnie. Uwielbiam ją, ale dawno już nie przesłuchałam jej w całości z płyty, tzn. pojedyńcze melodie lubię, ale w całości są one męczące - zwłaszcza bardziej radosne melodie.
Moje pierwsze spotkanie z OST było dopiero ostatnio, kiedy stwierdziłam, że w ogóle nie pamiętam muzyki do Magi. Gigantyczny minus. Jeśli ja nie słyszę muzyki, to już to nie jest dobrze.
Pierwsze przesłuchanie powiedziało mi, że: dobrze, że nie słyszałam.
Dopiero parę przesłuchań, a dodatkowo to, że było to nagrywane z Filharmonią Narodową w Warszawie, spowodowało, że polubiłam ten soundtrack.

Postacie
Uwielbiam postacie w Magi!
Jak dla mnie są dobrze zrobione, przyjemnie się je ogląda, jest ich masa. Aż niekiedy żałuje, że nie ma miejsca dla nich więcej. Chociaż kreska autora... Ehh powoduje ona, że np. Alibaba wygląda bardzo podobnie do Titusa, kiedy obydwaj są w tym samym miejscu, to miałam mętlik w głowie, kto jest kim. Kobiety z ciemnymi włosami - zwłaszcza końcowe chaptery mangi, które niedawno wyszły - postacie za bardzo się zlewają. I to nie chodzi o wszystkie, właśnie dopiero się to pojawiło przy Titusie, czy auto nie miał dla niego pomysłu i aż tak musi być podobny do Alibaby?!
Ale poza tym wszystko wygląda dobrze.^^

Strasznie się cieszę, że wpadłam na to anime i poznałam też mangę. Nie mogę się doczekać kolejnych epizodów i chapterów.^^

Pozdrawiam :)

piątek, 14 marca 2014

Dieta - tydzień 4

Hej!

Kolejny wpis o moich postępach w diecie.
Dzisiaj mija miesiąc od kiedy na nią przeszłam.
Miesiąc...
Po miesiącu diety wróciłam do wagi początkowej. Yeah! -_-
Co za totalny absurd!
Jestem kompletnie niezadowolona i wkurzona i mam nauczkę.

Jeszcze przed tygodniem myślałam, że w maju pójdę na dietę dr Dąborowskiej a już teraz po prostu wiem, że nie wytrzymam tak dłużej. W kwietniu wracam do diety warzywno-owocowej. Na 2 tygodnie znów przejdę tylko na jedzenie warzyw i owoców i wynik będzie nieporównanie lepszy od tego co mam teraz. Wiem, bo już 3 lata tak miałam. 
Na diecie dr Dąbrowskiej chudnę przez dwa tygodnie około 3kg, a na tej to 1kg na tydzień jest mało.
I super, że czytałam tyle dobrych komentarzy, może dla niektórych to faktycznie jest dobra dieta, ale u mnie to nic nie daje.

Nie płaczę nad wydanymi pieniędzmi, bo gdybym tego nie zrobiła teraz to pewnie w przyszłości bym i tak to zrobiła. Teraz przynajmniej wiem, że najlepsza dieta to ta w której je się warzywa i owoce a nie wierzy się w to, że jak się będzie jeść normalnie to coś się zmieni. Mniejsze porcje dają tyle, że szybciej robi się człowiek głodny, ale nawet to nie spowodowało spadku wagi.

Dla ciekawych:
Wybrałam dietę IGPro.
http://diety.wp.pl/index.php/mid/7/fid/1631/odchudzanie/diety - tutaj macie peny opis diety, na czym ona polega. Na 24 opinii, 15 jest bardzo dobrych. Jak widać jestem chyba wyjątkiem albo mam taki metabolizm.^^
3 miesiące diety to wydatek 149zł.
Możemy też wykupić pakiet z ćwiczeniami, ale że ja po pierwsze nie mogę wykonywać wielu ćwiczeń, po drugie sama chciałam zacząć chodzić na pilates (i tak też zrobiłam) i chodzę na spacery, więc nie brałam tego pakietu.

Albo może już zmienię dietę...
Sama już nie wiem. Jeszcze się zastanowię.

Pozdrawiam :)

poniedziałek, 10 marca 2014

Moje nowe dwa projekty - odwieczne marzenie

Hej,

W jednym z ostatnich wpisów napisałam, że mam zamiar zająć się dwoma nowymi projektami.
Moje projekty zawsze dotyczą rozwoju osobistego.

Czy kiedyś mieliście takie uczucie/marzenie, że chcielibyście coś robić a jak wreszcie próbowaliście to z braku talentu odrzucaliście to od siebie?

Takim moim marzeniem było zawsze rysowanie, pojawiło się w podstawówce. W świetlicy uczęszczałam tam na zajęcia plastyczne, pomimo tego, że już wtedy czułam strasznie ograniczona w malowaniu, pani ze świetlicy ciągle zachęcała mnie do przychodzenia na zajęcia. W mojej klasie były dwie dziewczyny świetnie rysujące i łatwo im to przychodziło. Zwłaszcza jednej, ma niezwykły talent. Ja jednak nie miałam talentu, no może minimalny. Na pewno nie było beznadziejnie. Byłam chwalona za moje prace, ale nie było to to co chciałam. Kiedy skończyłam podstawówkę, to w gimnazjum nie miałam takich zajęć. Jedynie bazgrałam coś w zeszycie. Gwiazdki, słoneczka, małe rzeczy, ale mnie cieszyły. Tym bardziej, że jak coś rysuje to zawsze lepiej się skupiam i nie padam z nudów na wykładach.

Nie wiem w którym momencie pomyślałam o tym, że jednak spróbuję. Zauważyłam jakieś książki do nauki rysowania, zakupiłam. Nawet kupiłam papier i ołówki (nie te zwykłe, z jakiejś strony dla profesjonalistów - bardzo poważnie do tego podeszłam). I zaczęłam coś tam rysować, ale nie pamiętam co mnie zniechęciło. Jak wracam do tego co narysowałam to nie jestem z tego rozczarowania. Nawet wydaje mi się to fajne, jednakże coś się stało, że straciłam wiarę w siebie. Może zbyt dużo oczekiwałam od siebie…

Na studiach miałam możliwość nauczyć się obsługiwać Photoshop, zamiast jednak kontynuować naukę i poszerzać swoją wiedzę pod tym względem, to zaczęłam się lenić. Dość, że teraz ledwo co pamiętam. Najlepiej pamiętam Camera Raw i tyle, przez co te zdjęcia na blogu – jeśli mi się chciało – to jedynie w tym programie przerabiałam. Nie wchodziłam dalej.

Moim ulubiony Youtuberem jest Pewdiepie i pewnego dnia u niego zobaczyłam animacje zrobioną o nim z jego jednego filmiku. Warto obejrzeć. Jeszcze śmieszniejsze niż oryginał.
I tak przeszłam od tej dziewczyny (Netty Scribble) doszłam do Draw with Jazza, gościa z Australii.
I jeśli wejdziecie na jego kanał, to oprócz samych jego filmików – w których mówi o animacji i jak rysować - to wpierw zauważcie jego samego.

I nie chodzi mi o wygląd, chociaż wygląda bardzo dobrze. ;)

Obejrzałam chyba z 20 jego filmików, ma bardzo przyjemny głos a że ja lubię patrzeć jak ludzie rysują, to się tak relaksowałam. Czułam od niego taką powagę, takiego kogoś starszego ode mnie i nie o 10 lat. Po prostu czułam się jak mała dziewczynka, która jeszcze nic nie wie o świecie (trochę przesadzam, ale wiecie o co mi chodzi). I wreszcie obejrzałam jego filmik Draw My Life (ah ta fala tych filmików co się przetoczyła w poprzednim roku). Ku mojemu zdziwieniu, Jazza jest w tym samym wieku co ja, rocznik 1989. Nie dość tego, jest o miesiąc młodszy i to dosłownie o miesiąc. Ma urodziny kiedy ja mam imieniny. XD

I jakoś to mnie dobiło. Wiem, że ogólnie Pewdiepie jest młodszy ode mnie a już tyle zdołał zrobić. Jednakże to co Pewdiepie robi to jedno, mówiąc szczerze to nie ma on, jak dla mnie, zbyt wielkich zdolności. Jedzie na swoim odpałowym charakterze i za to go kocham. Nie musi za dużo robić aby go polubić, a YT pozwolił na to, żeby ludzie tacy mogli zarabiać. No, dobre montaż robi.^^

A Jazza jak opowiadał o sobie, to nawet jak nie znam szczegółów, to czułam po tym jak mówi, że już w życiu coś dokonał. Sam już to, że założył konto i uczy innych rysować. Tworzy animacje do gier. Super sprawa.

I jest w moim wieku.

A ja….

A ja nadal nie wiem w którą stronę pójść, co zrobić. Mam pomysły, nadchodzą następne, ale nic tak naprawdę się nie rusza. Przez chwilę miałam jeden pomysł na moje życie, a teraz znów stoję w pustce. I może to jest głupie, bo jednak w moim życiu jest wiele wspaniałych rzeczy. Mam wspaniałą rodzinę, mam pracę, mam dom, mam jak jeść – czego tu chcieć więcej?
A jednak chciałabym się jakoś zdefiniować pomimo tych rzeczy.

Pomimo tego, że nadal nie wiem co chcę robić, co mam robić, gdzie powinnam pójść – co zrobić z tym życiem XD (Wracam do głównego tematu) To przez Jazza zaczęłam znowu oglądać filmik o rysowaniu i znowu weszło mi to do głowy. Wpierw pomyślałam sobie: może wrócę do Photoshopa. Nauczę się lepiej go obsługiwać. I to jest mój pierwszy projekt, a potem obejrzałam parę osób i przeczytałam relacje innych, które pisały/mówiły, że nie trzeba mieć talentu do rysowania aby rysować.
Oczywiście, że jest to oczywiste. Tylko niekiedy trudno w to uwierzyć, tym bardziej jak się mało wierzy w siebie. Yep, that’s me. 
Rysowanie to mój drugi projekt.

W tamtym roku przyjęłam politykę: nie rezygnować!

Dlatego siadłam do tych dwóch projektów i kto wie, może w najbliższym czasie czymś się Wami podzielę, ale raczej to potrwa, bo za dużo od siebie wymagam. XD

Pozdrawiam :)

PS: W poprzednim roku wyrzuciłam dwie książki o rysowaniu, ehh... W tamtym momencie myślałam, że zajmują miejsce a teraz żałuje. A zachowałam najmniej przydatną o rysowaniu w stylu mangowym... Nie to, że nie chcę tak rysować, ale nie ma w niej za dużo praktycznych porad.

niedziela, 9 marca 2014

Nauka języka angielskiego - Memrise

Hej,

Dzisiaj chciałabym się z Wami podzielić tym jak ja się uczę języka angielskiego.
Może niektórzy z Was już znają tą stronę, a może nie.
Jest to: memrise.com

Na stronie tej mam bardzo dużo kursów językowych, jak i też innych. Po zalogowaniu się mam do nich dostęp, możemy tworzyć kursy, tworzyć tzw. Memy, czyli fiszki do danego słowa. Po każdym etapie danego kursu dostajemy punkty, dzięki którym może rywalizować z naszymi znajomymi a także podnosić swój status na stronie (chociaż poza fajnymi nazwami to nic on nie robi). Właśnie to mnie najbardziej w tym motywuje.

Codziennie pojawia się lista słów, które musimy „podlać”, czyli odświeżyć w naszej pamięci. Są to te które już dawno temu mieliśmy na kursie, najnowsze (np. z poprzedniego tematu) lub te z którymi mamy największy problem.

Dla mnie jest to idealna strona, dużo kursów przeznaczonych dla osób, które chcą się uczyć języka angielskiego na C1 lub C2.

Jednakże jedną z wad tego systemu jest to, że mamy same słówka i ich definicje a nie użycie. Jedynie przez Memy mamy możliwość zobaczyć w jakim zdaniu dane słowo może być użyte, przy zaawansowanych poziomach dla mnie było to strasznie potrzebne, bo niektóre słowa nawet z definicją nic mi nie mówiły. Oczywiście chodzi mi o kursy po angielsku. Wiem, że są kursy po polsku do języka angielskiego, ale nie widzę w tym sensu. Jeśli jesteście na poziomie B2 to najlepiej iść w kursy po angielsku, a może nawet na B1. Ale… ale dla początkujących, moim zdaniem, taki sposób uczenia się nie jest dobry. Wpierw lepiej załapać podstawy a nawet dojść do tego B2, to się wtedy już łapie więcej rzeczy, a tak to nie ma tu nauki użycia tych słów.

Dla tych co lubią kpop, to są tu też kursy koreańskiego (chińskiego i japońskiego też). Mi najbardziej zależy aby wreszcie wbić sobie do łba te wszystkie znaczki, nie potrzebuje wiedzieć więcej, mam dość nierozpoznawania zespołów.^^
Ale to w swoim czasie.

Jeszcze taka jedna refleksja, czy tylko ja tak mam, że czuję normalne zniecierpliwienie, kiedy przebywam z osobami, które słabo znają język angielski? Ostatnio to do mnie dotarło. Większość mojego czasu spędzam na YT oglądając wszystko po angielsku, oglądam anime po angielsku, jedynie seriale wolę z napisami po polsku bo nie chcę się skupiać (ale niekiedy i tak muszę bo nie ma napisów). I kiedy spotykam kogoś, kto ma z tym problem to czuję taki niedosyt. I nawet nie chodzi mi o ludzi w moim wieku, a już nawet młodszych. Chciałabym pokazać anime moim siostrom przyrodnim a tu wyskakuje bariera językowa. One uczą się angielskiego, ale to za mało. XDD Doszłam do wniosku, że nie ma bata, jak będę miała dzieci to od razu do dwujęzycznej szkoły je wyślę.^^
Takie tam moje przemyślenia.

Pozdrawiam :)

sobota, 8 marca 2014

Wyrzeczenia na Wielki Post

Hej!

Zaczął się okres Wielkiego Postu, a ja po raz pierwszy w życiu powzięłam parę postanowień – wyrzeczeń na ten czas. W poprzednich latach nie wiedziałam co zrobić z tym czasem, a wraz ze zmianami u mnie w tamtym roku w wakacje powzięłam decyzję.
Moje postanowienia może nie są niesamowite, ale są odczuwalne.
To było moim wyznacznikiem, aby je odczuwać.
Kiedy się mówi, żeby na ten okres osoba paląca przestała palić papierosy, to nawet nie umiem sobie wyobrazić jak to musi być odczuwalne i trudne do przezwyciężenia.
Moje wyrzeczenia przy takich wypadają blado, ale mnie bolą i to jest najważniejsze.

Pierwszym z nich jest: wyłączenie FB. Nie jestem może uzależniona od Facebooka, ale jednak lubię na niego wchodzić. Zawsze zaczynałam z nim dzień, jeszcze w łóżku przeglądając newsy a także podczas dnia dla odprężenia w pracy itp. Dodatkowo Facebook stanowi/stanowił dla mnie centrum informacji, głównie z kpop. Od dawna już nie wchodzę na strony poświęcone muzyce koreańskiej, bo zazwyczaj jak byłam na nich to siedziałam godzinami. I tak to wszystko przeniosło się na FB.

Szczerze, jest trudno. 3 dzień a mnie rano strasznie korci aby zerknąć sobie co się dzieje, w pracy to samo, żeby przynajmniej zatrzymać siebie od tego po prostu wyczyściłam dane z komórki i musiałabym się zalogować na FB^^ Więc jeśli mnie coś złapie i wejdę to i tak się zatrzymam.
Życie bez FB, jak tak można? XD Dziwnym trafem na wsi nie mam z tym żadnych problemów.^^ A w mieście mam.

Kolejnym, tym razem standardowym, jest: nie jedzenie słodyczy.
Nie muszę się tłumaczyć.^^”

Trzecim wyrzeczeniem jest muzyka pop i kpop, rozdzieliłam je, chociaż i tak sprowadza się do jednego, do popu. I to po FB jest strasznie trudne. Łapię się na tym, że śpiewam sobie piosenki. Zamiast tego słucham muzykę klasyczną a także soundtracki do anime i filmów.
Można by powiedzieć, że soundtracki też coś mają z popu, ale nie przesadzajmy.

Tym bardziej, że jednego nigdy nie będę mogła się wyrzec, a tym czymś jest muzyka. Nie umiem bez niej żyć. Jest sednem wszystkiego. Towarzyszyła mi od zawsze. Moja rodzina najbliższa uwielbia słuchać muzyki, otacza mnie muzyka. A słuchając czegokolwiek – od popu, przez muzykę klasyczną, a zwłaszcza tą ostatnią mam wrażenie jakby dotykała czegoś nie do uchwycenia. Najśliczniejsze dzieło Pana, wszystko ze sobą spaja. ^.^

Przez te dwa miesiące pewnie ominą mnie wszystkie comebacki, więc będę miała dużo do nadrobienia – może nawet Mblaq się pokażą albo LC9 zanim Rasa pójdzie do woja, kto wie. Ale nie żałuje, nie ucieknie to ode mnie a nie jest to najważniejsze.

I ostatnie wyrzeczenie: nie oglądać anime i seriali w domu, jeśli z bratem to co innego.

To się wiąże z tym, że niestety, ale strasznie dużo czasu pochłania mi siedzenie przed kompem i nic nie robienie. Ostatnio, jak zaczęłam oglądać Saint Seiya, to już tylko było: przyjść, zjeść kolację, odcinek, spacer, odcinki. I czas mijał. Zresztą czas mi przepływa przez palce, weekendy znikają nie wiadomo kiedy itd.

Jednakże zrobiłam wyjątek, na oglądanie z moim bratem. To jest na czas spędzany wspólnie – jesteśmy wielkimi komentatorami seriali i filmów, więc nie jest tak, że siedzimy przez cały czas w ciszy a tylko głos z ekranu jest słyszalny. Obydwoje, jak przystało na dwie Ryby, podchodzimy emocjonalnie do tego co oglądamy, więc na okrągło jest zabawnie. I nie mogłabym odmówić sobie czasu z bratem.

Dodatkowo my nie mamy tak dużo czasu wspólnego, jako, że on pracuje na zmiany i zazwyczaj wraca po 22.

Zmiana spędzania czasu w domu po pracy i wolne dni jest dla mnie bardzo ważna i mam nadzieję, że uda mi się to przenieść na dłuższy okres czasu. Mam dwa projekty, którymi chce się zająć i potrzebuje na nie czas. Ale to w następnym wpisie.

Pozdrawiam :)

piątek, 7 marca 2014

Dieta - tydzień 3, pilates

Hej!

Minął kolejny tydzień z dietą i daję moje podsumowanie.^^
Po 3 tygodniach jestem dość niezadowolona.

Chociaż przez pewien czas widziałam jakieś efekty i pozbyłam się 1kg, tak później moja waga przestała się zupełnie poruszać a w tym tygodniu poszła w górę. -_-

Nawet moje wyjście na spacer, aby jakoś poprawić wynik, nic nie dało.

W tym tygodniu zaczęłam pilates – nie wiem czy to ma wpływ na zwiększenie masy ciała… Jedyne co mi przychodzi do głowy to zwiększenie masy mięśni, ale ludzie, to tak szybko się nie dzieje. Chociaż bym chciała ;)

Żeby jednak poprawić sobie nastrój, bo tak źle nie może być, oprócz ważenia to też się zmierzyłam i odkryłam, że w centymetrach mi nic nie ubyło.

Wg diety po 3 tygodniach powinno mi spaść 3kg, a wynik jest 0,8kg. -_-

Tak jak już pisałam, zaczęłam od tego tygodnia chodzić na pilates. Jestem po dwóch zajęciach i jestem bardzo zadowolona.^^ Chociaż moje ciało nie jest w tej samej formie co było, ale przynajmniej mam podobne ćwiczenia jak od mojej pani rehabilitantki.^^

Chociaż zajęcia odbywają się dość późno, o 21, to i tak po nich czuję większą energię i nie jestem śpiąca. Po spacerze za to zawsze prawie natychmiast zasypiam, z czym to jest związane? O.o

Pozdrawiam :)