sobota, 31 sierpnia 2013

Coś do poczytania - polecam :)

W ramach mojej samokształcenia wpadła w moje ręce książka o. Leona Knabita, o którym tu chyba już raz pisałam. Jest to książka pt. Dekalog - przedstawione zostały w nim przykazania i jak człowiek powinien je odczytywać w naszych czasach. Co one nam mówią, jak powinno się postępować.
Moim zdaniem to jedna z tych książek które naprawdę pomogą każdemu w zrozumieniu 10 Przykazań i jak powinien żyć Chrześcijanin, jak powinien się zachować, czym się kierować. 
Każde przykazanie jest tu szeroko omówione z przykładami.

Tu przytoczę parę fragmentów, które dla mnie szczególnie są ważne:

Dlatego życząc sobie czegoś, dobrze jest czynić zastrzeżenia: "jeśli taka jest wola Boga", "jeśli jest to dla nas lepsze", "jeśli to nam potrzebne". Niemniej zastrzeżenia te przeobrażają się nierzadko w brak zaufania do Pana Boga, zwłaszcza gdy ziemskie nadzieje zbyt często nas zawodzą. W nadziei chrześcijańskiej chodzi przede wszystkim o rzeczy obiektywne i absolutnie dobre - o osiągnięcie celu ostatecznego, o zbawienie.
"Dekalog: Refleksja na temat poszczególnych przykazań w oparciu o Katechizm Kościoła Katolickiego"
o. Leon Knabit , str. 18

Ile razy my o tym zapominamy?
Warto o tym pamiętać.
Nie każda rzecz, którą chcemy jest dobra, nawet jeśli nam się taka wydaje.

Bóg nie tylko doświadcza ludzi - zarówno dobrych, jak i złych - rozmaitymi niepowodzeniami i cierpieniami, ale także obsypuje ich łaskami. Każdy dzień przeżyty w zdrowiu, każda udana sprawa, każda pozytywna relacja z człowiekiem, są znakami łaski i opieki Bożej. Człowiek o tym często, niestety, zapomina, nie odwzajemnia miłością.
"Dekalog: Refleksja na temat poszczególnych przykazań w oparciu o Katechizm Kościoła Katolickiego"
o. Leon Knabit , str. 27

Warto zawsze w modlitwie wieczornej podziękować Panu za wszystko co się stało podczas dnia, a zapewniam Was, na pewno jest za co. Za to że samemu jest się zdrowym, za rodzinę. Może nawet nie zauważamy pewnych rzeczy dopóki na nie nie spojrzymy, że są od Pana dla nas.
To, że dojechaliśmy szczęśliwie do domu, że mamy pracę - nie ważna jaka by ona była.

Jak dla mnie ważne jest też nie robić tego tylko podczas modlitwy wieczornej ale też podczas dni, za każdym razem jak coś się stanie. Każda rzecz jest ważna. 

Takie dziękowanie za wszystko jest ważne też przy myśleniu pozytywnym, jak zaczniemy zauważać, że przytrafiają nam się dobre rzeczy (a wielokrotnie złe myśli nas tak przytłaczają, że nie umiemy ich zauważyć) to też łatwiej będzie nam żyć pozytywnie. odczuwać to bardziej.

Pamiętajmy, że łaską jest każdą chwilą i każda chwila powinna nas przybliżać do Pana.
Do tego ostatecznego celu.

Pozdrawiam :) 

Kim Hyun Joong

Hej :)

Dzisiaj coś o Kpopie, który u mnie ostatnio w ogóle nie bywał.
Cóż, nie znaczy to, że w ogóle nie słucham, bo słucham codziennie czegoś, ale jakoś idea pisania codziennie się u mnie wypaliła i wole jakieś bardziej przemyślane posty.
Takim też ten jest.

Kim Hyun Joong - jest jednym z tych artystów, których nie do końca lubię za styl śpiewania ale bardziej za wygląd, osobowość i same piosenki. Nigdy, ale to nigdy nie stwierdzę i nikt mnie nie przekona, że on ma jakiś niesamowity talent. A, taki po prostu średni piosenkarz, których w kpopie jest trochę.
Jednakże jestem jego fanką.
Nie zaślepia mnie jednak na tyle aby nie móc go krytykować.

Ostatnio, 22 lipca wyszedł jego 3 mini album pt. Round 3.
Promującym utworem był Unbreakable - do którego nie mogę się przyczepić. Ma w sobie power, który tak lubię w kpopie, fajny teledysk i fajny układ choreograficzny. Byłam naprawdę zadowolona tym co zobaczyłam i usłyszałam. 
Miałam też nadzieję, że cały mini album taki będzie.
Kurczę, czytałam, że to ostatni jego album przed pójściem do woja. Człowiek na 2 lata zniknie, no nie dosłownie, ale w jakimś sensie dla sceny zniknie. I to miało być coś do czego fan będzie wracał jak on zniknie, coś na "do zobaczenia". I czy jest?

No nie.
Wraz z Unbreakable w programach widziałam, że promował Your Story, do której potem wyszło MV. Your Story jest przyjemne, ale dłużej słuchając jest męczące. 
Zresztą... Czy naprawdę warto było całą promocję zmieniać na Your Story? Bo później już tylko te występy widziałam - rany, układ choreograficzny był tak do dupy, że nie wiem. Jakieś skakanie i w tym "uroczy" Kim Hyun Joong. -_-

Ostatnio jak byłam na wsi nie wiedziałam co się dzieje i dobrze, bo jak przyjechałam z powrotem to patrzę a tu promowany jest utwór Let's Party - który jest jak dla mnie najgorszy na płycie
Takich utworów to ja spodziewam się od debiutantów, albo no nie wiem słodkich chłopczyków.
Kim Hyun Joong może stara się być słodkim chłopcem ale chłopcem już nie jest. I ani do tego nie przekonają mnie jego uśmiechy ani te tańce - które kurczę są beznadziejne.
Obejrzyjcie sobie występy live, to jakaś żenada.

Zawiodłam się.
Porównując to do "Lucky" to jakiś upadek.
W "Lucky" mi się wszystko podoba, za to go pokochałam. Za tamten styl, bo i w Do You Like That i przy Lucky kiedy Hyun Joong śpiewa to czuć taką lekkość, ironię. A ballady są piękne. Kocham je i ich teksty. Są takie delikatne, ale nie nużące.
To w końcu ta płyta nastawiła mnie pozytywnie do niego, a potem jej wersja japońska - która pokazał mi, że może być ktoś z Korei kto umie śpiewać ładnie po japońsku.

A ta nowa...
As Before która jest trzecia z kolei na płycie, to jakoś broni tego starego stylu jego.
Jest to przyjemna ballada.
Ale reszta leży i kwiczy, jest żenująca.

Nie zrozumcie mnie źle, to nie jest tak, że nie lubię totalnie tych piosenek.
Nie.
Lubię.
Jednak pomimo tego, że lubię to nie uważam ich za dobre. Są mierne.
Nie mówią do mnie "Kup płytę".
Szkoda, wielka szkoda.

Do tej chwili myślałam, że Kim Hyun Joong jest takim młodszym Rainem, coś mnie pogięło i tak myślałam, ale po tym albumie wiem, że jest po prostu miernym piosenkarzem, który nawet nie umie zatuszować swojego słabego śpiewania lepszymi piosenkami. 
Rain jest jedyny w swoim rodzaju i tak chyba pozostanie jak na razie.

P.S. Naprawdę nie lubię jak ludzie w tym wieku co Kim Hyun Joong robią z siebie małych chłopców -_- Wiem, że trend w Korei jest przeciwny i słodcy i młodzi wygrywają, ale ja mówię: NIE.
Wracam do "Lucky".

wtorek, 27 sierpnia 2013

Ciągła walka

Hej :)

Maszerując sobie dzisiaj ulicami Warszawy - tak, maszerowałam sobie bo stwierdziłam, że koniec tego siedzenia w domu i dopóki nie kupię sobie butów do biegania to będę maszerować, wyrabiam 7 kilometrów w 80 minut, nie wiem czy to dużo czy mało, ja jestem z siebie dumna^^ - wpadłam na temat tego postu.

Kiedy myślimy o jakiejś zmianie, o zmianie siebie, może to być cokolwiek - od ćwiczenia systematycznie, biegania, uczenia się języka angielskiego, odchudzania - często myślimy, że to nie dla nas. Myślimy, że jesteśmy tak inni od reszty, że po prostu nie możemy się zmienić. Nawet słyszałam wielokrotnie od moich znajomych: nie jeść słodyczy, nie mogłabym!

Patrzymy na innych ludzi, którym te zmiany się udają i myślimy, że oni są z innej planety. Im wychodzi bo są lepsi od nas samych. "Coś mają czego ja nie mam". Takie myśli przychodzą nam do głowy.

I tu w tym miejscu chcę napisać, że nie, nie różnimy się tak bardzo!
To, że ja powzięłam pewnie zobowiązania to nie znaczy, że nie korci mnie jedzenie słodyczy, że już w ogóle nie chce mi się jeść mięsa, że nie kuszą mnie różne inne rzeczy.
Nadal muszę walczyć z samą sobą.
Oczywiście, że mam momenty słabości, nie jesteście w tym sami. Każdy z nas ma takie, nawet najlepsi ludzie w dziedzinie do której dążycie mają takie momenty.
Najważniejsze to znać umiar i nie schodzić z obranej drogi.

Jeśli uważacie, że nie dla Was są diety to bardzo się mylicie, diety są dla każdego i ludzie którzy są na nich są tacy sami jak Wy, jedynie nie myślą, że: "nie wyjdzie mi", "oni są inni", "jestem słaby", "mam słabą wolę", "słodycze rządzą moim życiem", "jak można nie jeść hamburgera przez tyle dni?" itp. Możecie wstawić tu cokolwiek sami mówicie, a wiem, że na pewno takie myśli macie.^^ Ja je mam.

Nie wiem od kiedy nie jadłam czekolady a unikam jej strasznie - głównie przez moje problemy z cerą po niej - ale ostatnio będąc u Dziadków na wsi miałam na nią gigantyczną ochotę i tak, zjadłam czekoladę. Czy żałuje? Nie, bo była pyszna. Jednak z powodu zjedzenia raz czekolady nie położę całej mojej diety.^^
Co dziwne nawet nie ukarało mnie to zmianami na twarzy, więc jestem zadowolona.^^

A to wiedzie mnie do kolejnej sprawy, którą chcę tu poruszyć.

Podobne myślenie które przedstawiłam powyżej odnoszone jest do religii.
W jaki sposób?
A np. to, że przykazania są nie dla mnie, może są tacy ludzie którzy tak umieją, ale ja nie albo czego ten Kościół wymaga, jak ktoś może tego wszystkiego przestrzegać?

Takie myślenie jest dość typowe.
Zapomina się w tym, że po pierwsze każdy z nas jest kuszony codziennie, jak piszę, że każdy to każdy, czyli jeśli uważamy, że Święci byli z jakiejś innej planty to proszę zejść na Ziemię (ah ja to lubię te ściąganie na Ziemię). Tak, Święci też byli kuszeni. Nie tylko my, każdy z nas jest odciągany od Pana Boga wszelkimi sposobami. 

Ludzie których dzisiaj nazywamy Świętymi codziennie walczyli o swoje życie, codziennie!
Dzień w dzień stali na polu walki i tak jak nam im też było ciężko.
Tylko, że nie jesteśmy sami w tym!
W tej walce dopomaga nam Bóg! Nie widzimy Go, ale On jest z nami, zawsze.

Po drugie, przykazania zostały stworzone dla ludzi, więc tak, nie są niemożliwe do przestrzegania.
Są właśnie dla ludzi i mają nas prowadzić do Pana.

Wbrew temu co świat nam wmawia ostatnio, to ludzie żyjący w wierze nie są mięczakami. 
Nie są słabi, bo popatrzcie na to w ten sposób, że największy sprzeciw idzie do tych przykazań i nakazów - dla ludzi są one ciężkie, wielu woli ich nie przestrzegać - i Ci ludzie nazywani są silnymi. Ci którzy właśnie idą na łatwiznę. Ci co nie umieją nad sobą panować, Ci są w naszej kulturze silni i przedstawiani za wzory.
A teraz popatrzcie na tych, którzy u nas uważani są za słabych - ludzi wiary, którzy przestrzegają przykazań, nakazów, żyją wg drogi wskazanej przez Jezusa, czy dla Was przestrzeganie tego wszystkiego jest łatwe?

Bo dla mnie nie, nie jest to łatwe. Jest to trudne. Trzeba faktycznie wyrzec się siebie.
I ja mam z tym problemy, nie wiem czy ktokolwiek nie ma. Bo wszyscy jesteśmy grzeszni, wszystkich nas ten świat kusi, kusi nas Szatan.

W wierze chrześcijańskiej mamy nakaz miłować naszych nieprzyjaciół, łatwe, banalne?
Nie. Nie jest to łatwe. Łatwiej przychodzi nienawiść, pogarda.
Nie będę tu pisać, że ja tak nie mam. Walczę z tym jak mogę.
Proszę i modlę się o tą łaskę. I o to naprawdę warto się modlić, bo moim zdaniem to jest w tym wszystkim najważniejsze - miłość do bliźniego. Bliźnim jest każdy. Nie tylko ten co czyni nam dobrze, nie tylko ten którego znamy. To każdy człowiek którego mijamy na ulicy. Bliźni to też ten pijak na rogu ulicy, którego mijasz czasami. Albo ten bezdomny co siedzi przy przejściu podziemnym jak się idzie do Złotych Tarasów.
Bliźnim naszym jest każdy, nie ważne jakie rasy czy jakie ma poglądy, każdego mamy miłować.

I o to chodzi w tytule tego postu, ja ciągle walczę z samą sobą, żeby do każdego czuć tą samą miłość.
Miłować swego bliźniego.

Ciągle walczmy z naszymi słabościami i nie ustawajmy w modlitwie do naszego Pana.
Bo bez niego nigdzie nie dojdziemy.
Pewnego dnia staniemy przed jego obliczem, jeśli dostąpimy tej łaski - to będzie najszczęśliwszy dzień życia dla każdego, to Wam gwarantuje!
Całym sercem czekam na ten dzień.

Pozdrawiam :)

PS: A jeszcze tak o bliźnimi, to łatwo nam przychodzi pomagać bliźnim gdzieś daleko. Do Afryki gwiazdy latają, a już o bliźnich obok nas wszyscy zapominają. Ile to razy można usłyszeć, że to nieudacznicy, ludzie którzy nic nie umieją - a w Afryce to jacyś inni ludzie mają być, tak? Nie twierdzę, że są nieudacznikami. Tylko jak tym obok nas nie pomagamy to co to za miłość bliźniego? To raczej uspakajanie swojego sumienia. I tak to u nas jest. -> Nie chodzi o to, żeby nie pomagać Afryce, ale jednakże warto rozejrzeć się wokół.^^ Tu obok nas zawsze jest wiele do zrobienia. 






niedziela, 25 sierpnia 2013

Troski

Ostatnio wsiąkłam w jedną książkę.
Jest to zbiór homilii wygłoszonych w kościele St. Gervais w Paryżu przez O. Pierre-Marie Delfieuxa.
Szczerze, najlepsza z książek które ostatnio czytałam.
Homilie jego są niesamowite, trafiają prosto do mojego serca, są mocne i godna polecenia.

Są w nich też krótkie fragmenty z dzieł innych teologów i świętych.
I jeden dzisiaj przytoczę w całości, bo jest bardzo dobry.

Troski zrzućcie na Boga

Wydaje mi się, że powinniście się zdecydować na spokojne wykonywanie tego, co możecie. Nie martwcie się o wszystko, ale powierzajcie Opatrzności Bożej to, czego nie możecie wypełnić sami przez się. Bogu podobają się nasze starania i nasza rozsądna troska, aby dobrze prowadzić sprawy, którymi mamy obowiązek się zajmować. Nie podobają Mu się natomiast obawy i niepokoje ducha. Pan chce, aby nasze ograniczoności i słabości znajdowały oparcie w Jego sile i wszechmocy, chce abyśmy wierzyli, że Jego dobroć może uzupełnić niedoskonałości naszych środków.
Ci, którzy nawet z dobrą intencją, podejmują się licznych spraw, muszą ograniczyć się do zrobienia po prostu tego, co jest w ich mocy, nie martwiąc się o to, że nie są w stanie wykonać wszystkiego tak, jakby tego chcieli. Pod warunkiem jednak, że wypełnili wszystko, co natura ludzka może i musi uczynić, zgodnie ze wskazaniami sumienia. Jeśli jakieś sprawy muszą zaczekać trzeba uzbroić się w cierpliwość, nie sądzić, że Bóg oczekuje od nas tego, czego zrobić nie możemy. On nie chce bynajmniej, żeby człowiek martwił się swoją ograniczonością. Jeśli tylko zadowoli się Boga – co jest ważniejsze niż zadowolić ludzi – nie trzeba męczyć się ponad miarę. Co więcej, skoro usiłowaliśmy działać jak najlepiej, resztę można zostawić Temu, który może wypełnić wszystko, co chce.
Oby podobało się Bożej dobroci, dawać nam zawsze światło swej mądrości, abyśmy mogli jasno rozpoznać i zdecydowanie wypełnić Jego życzenia co do nas samych i co do innych... abyśmy przyjęli z Jego ręki to, co nam zsyła, licząc się z tym, co najważniejsze: cierpliwość, pokora, posłuszeństwo i miłość...
Niech Jezus Chrystus będzie w naszych duszach wraz ze swymi duchowymi darami.
Amen.

Św. Ignacy Loyola „Lettre du 17 nov. 1555”
tł. Kinga Strzelecka
za: „Miłości Pragnę: Medytacje biblijne” Pierre Marie Delfieux


Tak jak już raz tutaj poświęciłam jeden post problemom, tak sobie pomyślałam, że ten tekst może pomóc nam wszystkim, w naszych czasach.

Wydaje się, że ostatnio a przynajmniej takie mam wrażenie, wszyscy mają kłopoty i problemy. Kto ich nie ma? I wszystkie są wielki. Tym bardziej w pracy. Dużo słyszy się o ludziach którzy zapracowują się, pracują ponad godziny swego zatrudnienia, nawet zabierają swoją pracę do domu.


W tym tekście który podałam powyżej, chodzi o to, że tak, możemy odpuścić sobie rzeczy które są ponad nasze siły, że tym bardziej powinniśmy tak zrobić. Nie tylko nasze zdrowie fizyczne wysiada, ale też psychiczne, a często pierwsze te ostatnie.

Zaniedbania

Dzisiejszy temat będzie trochę inny nie poprzednie.
Chcę poruszyć jeden problem który dla niektórych ludzi nie jest problemem, a nawet jego nie zauważają.
Jest to zaniedbanie, zaniedbanie siebie.

Nie wiem jak Wy, którzy czytacie moje teksty, ale ja jestem bardziej obserwującym typem osoby, lubię się przyglądać ludziom i jakoś zauważam wiele szczegółów których umyka innym – tym którzy wolą skupiać się na swoim wnętrzu.
Nie twierdzę, że skupianie się na sobie i na swoim wnętrzu jest złe, tyle, że jakoś traci się na tym coś – rzeczywistość wokół nas, która jest bardzo ciekawa.
Nie wspominając o tych co widzą same złe rzeczy w świecie, tak, też tacy są, niektórzy z nas lubują się w widzeniu samych nieszczęść i zła wokół nas. Co jest smutne.

Dzisiaj pochylimy się nad jednym aspektem, nad czymś co zauważam dość często – nie ważne czy u ludzi starszych, czy u ludzi młodszych, to zjawisko nie ma rasy, wieku i płci.^^

Niektórzy ludzie wokół nas nie dbają o siebie.
Może taki jesteś Ty, czytelniku, który to czytasz a może znasz to ze swojego własnego doświadczenia.
Nie tylko chodzi mi tutaj o nie mycie się, ale też o ubieranie się które mówi: „mam w nosie jak świat na mnie patrzy”.
I może powinniśmy powiedzieć: no wow, co za ludzie odważni, mają za nic co inni mówią o nich.
Ale ja tak na to nie patrzę.

Nie dbanie o siebie ma wiele różnych przyczyn, zazwyczaj ma podłoże psychologiczne.
Ilu z nas umie stanąć przed lustrem i powiedzieć sobie: o, jak ładnie dzisiaj wyglądam!
Czy Ty tak umiesz?
Jak umiesz, to możesz czuć się ze sobą naprawdę dobrze, bo to oznacza, że faktycznie jesteś pewny siebie. Ludzie którzy nie umieją stanąć przed lustrem, którzy uznają, że są brzydcy dla siebie samych zazwyczaj o siebie też nie dbają. Bo po co mają dbać?

Po co mam układać włosy, przecież i tak są brzydkie!
Po co mam się malować i tak będę wyglądać źle!
Po co mam ubierać się ładnie, przecież nie mam figury!

I tak to się zapętla.

Na mieście widzę dużo ludzi którzy jakby coś, malutkie coś ze sobą zrobili byliby ładniejsi niż są.
No ale możecie wytknąć mi, że Aga, to, że brzydko ktoś się ubierze, nie znaczy, że nie jest szczęśliwy.
Nie, nie znaczy. Nie twierdzę tego, może być najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, a jego życie lepsze od mojego o stokroć – to prawda.
Tyle, że to nie tłumaczy nie dbania o siebie.

Nie tylko powinniśmy mieć wnętrza ładne ale zewnętrze też – i nie chodzi mi o figurę modelki itp. Nie, wystarczy po prostu chwila aby człowiek wyglądał tak jak wygląda wewnątrz.
I to nie tylko tyczy się kobiet, ale jak i mężczyzn.

Szczerze, to głównie facetów. Bo kobiety jakoś częściej coś ze sobą robią, a faceci, co? Często mają to gdzieś. No i często mają pretensje, że kobiety się nimi nie interesują, no cóż, jak można tak narzekać kiedy odpowiedź jest taka prosta, no i naprawdę łatwo się zmienić.

Jednak jeszcze jedno jest ważne, wnętrze, bez wnętrza pięknego to nawet jak będziemy wyglądać jak chodzący modele, to nic nie da. Co z tego, że ktoś wygląda super jak jest po prostu świnią? Jak tylko przyjemności życia są dla niego ważne?

Wnętrze jest najważniejsze. W tej gonitwie za ładnym wyglądem często ludzie zapominają o tym, stają się puści w środku.
Jak tylko tu twierdzę, że da się pogodzić to ze sobą, że nie trzeba się umartwiać jak się jest osobą wierzącą.
Moim zdaniem tym bardziej, jeśli jesteśmy posłani na ten świat szerzyć wiarę o miłości, o radości, to chodzenie jak trupy tego nie pokaże.
Niestety dużo ludzi to tak postrzega. U mnie w bloku mieszka kobieta, która chodzi do Kościoła ze mną i moją rodziną. Jej wygląd z miesiąca na miesiąc się pogarsza, ale nie z powodu zdrowotnych, ale z tego, że jakoś przestała o siebie dbać. Wygląda jak to siódme nieszczęście. Ja temu mówię: nie!

Mamy całym sobą mówić, że jesteśmy szczęśliwi!
Nie trzeba tego robić wielkimi pieniędzmi, nie, da się tanio opiekować sobą a rezultaty widać szybko.
Trzeba jednak uwierzyć, że to możliwe.

Ostatnio przeczytałam, że Ewa Chodakowska powiększyła sobie biust – oczywiście ludzie to potępili.
No moi drodzy... Po pierwsze jak się schudnie i ćwiczy to biust nie rośnie, nie maleje. Sama tego uświadczyłam i może to spowodować niezadowolenie, bo kurczę... Nie tylko dla facetów to jest atrybut kobiecości. Pędzenie jednak tylko za tym, za wyglądem też mija się z celem, ale jednak jeśli chcemy mieć większy biust to czemu nie? Co w tym złego?

Jeśli nie zapomnimy co jest ważniejsze, to co jest złego w sztucznym biuście?

Złe się to robi kiedy to przyćmiewa nam inne cele, jak np. w filmie który ostatnio oglądałam „Zał kobieta” w której to Cameron Diaz gra nauczycielką, ale też osobą poświęconą samą sobą do tego stopnia, że nic nie zauważa. Chce mieć nowy biust i robi wszystko aby go nie mieć. Jeśli ktoś chce zobaczyć złe pobudki tego czynu to niech sobie obejrzy ten film, ale ja nie wiem czemu to Ewa Chodakowska zrobiła i zresztą nic mnie to nie obchodzi. To jej decyzja. Ja jej potępiać nie będę.
I tak samo zwracam się do Was, nie potępiajcie ludzi tak szybko, za takie głupoty.

Trzeba, jak to napisał raz Arystoteles, znaleźć „złoty środek” pomiędzy tymi rzeczami.
I pamiętać o tym, że nie to w życiu jest ważne.
Bóg kocha nas takimi jakimi jesteśmy.
Co nadal, podkreślę, nadal nie upoważnia nas do stwierdzenia, że hej, będę cały czas leżeć przed telewizorem!
Mamy pracować nad sobą dla Niego. Mamy to co robimy, robić dla Niego. Nawet jak to wydaje się absurdalne.

Muszę się Wam przyznać, że ja też miałam takie momenty słabości, co ja piszę, mam codziennie.^^
W tym roku myślałam aby pójść na pielgrzymkę, dotąd tego nie robiłam, ale zrozumiałam, że moje pobudki były złe. Zaczęłam myśleć, że jak pójdę na pielgrzymkę to schudnę i zdobędę kondychę, niezłe, prawda? Więc sobie odpuściłam, nie chcę pójść na pielgrzymkę z chęci schudnięcia, bo nie ma to sensu.
Niestety z tego mówił Ksiądz u mnie w parafii, dużo ludzi z takich powodów rusza na pielgrzymkę.
Powód jest zły, więc przezywanie też nie jest całe.

Jesteśmy kuszeni codziennie, aby nie myśleć o Nim, tylko o przyziemnych rzeczach i im na całego się poświęcać. Kto tego nie zna. Warto jednak codziennie stawać do walki o swój własny umysł. Ja tak robię i dobrze na tym wychodzę i radzę Wam też to. Powalczmy razem. :)

Pozdrawiam :)


sobota, 17 sierpnia 2013

Bebo Norman

W czasie moje przeszukiwania internetu w celu znalezienia dobrych artystów chrześcijańskich znalazłam Bebo Normana. I się normalnie zakochałam.
To jak on śpiewa i co śpiewa, to wszystko powoduje, że odkrywasz w sobie nadzieję, to naprawdę czuć.
Dla mnie to jak on śpiewa daje mi naprawdę dużo.
Mogę go słuchać przez cały czas.
Może i Wy też go polubicie.
Dajcie mu szansę, bo warto.


Dieta, ćwiczenia :)

Hej! :)

Chyba moim ulubionym rozpoczęciem każdego posta będzie to o czym dawno nie pisałam.^^
Niestety tak to już ze mną jest, zapalam się do czegoś a potem na jakiś czas wypalam się z danym pomysłem, ale go nie porzucam.^^

Mój blog tak jak już pisałam przeszedł parę zmian co do tematów, ale kwestia ćwiczeń i diety nie zmieniła się.

Nie wiem czy już tu o tym wspominałam, ale poszłam do dietetyczki i od początku sierpnia mam całkowicie nową dietę, którą ze średnim powodzeniem stosuje. Ze średnim, bo mamy wakacje i niekiedy jak dla mnie warto jest pójść ze znajomymi i nie martwić się o to co się je. No dobrze, nadal myślę o tym co jem.

Ta teraźniejsza dieta składa się głównie z ziaren i otrębów, największy brak odczuwam w moich śniadaniach - to jest król moich posiłków. Uwielbiam zaczynać dzień od świetnego śniadania.^^ Przedtem jadłam płatki śniadaniowe z jogurtem naturalnym typu greckiego, teraz nie mogę tego jeść - mogę jeść tylko płatki owsiane, kaszę jaglaną lub płatki amarantusa + siemię lniane, ziarna słonecznika, olej lniany i płatki migdałów.
I ok, to jest całkiem smaczne, ale tęsknie i to bardzo.

Zauważyłam jednak świetne efekty tej diety, więc jak działa to jest jakaś motywacja aby trwać.

Teraz ćwiczę 4 razy w tygodniu, niekiedy wychodzi mi lepiej, niekiedy gorzej - zwłaszcza jak są upały. Dobrze, że upały w tym roku przychodzą raz na miesiąc i odchodzą, wiem, że dla niektórych to klęska, ale dla mnie równa się to więcej czasu na ćwiczenia. Większe chęci. Mniej oszczędzania siebie. 
Zresztą ja nie cierpię upałów, jak dla mnie 26 stopni to jest dobra temperatura, powyżej równa się moje złe samopoczucie. Moje całe ciało nie jest stworzone do bycia w tak wysokich temperaturach, wszystko mówi jednogłośnie, że wolę poniżej 30.^^

Teraz trenuje przez 40 dni z 4 zestawami ćwiczeń od jednego gościa na różne partie ciała, po tych 40 dniach chyba spojrzę sobie na ćwiczenia Ewy Chodakowskiej, jestem ich ciekawa. Chociaż myślałam, żeby ćwiczyć z Zuzą.^^

wtorek, 13 sierpnia 2013

Chodzenie do Kościoła

Ileż to różnych jest powodów dlaczego ktoś nie chodzi do Kościoła.

Zakładając, że na mój blog też wchodzą osoby nie chodzące do Kościoła, to na moje pytanie: czemu Ty nie chodzisz do Kościoła, to co bym usłyszała?

Część pewnie by powiedziała, że nie wierzy, jest ateistą, dlatego nie chodzi do Kościoła.
Może niektórzy są innego wyznania.

Jednakże są między nami ludzie i pewnie niektórzy z Was, którzy to czytacie, którzy nie chodzą do Kościoła, bo... i tu zaczyna się wyliczanka:

  • nudzę się w Kościele.
  • nie ma miejsca gdzie usiąść a bolą mnie nogi jak za długo stoję.
  • nie podoba mi się to co mówią Księża.
  • nie widzę w tym sensu, modlić mogę się w domu.
  • za dużo starszych ludzi.
  • wolę się wyspać.
  • weekend to czas na spotkania za znajomymi.

Czy niektórzy z Was się tu odnaleźli?
Może niektórzy z Was uważają te argumenty za niedorzeczne, bezsensowne.
No bo takie są.
Te osoby mówią o sobie, że są wierzące, ale do Kościoła nie chodzą bo... i tutaj możecie dodać coś z tego. Naprawdę. I nie są to tylko młode osoby, po których można by się tego spodziewać.

W naszych czasach dużo ludzi, a przynajmniej tak mówią publicznie, uważa, że chodzenie do Kościoła jest niepotrzebne. Nie widzą w tym sensu. Czy są tak naprawdę wierzący? I w co wierzą? → trudno mi odpowiedzieć na to. W coś tam mówią, że wierzą. W jakąś siłę pewnie. W coś. Nie przykładają do tego większej wagi. Są jednak ludzie którzy jednak przykładają do tego wagę, ale nie chodzą bo...

Dlaczego osoba wierząca w Jezusa, uznająca Stary i Nowy Testament za Święte Księgi, wyznająca wszystkie prawdy wiary nie chodzi do Kościoła?

Ja znam jedno z odpowiedzi na to pytanie, to jest to, że nie podoba im się co Księża mówią. Nie podobają im się kazania, nakazy. Wręcz niekiedy to, że ktoś coś powie o polityce.
Wydaje mi się, że ludzie zapominają po co przychodzą do Kościoła, po co to w ogóle jest.
Idziemy na mszę w niedzielę nie dla człowieka, nie dla Księdza, idziemy dla Pana. Idziemy się spotkać z Panem. Jeśli wierzysz to to rozumiesz.
Tak, możemy i mamy się modlić w mieszkaniu, gdziekolwiek chcemy, ale to nie to samo.
Kościół to Świątynia Pana, specjalnie wybudowana dla Niego, czy Twój dom został wybudowany dla Boga specjalnie? Nie.
I nie tylko to, jest powiedziane w Nowym Testamencie:

„Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich”
Mt 18, 20

Jezus wyraźnie mówi, że większą siłę i większe znaczenie ma wspólna modlitwa. Czy nam się to podoba czy nie, możemy nie lubić chodzenia do Kościoła – chociaż szczerze jak można? Można nudzić się podczas mszy – chociaż to zależy od żywotności wiary.
Jeśli nie podoba Wam się Ksiądz w Waszej parafii to są inne Kościoły, jeśli jednak w tym momencie kręcicie głową i macie z tym problem, to problem jest z Wami, nie z tym Księdzem.
Jeśli bolą Was nogi od stania itp. to można wziąć swoje własne składania krzesełko – u nas w rodzinie tak robimy, kiedy nadchodzi okres Wielkiejnocy, to wiadomo jest, że będzie wszystko zajęte, więc sami bierzemy krzesełko i coś do siedzenia na posadzce. Taki problem? Żaden.

Zapytajcie siebie czy raczej sami nie wytwarzacie problemów po to tylko aby nie chodzić do Kościoła po prostu z lenistwa i z tego, że (nie wiem czemu) nie chcecie widzieć Pana.


Obudźcie Wasze serca, bo jak żywa wiara przychodzi to pomyślenie o ominięciu mszy przychodzi ze smutkiem, ja tak mam. Nie zrobiłabym tego. Siedzę w Kościele i czuję obecność Pana, nie tylko siedząc, ale przyjmując Komunię.

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Prośby

Ostatnio czytając „Dekalog” o. Leona Knabita przeczytałam:

„Dlatego życząc sobie czegoś, dobrze jest czynić zastrzeżenie: <<jeśli taka jest wola Boga>>, <<jeśli to dla nas lepsze>>, <<jeśli nam to potrzebne>>. Niemniej zastrzeżenia te przeobrażają się nierzadko w brak zaufania do Pana Boga, zwłaszcza gdy ziemskie nadzieje zbyt często nas zawodzą. W nadziei chrześcijańskiej chodzi przede wszystkim o rzeczy obiektywne i absolutnie dobre – o osiągnięcie celu ostatecznego, o zbawienie. Nadzieja taka opiera się na wierze, że Bóg chce mieć człowieka dla siebie i dla niego samego. Taka nadzieja zawieść nie może.”

Ile razy jest tak, że czegoś bardzo chcemy, może to być cokolwiek, dana praca o którą się ubiegamy, miejsce na studiach, zdanie matury, nawet niekiedy dojście na czas do pracy. Jest tego bardzo dużo. Czasami nam się udaje czasami nie. Czasami modlimy się o to bardzo dużo. Wydaje nam się, że bez tego nie ma nas, że to jest najważniejsze. Są takie momenty w Waszym życiu?
A może nawet się nie modlicie, ale bardzo Wam zależy na czymś, powiedzmy stypendium aby wyjechać zagranice. Weźcie jakiś przykład ze swojego życia.

Często zapominamy w takich momentach, że nie wiem co dla nas dobre, uważamy, że coś jest dobre, ale nie mamy całej wiedzy i jak to coś nam nie wychodzi to jesteśmy zrozpaczeni lub po prostu źli. Nie możemy się z tym pogodzić. Często też obwiniamy za to Boga, no bo tyle się modliliśmy, tyle chodziliśmy do Kościoła – może się wydawać, że coś z tego powinno być.
Jednakże to tak nie wygląda.
Takie podejście jest złe, bo po pierwsze zakłada, że z Bogiem możemy się targować, że jak zrobimy coś to On da nam coś w zamian, tak jakbyśmy coś mieli czego On nie ma. Mówimy, że będziemy częściej chodzić do Kościoła, że będę lepiej zachowywał się do Dzieci itp.
Po drugie, że zapominamy, że powinniśmy zaufać Panu Bogu i przyjąć jego wolę, On wie co nam jest potrzebne. Często to na czym nam zależy nie jest nam potrzebne i dopiero z perspektywy czasu można zobaczyć to. Warto jednak nauczyć się widzieć to już za pierwszym razem.

Nie twierdzę, że jest to łatwe.
Jednakże trzeba się modlić o tą wiedzę, o to, żeby zostało nam ukazane co jest dobre dla nas i ufać.
Niekiedy jesteśmy w beznadziejnej sytuacji, ale z każdej sytuacji da się wyjść.
Potrzeba modlitwy, ufności, wiary, że to możliwe.

Zaznaczę jednak, że to nie działa tak, że mamy się położyć na plecach i czekać na Pana.
Nie, chociaż pewnie ludzi tak myśli. Nie, mamy wziąć sprawy w swoje ręce, jednakże nie zapominając, że Pan jest z nami i że możemy się zwrócić do niego. Powinniśmy to robić ciągle.

Możliwe, że odpowiedź nie przyjdzie tak szybko, możliwe, że przyjdzie.
Wszystko ma swój czas.
My chcemy zawsze wszystko od razu, teraz, odpowiedzi na wszystkie pytania.

Jeśli bardzo nam na czymś zależy, to po pierwsze nie poddawajmy się i módlmy się. Bo może musimy się bardziej postarać o to coś a może to nie jest dla nas. Sami do tego nie dojdziemy.
Złóżmy nasze serca, nasze prośby w Panu.

I działajmy.

niedziela, 11 sierpnia 2013

Update co ostatnio czytałam - polecam

Hej :)

Pogoda wreszcie daje oddychać, prawda?
Można spokojnie wychodzić z domu, nawet być w domu.^^
Wczoraj to wręcz miałam wrażenie, że jest niemożliwe, żeby jeszcze w piątek było 30 stopni. LOL ^.^
A jednak.

Przez ostatni miesiąc zagłębiam się w lekturze pism Ojców Kościoła itp. Mam taką potrzebę, na pewno można zauważyć zmiany na moim blogu. Kiedyś więcej byłoby tu postów o kosmetykach, ale moje życie się zmieniło i też zmieniam swojego bloga. Co nie oznacza, że już nigdy nie napiszę nic o kosmetykach, będzie tego mniej, po prostu.

Przez lipiec przeczytałam dużo książek i tutaj tylko napiszę o tych które polecam i które zresztą na mnie wpłynęły i to bardzo.

Po pierwsze św. Hilary "Komentarz do Ewangelii św. Mateusza" a także tego samego autora "O Trójcy Świętej", dwie lektury który pokazały mi od razu jak warto było pójść tą ścieżką - czyli czytania Ojców Kościoła. Dwie lektury który zrobiły na mnie wielkie wrażenie. Otworzyły mi oczy. I serdecznie je polecam. Po nich inaczej patrzę na Stary i Nowy Testament i szczerze jeszcze bardziej wierzę.
Wiem, może wydawać się to zagmatwane co ja tutaj piszę, ale nie ma innego wyjścia niż samemu przeczytanie ich, bo ja co napiszę to wydaje mi się to zbyt ubogie. Zresztą moja pamięć nie jest tak dobra.^^ Jednakże po tych dwóch książkach upewniłam się jakie to wszystko jest niesamowite. Cudowne.
Komentarz jest cieńszy, więc można wpierw po niego sięgnąć, łatwo się czyta.
"O Trójcy Świętej" jest książką o wiele bardziej obszerniejszą, ma dużo powtórzeń i jest napisana w opozycji do herezji arian, więc ma znaczenie jeszcze większe, bo nie tylko poucza o samej Trójcy Świętej, co jeszcze obala argumenty innych przeciwnej nauczaniu Kościoła.
Oba teksty pochodzą z IV wieku.

"To wspaniałe chrześcijaństwo" Dinesha D'Souza jest jak dla mnie podstawową pozycją dla każdego chrześcijanina a także dla kogoś kto chce się przekonać ile obecny świat zawdzięcza chrześcijaństwu wbrew temu co mówi się w mediach.
Autor za zadanie postawił sobie udowodnienie takich tez jak:
Chrześcijaństwo jest głównym fundamentem cywilizacji zachodniej, korzeniem większości wartości, które cenimy.
Ostatnie odkrycia współczesnej nauki wspierają chrześcijańskie twierdzenie, że istnieje jakiś boski byt, który stworzył wszechświat.
Teoria ewolucji Darwina nie tylko nie podważa dowodów ponadnaturalnego projektu stworzenia, ale wręcz je wzmacnia.
W nauce nie ma niczego takiego, z czego wynikałoby, że cuda są niemożliwe.
Rozsądnie jest wierzyć.
To ateizm, a nie religia odpowiada za masowe morderstwa w historii ludzkości.
Ateizm nie jest motywowany rozumem, ale swego rodzaju tchórzliwym moralnym eskapizmem.
Jeśli chcecie się przekonać jak autor dowodzi tych tez, to zachęcam do lektury. :)
Tym bardziej, że autor obala w niej pogląd na odwieczny konflikt pomiędzy nauką i wiarą a także okropne traktowanie Galileusza, które nadal w większości przekazów pojawia się jako przykład walki Kościoła z nauką.

Polecam! :)

piątek, 9 sierpnia 2013

Pretty Little Liars

Ostatnio za oknem i w mieszkaniu duchota kompletna.
Nie jestem tego typu osobą, żeby to lubić.
Prawie nie mogę funkcjonować w takich warunkach, bo wszystko mi się przegrzewa. 
Jedynie co to chce mi się siedzieć w mieszkaniu, albo chodzić na basen.
Na szczęście nadal ćwiczę, chociaż niekiedy wolniej - bo jak to wytrzymać?
Czekam tylko na powrót normalnej pogody.

Czekają  na nią ostatnio oglądam na całego serial amerykański Pretty Little Liars, który nie jest za wymagający, nie ma superowego scenariuszu, za dużo w nim absurdów, ale pomimo tego całkiem przyjemnie się ogląda. ;)

Jedna rzecz widoczna dla mnie w serialach i który zawsze mnie dziwi to to, że po pierwsze zawsze ludzie muszą kłamać, zatajać jakieś rzeczy i druga że nie uświadczysz człowieka wierzącego w nich a jak już jest to robią z niego wariata. 

I tu chciałabym poruszyć te dwie kwestie, po pierwsze kłamanie.
Ja naprawdę nie wiem czemu scenarzyści na siłę próbują robić tajemnicę ze wszystkiego. Czy tak naprawdę wygląda świat? Że nic sobie nie mówimy? (Oczywiście przesadzam, ale jeśli obejrzycie ten serial to dowiecie się o co mi chodzi) Bo ja jestem zupełnie inna, może jestem wyjątkiem, ale mam nadzieje, że nie. Bo tak kłamać to naprawdę przesada do kwadratu. I na tym tylko opiera się ten serial, ale nie tylko ten, niestety. Prawie w każdym amerykańskim serialu widzę jakiś dziwny obraz rodziny, w której ludzie nie umieją rozmawiać. W ogóle nie trzymają się blisko siebie. Czy to prawda? Czy tylko przesada scenarzystów? 
Nie oglądam polskich seriali, więc nie wiem czy tak to też wygląda u nas. Mam nadzieje, że nie.
Ale jak pisałam, może ja jestem wyjątkiem, który umie rozmawiać z rodzicami normalnie i nie mieć sekretów przed nimi. Może mam tak wspaniałych rodziców. 
Ale też prawdą jest, że niestety scenarzyści po prostu przesadzają, tworzą beznadziejne światy które nie mają odnośnika do naszych. Już patrząc na CSI - ta serię, co mi się rzuciło w oczy w jednym odcinku, to po prostu brak rodziny ofiar do przesłuchania. A jeszcze w serialu House to zawsze mnie dziwiło jak przedstawiana jest komórka rodziny, wręcz to, że niekiedy osoby nie miały obok siebie swoich rodzin.

Bohaterki Pretty Little Liars kłamią przez cały czas a potem z tego powodu mają kłopoty, kłamią nawet wtedy kiedy nie muszą, ale coś im mówi, że muszą. Nie dość tego wiedzą, że i tak coś wyjdzie na jaw a i tak mają duże trudności z powiedzeniem czegoś prawdziwego.
Wiem, możliwe, że misją serialu jest pokazanie, że to nie ma sensu i trzeba mówić prawdę, ale nie wiem czy to będzie miało taki efekt, kto to ogląda w celach edukacyjnych? XD LOL
Powiedzonko House'a "Ludzie kłamią" - no czy to już czegoś nie mówi o tym jak ludzie patrzą na świat?
Może faktycznie, jak mamy tak bardzo idące w sekularyzacje społeczeństwo to kłamanie jest powszednie, ale ja nie kłamię i nie wiem po co miałabym to robić, tym bardziej jak wiadomo jest jakie są potem konsekwencje. Wychowanie czyni swoje.

A co do przedstawiania osób wierzących, to ręce opadają.
Uprzedzenie świata artystycznego do osób wierzących jest widoczne wszędzie. Ci ludzie mają naprawdę duży problem ze sobą i z tym, że są ludzie inaczej myślący. 
Prawie w każdym serialu ludzi wierzących nie ma, jak pojawiają się to niczym w True Blood jak chorzy ludzie albo w ogóle nie przestrzegający przykazań. I to nam jest wmawiane, że tak to wygląda. Stereotyp za stereotypem, przy ogólnej aprobacie świata.
Ludzie wierzący są między nami i nie pochodzą z innej orbity.
Ja jestem wierząca i dla mnie to jest tak, że nigdy nie mogę się odnaleźć w tych serialach, bo po prostu nie istnieje człowiek wierzący w nich.
"Supernatural" jest też tego przykładem, już w ogóle zidiociałym na maksa. Za przeproszeniem, główni bohaterowie przy pomocy wody święconej walczą z demonami a potem mają trudności z uwierzeniem w anioły i Boga. Ja naprawdę nie wiem, ręce opadły mi jak to zobaczyłam. To było już tak na siłę. Co, zło istnieje? Demony też? szatan też? Ale dobro nie. Czy to jest wygodniejsze, czy takie patrzenie jest łatwiejsze do akceptacji?

W naszych czasach jest tego pełno i było już przedtem, przedstawianie ludzi wierzących jako jakiś zacofanych wieśniaków. Ateista to osoba postępowa a wierzący zacofana. Ja temu mówię: NIE!
Media zawsze znajdą sobie kozła ofiarnego, ale My nie musimy patrzeć na ludzi przez pryzmat tego co piszą, bo naprawdę po obu stronach są ludzie niewykształceni którzy ciskają różne rzeczy, ale nie są obrazem całości. O ateistach też można napisać takie same rzeczy jakie oni piszą o osobach wierzących. Tym bardziej jak zazwyczaj walczący ateizm jest opart na uprzedzeniu - często nienawiści do osób wierzących. i nie wiem czemu. 

I pamiętajcie, ateiści, agnostycy i inni zawsze się będą pochylać nad ludźmi wierzącymi i mówić jak to oni sobie wyobrażają jakby to wyglądało lepiej. Jak np. zawsze to robi "Polityka", pochyla się i daje dobre rady, tyle, że dla nich dobre. Ostatnio był tam temat o tym księdzu który przyjechał do Polski z Afryki i miał msze na Stadionie Narodowym. Oh jak oni się pochylili z troską, jak dużo miejsca zajął im ten temat. Bardzo tolerancyjna gazeta pisała jak to szaman przyjechał do Polski, no bo kto jak kto, ale Księży przecież w Afryce nie ma, są tylko szamani. Jak to zobaczyłam to było mi miło, że nawet tacy ludzie w Polityce nie umieją okazać tolerancji wobec innych, pokazali swoją prawdziwą twarz. To pokazali, że człowiek lewicy umie być tolerancyjny do swoich, ale jak najgłośniej woła o tolerancję dla wszystkich. 

Ludzie wierzący nie mieszkają na orbicie i niekiedy tylko przechodzą do Kościoła na ziemię, to są ludzie między Wami.

* Ogólnie odnoszę się tu do osób niewierzących.