wtorek, 9 grudnia 2014

Kłopoty z cerą - jak sobie radzić? Moja historia.

Hej!

Dzisiaj chciałabym Wam opisać moją historię z problemami skórnymi, czytaj: trądzik.
Właśnie teraz mogę napisać z całą pewnością, że udało mi się ustabilizować mój organizm i mam metodę dobrą na oczyszczanie mojej skóry.

Na blogu raz napisałam o tym, że byłam na kuracji antybiotykowej. To było rok temu.
Przeszłam, jak pewnie każdy, wiele kuracji w poszukiwaniu tej jednej metody, która by na mnie podziałała. 
Antybiotyki wydawały się odpowiedzią, ale po paru miesiącach po kuracji wróciły mi objawy. Kolejny raz na leki już nie przeszłam z powodu tego, że przez 3 miesiące brania zaczęłam mieć problemy z układem trawiennym. Wyniki badań były świetne, a mi do moich poprzednich dolegliwości doszły nowe. Super ><.
Kuracji antybiotykowej powiedziałam "nie".
I radzę Wam zastanowić się dobrze czy jest ona w ogóle warta Waszego zachodu, a jeśli się już zdecydujecie, to bierzcie dobre leki ochronne. Ja zostałam głupim Polakiem po szkodzie. ;-) 

Po antybiotykach byłam na diecie rozpisanej przez dietetyczkę, która głównie miała mi pomóc w dolegliwościach jelitowych. Niestety nie pomogła a jak przyszła zima to znów miałam wysyp krostek pod brodą.

Żadne maści nie skutkowały, te co stosowałam i były w miarę dobre na początku to później po prostu przestały działać. :-( Chodziłam na wizyty do dermatologa, myślałam o pójściu do paru różnych po sprawdzenie różnych teorii. Miałam też ten moment z ekologicznymi produktami do twarzy - bez SLS itp. I chociaż coś to dało, przynajmniej na twarz, to i tak miałam wielki problem z brodą. Krostki robiły mi się wielkie, podskórne i nie znikały przez miesiąc. Były bardzo bolesne. BTW badania hormonalne u mnie są w normie. Każde badanie mi mówi zawsze, że jestem zdrowa. Szkoda tylko, że prawie codziennie boli mnie brzuch _-_ No ale nic, jakoś się żyje. :-)

W tym roku po raz pierwszy w życiu przeszłam na detox i po 6 dniach picia wody z sokiem z cytryny i syropem z drzew zauważyłam zmianę. Zmianę, która utrzymuje się już na mojej twarzy i brodzie od około 17 września (między tą datą a dniem dzisiejszym byłam jeszcze raz na detoxie przez 4 dni). Wielkie krostki znikły, pojawiają się małe, ale to sporadycznie. Nie dość tego, te małe znikają szybciej i działają metody, które uprzednio dawały słabe efekty.

Okazało się, że detox+zdrowe odżywianie podziałało na mnie niesamowicie!
Z czego przez "zdrowie odżywianie" rozumiem ograniczenie pewnych produktów, jak pieczywo (prawie w ogóle go nie jem, chociaż marzy mi się i może za tydzień upiekę chleb z dynią), słodycze, łączenie ziemniaków/ryżu z mięsem. 
(Problemy z układem trawiennym nie znikły, niestety, jedynie lekko ustępują jak mam w domu błonnik do przyrządzania z ciepłą wodą.)

I szczerze każdemu mogę polecić, jeśli masz problemy z cerą to spróbuj przejść na detox. Nie trzeba od razu iść na 10 dni, może przejść na 3. Jednakże nawet po tych 3 dniach gwarantuje Wam, że będziecie chcieli się zdrowo odżywiać. To zmienia patrzenie na wszystko. Jedynym efektem ubocznym jest to, że organizm odzwyczaja się od jedzenia tych paskudztw zwyczajnych i potem reaguje na nie dość nerwowo (np. u mnie na zbyt słodkie produkty - bezy, miałam tort bezowy, spróbowałam kawałek i żołądek strasznie mnie bolał, to samo było po wódce). Można jednak to przejść, zacząć od bardzo małych ilości. Polecam jednak w ogóle jeść mniejsze porcje.

Oczyszczanie 

Tuż po detoxie zaczęłam stosować olejek arganowy aby sprawdzić czy faktycznie tak dobrze działa jak jest chwalony. Miło była zaskoczona. Może nie zwalcza natychmiastowo wyprysków, ale widocznie je łagodzi. Ja kupuję olejki na stronie zrobsobiekrem.pl bo tam znalazłam najtańszą ofertę olejków. 15ml starczyło mi na około 1,5 miesiąca stosowania co wieczór. Tylko 4 kropelki wystarczają na całą twarz i brodę (to dla mnie najbardziej krytyczne miejsce).

Sporadycznie nakładam punktowo serum z serii Siarkowa Moc, mam też z tej serii krem matujący. Odkrycie roku jak dla mnie. Krem mi się podoba, w miarę matuje i jest przyjemny a serum mi pomaga. Serum mam już bardzo długo, bo nie nakładam jego co wieczór, no i nie trzymam się zaleceń bo jestem leniwa i nie zmywam po 20 minutach, bo już się śpię ;-)

Kiedy mam jakiś większy problem lub ważne wyjście następnego dnia to korzystam z olejku z drzewa herbacianego lub lawendy. Oba nakładam punktowo. Olejek z drzewa herbacianego jest bardzo wysuszający, za to lawenda ma mocny zapach, nie radzę kłaść ich na całą twarz.^^ Oba dobrze sobie radzą z pryszczami, widocznie je zmniejszają.

Jednakże najlepiej robi mi moje ulubione kombo oczyszczające co tydzień, a to są maseczki naturalne. Kiedy mam wyjście to parę dni przed zaczynam przygotowywać twarz (wychodzi na co tydzień^^):
- punktowo nakładam cynamon z miodem lejącym się (gdybym mogła to bym to robiła codziennie) - najlepiej działająca rzecz pod słońcem - tylko uwaga, miód spływa z twarzy i brudzi bluzki itp. Ja zazwyczaj siedzę i trzymam ręcznik papierowy pod brodą^^ Nakładam na 10 minut.
- wersją mniej kłopotliwą jest sam cynamon z wodą punktowo - jednakże jest ona bardzo rozgrzewający, działa niesamowicie i zaczerwienie znika po jakiś 20-30 minutach, lecz nie jest to komfortowe kiedy pali nas twarz ;-) chociaż ja się już przyzwyczaiłam. Nakładam na 10 minut.
- maseczka: mleko z drożdżami. Nie podam Wam ile czego bo trzeba na oko aby miało to formę maseczki (na oko to zawsze daje 2 łyżki mleka, ale to też może być za dużo, najlepiej wolno dodawać skłądniki) ale nie musi być gęsta, chociaż zawsze łatwiej taką nakładać na twarz. Jak jest bardziej lejąca (taką zawsze ja mam) to i tak nie skapuje jak miód XD Można robić inne rzeczy podczas trzymania jej na buzi. Drożdże czynią dużo dobrego jeśli chodzi o trądzik. Poza może zapachem - chociaż ja lubię - to super maseczka. Ja trzymam ją 20-30 minut.
- maseczka: jogurt naturalny - kocham twarz po jogurcie naturalnym. Nawilżona i błyszcząca. Trzymamy ile chcemy.

I jedna nowość dla mnie, podobno na przebarwienia działa dobrze maseczka z jogurtu naturalnego, soku z cytryny i startego ogórka. Jeszcze nie próbowałam, więc nie znam efektów. Nie mam ogórka w domu, sam jogurt + cytryna dał ciekawy efekt, cera nawilżona, błyszcząca. Taka inna.
Jako, że mam duże przebarwienia na brodzie po mojej bitwie to potrzebuje czegoś co by je zmniejszyły. Oczywiście korektor Inglota też się sprawdza, ale ile można się kryć? :-P

Makijaż zmywam płynem micelarnym Bielendy z kwasem hialuronowym, bo całkiem dobrze zmywa makijaż oczu. A także mam tonik Ziaji z liśćmi manuka (? nie pamiętam nazwy tej rośliny). Ten tonik jest wspaniały. Do umycia twarzy pod prysznicem korzystam z mydła syryjskiego naturalnego - moje ukochane mydło - z Mydlarni św. Franciszka.

Rano, oprócz kremu matującego to przed jego nałożeniem nakładam olejek ze słonecznika i żel hialuronowy, olejku 4 krople, żelu 1 a potem nadmiar ściągam ręcznikiem papierowym (dociskając lekko ręcznik do twarzy). Po takim zabiegu moja twarz wygląda promiennie - nie żartuję!

W następnym roku - to już za chwilę! - planuje spróbować skorzystać z jednej strony i zakupić produkty do stworzenia własnego toniku i kremu. Słyszałam dużo dobrego o kwasach i jestem strasznie ciekawa jak to wyjdzie. Jak na razie korzystam z tego co mam.

Jestem zadowolona z mojej rutyny, działa i mogę wychodzić bez makijażu nie martwiąc się wielkimi krostami.^^

Pozdrawiam.

piątek, 21 listopada 2014

Uroda - olejeki

Hej!

Zastanawiając się jakie jeszcze tematy poruszyć na blogu w tym szybki update znalazłam coś co pod czas ostatnich miesięcy się u mnie zmieniło.

We wpisie na temat detoxu i jego skutków napisałam, że cera wyraźnie mi się poprawiła.
Okres jesienny zawsze był dla mnie okropny, pożegnanie lata kończyło się wysypem na brodzie i pod brodą krostek, które były bardzo bolące.
Próbowałam różnych środków na ich likwidację, ale dzięki detoxowi ilość ich wyraźnie się zmniejszyła.
I to bardzo wyraźnie.
Obecnie mogę skupić się na leczeniu przebarwień na twarzy.

Bardzo dużo słychać ostatnio o olejowaniu twarzy i działaniu olejków, w szczególności olejku arganowego. Na pólkach sklepowych można znaleźć masę kosmetyków z tym olejkiem.
Oczywiście ilość samego olejku w tych produktach jest minimalna.
Można też kupić oddzielnie sam olejek. Zazwyczaj jednak widziałam buteleczki po 30zł.

Jakiś czas temu, jak szukałam strony z kosmetykami naturalnymi, wpadłam na zrobsobiekrem.pl.
Na tej stronie możemy zakupić dodatki do, jak sama nazwa strony wskazuje, zrobienia własnoręcznie kremów itp. I właśnie na tej stronie jest olejek arganowy po bardzo niskiej cenie, chyba za 15ml płaci się 9zł. Tak naprawdę te 15ml może wystarczyć na bardzo długo, bo wystarczą 4 krople olejku na całą twarz. Nie warto jest nakładać więcej bo może zapchać pory - tak przynajmniej słyszałam.
Ja używam tego olejku na noc, bo obawiam się tego, że moja twarz podczas dnia za mocno by się świeciła, a już i tak mam do tego tendencję.^^
Detox plus ten olejek spowodował u mnie cuda, tzn. mam mniej krostek a nawet jak coś się pojawi to olejek powoduje, że krostki stają się mniejsze i szybciej znikają. Oczywiście gdzieniegdzie pojawiają się wredne punkty, które nie chcą odejść, ale to i tak nic. 
Mogę wychodzić bez makijażu i przejmować się tylko moimi cieniami pod oczami ;-)

Punktowo też świetnie działa olejek z drzewa herbacianego a także z lawendy. Z drzewa herbacianego jest bardzo mocny i przesusza skórę, więc nie radzę nakładać go na całą twarz. Wystarczy kropelka lub mniej na wyprysk. Super działa. Lawenda podobnie, ale nie zauważyłam, żeby aż tak przesuszała.

Z ciekawszych dostępnych produktów mamy maseczki z glinki, ale ja nie mam do nich cierpliwości.
Dostaje się je w formie suchej i trzeba dodać wody a potem nałożyć na twarz. Bawienie się w odmierzenie właściwej ilości wody mnie wkurza, raz naleję za dużo raz za mało. Może ktoś to lubi, ale ja mam już dość. Jednakże mogę polecić glinkę z morza czarnego, bo u mnie rezultaty były fenomenalne. Gdyby nie to, że nie mam do tego cierpliwości to pewnie bym miała jeszcze ładniejszą cerę.^^

U jednej dziewczyny na YT znalazłam metodę na korzystanie z olejków na dzień plus ma to powstrzymać świecenie się skóry. Nie pamiętam jednak ja nazywał się blog z którego wykradłam dane który olejek jest do jakiego typu skóry. Obecnie pamiętam tylko do cery tłustej i mieszanej jest np. olejek z pestek słonecznika, z malin, arganowy. Na 4 krople wody dodaje żel hialuronowy (sprzedawany jako kwas - ja nie wiedziałam, więc musiałam poszukać) i nakłada na twarz. Później nadmiar zbiera się w ręcznik papierowy. 
Jak na razie nie zauważyłam postępów w powstrzymaniu świecenia się ale cera wygląda niesamowicie dobrze po nałożeniu składników, więc jestem zadowolona.

czwartek, 20 listopada 2014

Ćwiczenia i detox

Na co wpływa detox?
Na ćwiczenia fizyczne.

Podczas detoxu nie mogę ćwiczyć. Nie mam sił. Ja ledwo wchodzę po schodach.
Niestety sytuacja nie zmienia się od razu po. I jest to frustrujące.
W tym momencie jestem w sytuacji frustrującej.

Chciałam wrócić do ćwiczeń i jak zwykle okazało się, że jestem osłabiona. To co zwykle robiłam lekko, to teraz było ciężko zrobić.
I chociaż poprzednio też tak miałam, to jednak jest to strasznie demotywujące bo czuję się jakbym przez te ostatnie 5 miesięcy nie zrobiła żadnych postępów/ przez tydzień zaprzepaściła 5 miesięcy.

I bieganie, tuż przed detoxem miałam kontuzję, więc nie mogłam biegać. Coś mnie bolało w łydce.
Jak na ironię stało się to pewnego pięknego dnia kiedy przebiegło mi się najlepiej w życiu. Ironia losu. Nie mogłam przez to biegać tuż przed detoxem. Teraz nie wiem co jest z moją kondycją, ale też weszło zimne powietrze i szczerze powiem nie zachęca mnie to do wyjścia na dwór. Wychodząc z pracy mam już dość świeżego powietrza. 

Czyżby całe plany poszły w odstawkę?

Tego nie wiem. Jak na razie trudno mi połączyć chęci czytania, ćwiczenia i grania na komputerze. A no i gotowania. Mam za dużo hobby, jak to pogodzić?

środa, 19 listopada 2014

Gdzie byłam, gdzie jestem... part III

Filmy

Ostatnio trochę się rozkręcam z chodzeniem do kina, bo odkryłam (aż wstyd się przyznać, że dopiero teraz), że środy w Cinema City są po 14zł. Tyle czasu myślałam, że to ta sama promocja co z Orange, a ja mam Plusa. Tyle przepłaciłam. _-_

Ostatnio wykorzystałam tą wiedzę i poszłam na "Zagubiona dziewczyna" i "The Interstellar". Obecnie szykuję się na "Igrzyska Śmierci". 

"The Interstellar" to film który polecam obejrzeć na dużym ekranie. Zdjęcia są przepiękne, efekty również a muzyka zwala z nóg. Jeśli jeszcze nie widzieliście to wykorzystajcie tą promocję lub bueno czwartki w Multikinie i szybko wykorzystajcie jak jeszcze jest. ^.^ Na taki film to nawet 30zł bym wydała. Jest dość długi, ale się nie dłuży.

"Zagubiona dziewczyna" się dłuży, jest to ciekawy film z fajnym zwrotem akcji i nie mogę się doczekać jak dorwę książkę, ale miałam chwilowe kryzysy podczas oglądania.

"Nędznicy" - niestety musical to nie jest mój ulubiony typ filmu. Długo czekałam na to aby znaleźć czas i obejrzeć z Mamą, ale w czasie oglądania prawie zasnęłam. Jakoś na deskach teatralnych nigdy to mi się nie zdarzyło, więc nie wiem czemu tak na mnie wpłynął. Pod względem kostiumów, gry aktorskiej itp. oceniam go wysoko, ale fabularnie to albo ziewałam albo się śmiałam. Jak się nie śmiać jak facet lata za zwykłym złodziejaszkiem robiąc z niego w ogóle jakiegoś wielkiego przeciwnika. Przynajmniej tak to wyglądało w filmie, możliwe, że książka coś więcej tłumaczy. 

Seriale

Nie mam czasu na oglądanie ich, no i powrót brata zakończył moje siedzenie u niego na komputerze kiedy mi się podoba.^^
Gry komputerowe

W tym miesiącu zakupiłam pierwszą część Dead Space.
Kiedy zaczęłam grać pomyślałam sobie: Aga, co ty żeś zrobiłaś?!
Po godzinie grania mogę napisać, że jest lepiej.
Jest to straszny horror. I wolno mi idzie, bo wykańcza mnie psychicznie.
Idę do kolejnego zapisu i jak już jestem to zastanawiam się czy zakończyć granie na dany dzień czy nie. 
Nie jestem dobra w oglądaniu horrorów, lubię, ale z zamkniętymi oczami.
Demo Dead Space 3 było o wiele przyjemniejsze.

Wiedźmin - pierwsza część. Rany, jak mi się dobrze w to gra.^^ Nie sądziłam, że ta gra jest tak przyjemna.^^

Gdzie byłam, gdzie jestem... part II

Postanowiłam ten post podzielić na części, bo trochę mam do napisania, a kto lubi czytać długie wisy za jednym zamachem XD Ja nie XD

Amazon

Nie mogę się pogodzić z tym, że moje książki są za ciężkie aby brać je ze sobą codziennie. Nie to, że zawsze wybieram wielkie tomiska, ale tak jakoś wychodzi. Trudno jest jednak jechać do pracy z 500 stronicową księgą, a jak ją jeszcze czytać?
Od chyba 2 lat posiadam Kindla i mam momenty, że więcej z niego korzystam a niekiedy w ogóle.
Tym razem zmotywowałam się, niestety nasz rynek jak na mój gust jest jeszcze bardzo ubogi a dochodzi do tego jeszcze moja niechęć do czytania czegokolwiek.

Postanowiłam pogodzić dwie rzeczy, naukę angielskiego z czytaniem. Padło na "skład" Amazon. Wchodząc na tą stronę nawet nie sądziłam, że wpadnę na skrzynkę ze skarbami. Okazuje się, że można na Amazon.com znaleźć książki za darmo. Zupełnie za darmo. I może nie są to wybitne książki, ale przynajmniej są po angielsku. Coś za coś. Oczywiście nie chcę się do tego ograniczać, ale i tak ebooki są tanie. I te jeszcze specjalne oferty, jest ich strasznie dużo.

Wybrałam parę pozycji, które znajdowały się na szczycie listy popularności i były za darmo.
Szukałam zwłaszcza wielotomowych serii, bo jak się okazuje nawet takie coś może być za darmo. ^.^

I tak jak już pisałam, nie oczekuję tu powieści na miarę Tolkiena, tylko może coś podchodzącego pod Zmierzch. Wbrew ogółowi mi się Zmierzch podobał, to książka dla młodzieży. Chyba większość z pozycji moich to literatura dla młodzieży.

Historia

I tak przejdę do kolejnego tematu, czyli do książek poświęconych historii.
Bo chyba się starzeję. 

Zaczęło się od tego, że leżały u nas gazety poświęcone historii. Wiecie, te z WSieci lub Do Rzeczy itp. Te dodatki. Moja Mama zawsze je kupuje i się zaczytuje, a ja... Mnie one nigdy nie interesowały. Patrzyłam, zaglądałam, ale nic tam nie znajdywałam. Do czasu.
Ostatnio siadłam i nie miałam co czytać, więc sięgnęłam po coś co miałam pod ręką i nagle okazało się, że przeczytałam cały dodatek z wielkim zainteresowaniem. I nie chodzi o temat, bo były poruszane różne tematy z przestrzeni dziejów, ale wszystko mnie ciekawiło.
Po prostu doszło do mnie jak mało wiem o wszystkim.
(Kiedyś już poruszałam tu ten temat, ale to za mną chodzi o dawna i właśnie niekiedy pojawia się aby potem zniknąć w pomrokach mojego jestestwa.)
Jak mało wiem o PRLu, to tak dla przykładu. I ok, znam najważniejsze daty, co się działo. Mam wyobrażenie o życiu tam, ale nic poza tym, co wzięłam ze szkoły (zresztą dowiedziałam się, że niektórzy w ogóle nawet ze szkoły nie pamiętają).

I o dziwo, kiedy tak czytałam tą gazetę, poczułam, że chcę wiedzieć więcej.
I to co teraz napiszę dla wielu wyda się normalne, ale dla mnie już nie jest: chcę wiedzieć więcej o historii Korei.
Czemu to jest dla mnie dziwne?
Bo od początku poza muzyką mnie nic nie obchodziło. Tak, byłam ignorantem z wyboru. Po prostu o wiele ciekawsza zawsze dla mnie była Japonia. I wiem, że to idiotyczne myślenie, bo na jakiej podstawie tak myślałam? No i to, że nie słucham już japońskiego popu. Czy nie wydaje się to dziwne?

Jest jedna rzecz, którą zazdroszczę studentom UW. I nie, nie jest to zniżka na bilety.
Jest to BUW i dziękuję, że mój brat jest studentem UW, bo mam dostęp do jej zasobów.
Ja wiem, że jest sposób dostania karty żeby wypożyczać książki jak się nie jest studentem, ale ciągle to odkładam.
BUW to skarbnica wszystkiego.
Mam gigantyczną przyjemność z przychodzenia tam, z bycia.
Najlepsze momenty na studiach.
Budynek sam w sobie mi się nie podoba, podoba mi się wnętrze. Te wszystkie książki.
Jeśli nie byłeś to żałuj. Nie jesteś studentem UW, to masz czego żałować.
Jeszcze bym chciała kiedyś wejść do biblioteki UJ, no i Kongresowej. 
Kongresowa to moje marzenie. Punkt pierwszy na liście, jeśli kiedyś pojadę do Stanów.

Heh, plusem jest też to, że mam jeszcze czwórkę rodzeństwa. Dostęp do BUWu na dużo lat, a może do końca ich nauki sama będę miała swojego studenta? ;-) Kto tam to wie. Moja najmłodsza siostra ma teraz 2 lata, więc... to jest bardzo możliwe.

Obecnie wypożyczone

Obecnie czytam "Historia Korei" Joanny P. Rurarz, wydana w 2005 roku i zawiera około 450 stron. Solidna książka, ale razi mnie w niej brak przypisów. Autorka na wstępie napisała, że ma to być książka popularnonaukowa, jednakże z braku innych pozycji po polsku to czuję niedosyt. Zresztą dużo książek o historii znajduje się na Wydziale Orientalistyki, do których mój brat nie ma dostępu. Byłabym zadowolona z jakiejś pozycji po angielsku i z przypisami.
Wypożyczone mam też historię Kanady, Ukrainy i Węgier, ale te publikacje są z serii "Historia Państw w XX wieku", czyli bardzo okrojone. Uprzednio czytałam z tej serii pozycję o Chinach. Bardzo fajne w tej serii są przypisy, umieszczone na końcu oddzielnie do każdego rozdziału z komentarzem co w sobie dane pozycje zawierają. To, przynajmniej dla mnie, jest najważniejsze.
Zaczęłam od Kanady i jestem zadowolona, dowiaduję się ciekawych rzeczy, bo niestety, ale o Kanadzie zupełnie nic nie wiedziałam. Nie pamiętam aby w ogóle jakieś wzmianki były w podręcznikach albo na lekcjach. Kanada chyba dla każdego Polaka po prostu jest i jest dwujęzyczna i na tym się kończy. No i jest miejscem emigracji. 
Tak więc jest to dla mnie bardzo ciekawa lektura. Spędzam ją z atlasem na kolanach bo wolę mieć pełniejszy obraz.
Co zabawne, historię Korei nie muszę spędzać z atlasem. Sądzę, że to jest kwestia map zawartych w obu pozycjach. Jak jest dobra mapa to łatwiej jest potem domyślić się gdzie co jest. W historii Kanady przez większość czasu była mowa o Nowej Szkocji, ale zupełnie nie istniała ona na mapie zamieszczonej w rozdziale. Przez co nie miałam pojęcia gdzie dokładnie ona leży. Podobnie było z Wyspami Księcia Edwarda. Później faktycznie mapy zamieszczone były lepsze, ale i tak skończyłam z atlasem.

Seria "Historia Państw w XX wieku" zawiera dużo pozycji i wiele ciekawych krajów, jak Rwanda lub RPA. Takich o których nawet pojęcia nie mam co mogły przejść.^^

Jeśli chodzi o Koreę mam też "Religie Korei: rys historyczny" Haliny Ogarek-Czoj, wyd. '94. 


Możliwe, że napiszę krótkie notki na temat tych pozycji jak skończę je czytać. Chociaż nie obiecuję, bo dopiero w lutym będę miała tablet i większe możliwości związane z siecią.

Gdzie byłam, gdzie jestem.... part 1

Hej!

Przestanę obiecywać, że będę zamieszczać więcej postów, bo jak widać to mi nie wychodzi.
Ostatni był 14 października. Miesiąc minął.
Miałam plany... Plany miałam, ale je wyrzuciłam. Dosłownie. Chciałam zrobić projekt denko, który z pewnością wiele osób zna, ale torba ze skończonymi kosmetykami zalegała mi w pokoju i musiałam ją wyrzucić. Zresztą nawet za leniwa byłam do zrobienia zdjęć.
I samo zrobienie nie trwa długo, tylko ich obróbka.
I tu dochodzimy to jednej ważnej sprawy, która powoduje, że moje posty są tak oddalone od siebie w czasie.
Wielokrotnie już o tym wspominałam, ale niestety internet na moim laptopie szwankuje. Coś się popsuło, nie wiadomo co i przez chwilę mam łączność a potem nie.
Korzystam z laptopa mojej Mamy i komputera brata, ale przez to no... nie mam zbytnio swojego miejsca na korzystanie z sieci. Co nie tylko łączy się z blogiem. Od paru miesięcy nie ściągam też płyt. Po prostu jestem za leniwa aby wziąć je na usb i przenieść na mojego laptopa. 
Tak, nie mam zupełnie ostatnich nowości na mp3. 
Słucham tylko singli promujących.
Nie odczuwam tego tak boleśnie. ;-)

Szczerze, byłoby miło gdyby na Spotify pojawił się kpop. Nawet cena mogłaby trochę podskoczyć, ale to byłoby zbyt piękne. W jednym miejscu miałabym wszystko, no i to, że legalnie bez kupowania płyt mogłabym słuchać kpopu. Tyle w temacie muzycznym, przynajmniej na początek tego update.

I możliwe, że wszystko się zmieni jeśli chodzi o blog, kiedy w lutym zakupię sobie tableta.
Bo wreszcie będę miała coś swojego, większego niż komórka na którym będę mogła przerabiać zdjęcia.

Z tym przerabianiem zdjęć jest tak, że ja nie robię jakiś czarów z nimi, ale samo przycięcie ich i zmniejszenie itp. zajmuje już czas, no i ogólnie najlepiej umiem to robić na Photoshopie, Gimp u mojego brata jest niezrozumiały. Rozumiem, że pewnie jest łatwy, ale jakoś nie mogłam zrozumieć gdzie się co klika i nie chce do tego wracać.

Detox

Od  8 do 11 listopada ponownie byłam na detoxie. Podjęłam decyzję o ponowne przejście, ale już tylko na 4 dni z dwóch powodów. Po pierwsze: bo to lubię i czuję się świetnie i wyglądam super podczas detoxu. Po drugie: bo niestety otworzyłam Puszkę Pandory.
Czym jest moja Puszka Pandory?
Ano cukrem. Okazało się, że do póki nie przejdę raz granicy to motywacja jest u mnie duża. Ogromna. Umiem wyznaczyć sobie linie i się ich trzymać.
Prosty przykład: na przyjazd ze Stanów mojego brata zrobiłam dwa ciasta, oczywiście też je jadłam, ale nie przeszłam wyznaczonej linii. Nawet umiałam wrócić do niejedzenia w ogóle słodyczy.
Tylko, że później otworzyłam się na więcej i więcej.
Apetyt mam duży, dla przykładu: jednorazowo jem 10 naleśników i to nawet się nie zapychając.
Dlatego muszę się sama ograniczać, bo inaczej Puszka się otwiera i już nie mogę się zatrzymać.
I tak się stało teraz.
Nie był to efekt jojo, był to efekt po prostu braku kontroli. Żadna dieta nie jest przygotowana na wesele, na stół na weselu. Oj, było tego za dużo.

Święta Bożego Narodzenia
 
Pytanie jest jedno, nadchodzą Święta Bożego Narodzenia. Wiecie jak one wyglądają. Sami pewnie też tak macie. Tradycyjne stoły obłożone różnymi przepysznymi potrawami. Przez trzy dni niekończąca się uczta u rodziny, a potem wyjadanie resztek - nic nie może się zmarnować.
Dla mnie, poza aspektem religijnym, który jest bardzo ważny, każde Święta to moment bólu brzucha bo się przejadam.
Nie wiem, ale to nie wiem jakim cudem ludzie jedzą zimne dania, potem gorące a na końcu deser i nie walają się pod stołem - bo tak wyglądam ja! No może nie dosłownie, ale w 2014 roku nie mogłam ustać na Pasterce :-( Po prostu źle się czułam.
Już w samych restauracjach rozbraja mnie to jak jest lista przystawek, kto je je? Czy Ci ludzie mają czarną dziurę zamiast żołądka? Oj chciałabym mieć taką! Gdzie można ją kupić?

I jak ja mam sobie poradzić?
Odpowiedź jest jedna: nie żreć.
Jednak gorzej z wypełnieniem tego, bo niestety mój apetyt. I siedzenie przed stołem. Siedzenie i nic nie robienie. Nawet nie ma czasu na strawienie zimnych przekąsek bo już masz ciepłe jedzenie.

Znalazłam jednak parę rad, które może mi pomogą w tym roku. Są one z blogu Qchenne Inspiracje - to jeden z moich ulubionych blogów z przepisami.

Plan na Święta - jak się nie przejeść!


Nie będę tu kopiowała całości, możecie wejść i sprawdzić sami.
Ja spróbuję zastosować to w praktyce.
Niestety u mnie w rodzinie nawet obiady w Święta, czyli dana ciepłe to więcej niż 3 posiłki. Ostatnio byłam przerażona. Wszystko było przepyszne, ale ja już po 10 minutach byłam wykończona.

Doskonale wiem, że to wszystko wynika z tego jak jem i jaką ma dietę. No bo jak mogę oczekiwać od swojego organizmu, że przyjmie wszystko świetnie, kiedy ja jem jedną przystawkę jako cały mój obiad codziennie? -> patrząc na kaloryczność sałatek z majonezem.

Ciekawą radą jak dla mnie jest nie spożywanie śledzia w Wigilię i Pierwszy Dzień Świąt a także kapusty. To chyba najważniejsza rada dla mnie, ze wszystkich.

Najgorszy podczas Świąt jest terroryzm rodzinny, te przeświadczenie, że musisz wszystko spróbować. Stoją nad Tobą i wiecznie pytają: a to spróbowałaś? A tamto?
Oczywiście, że jak się coś zrobiło to jest miło jak goście to spróbują, ale ludzie, trochę umiaru!
U siebie w rodzinie mam parę takich osób, normalnie tylko uciekać, a przynajmniej od stołu.

Idealnie by było pójść na spacer po jednym daniu, ale nie wiem jak autorce to się udaje. U mnie kolacja Wigilijna jest późno, no bo to ma być kolacja, prawda? Więc jest ciemno za oknami. Gdzie tu chodzić po nocy? Kolejne dni są bardzo podobne. Jedynym momentem na wyjście jest Pasterka. No ale dotąd to ja już dawno przed pasterką leżałam na kanapie z myślą: ostatni raz albo i tak wszystko było przepyszne LOL :D

W związku ze Świętami planuje przejść w styczniu na kolejny detox. ^.^ Jeszcze w pierwszej połowie stycznia. Mam tylko nadzieję, że do tego czasu nie dojdę do tego co miałam jak zaczynałam zabawę z detoxem.

Herbaty

Uwielbiam herbaty, zwłaszcza zieloną i czerwoną.
Czerwoną  odkryłam w ramach odchudzania, bo sprzyja przemianie materii, jednakże w smaku jest obrzydliwa. Pachnie i smakuje jak krowie łajno. Nie, nie próbowałam krowiego łajna, ale na wsi jeszcze jak rolnicy wyprowadzali krowy nad rzekę, to zawsze je mijałam. Tak pachnie czerwona herbata!
Czego się jednak nie robi dla zdrowia?

Odkryłam, że da się jednak przykryć ten zapach różnymi innymi.
Zainteresowałam się kupowaniem sypanych herbat do tego stopnia, że co miesiąc kupuję coś innego. I odkrywam nowe punkty w Warszawie, bo jak się okazuje sklep sklepowi nie równy.

Najbliższy punkt obok mnie w Galerii Ken Center jest przyjemny. W nim odkryłam kompozycję Rooibos Zimowy - kocham tą herbatę! - ale już inne kupowane w ogóle mi nie odpowiadały. Zapach ok, ale smak był mdły. Miałam czerwoną z wiśnią w rumie, była ok, ale zielone i czarne bardziej pachną aniżeli smakują. Nie tego szukam.

W Galerii Mokotów jest jeden punkt i tam odkryłam Rooibos Piernikowy, Pani ze sklepu twierdziła, że to ten Zimowy, ale niestety nie. Znaczy Piernikowy jest BOSKI!!! I jest tuż za Zimowym, ale to nie to samo. Inne nuty. Zimowy miał co innego. Jednakże zawiodłam się znowu na intensywności zielonej herbaty i na mały wyborze. Stosunkowo mało mają smaków. :-(
Obecnie piję od nich Czerwoną z Żurawiną - strasznie sztuczny smak, zastanawiam się ile jest czerwonej w czerwonej -_- I zielona z mango - taka sobie, mało intensywna.

W następnym miesiącu pojadę do sklepu na Racławickiej i mam nadzieję, ale to ogromną nadzieję, że tym razem będę usatysfakcjonowana bo wąchałam i jest na co liczyć: Czerwona z Porzeczką :D I nowe smaki Rooibos Zimowej :D

Jesień i zima to czas picia rozgrzewających herbat i od tego się zaczęło.

Przede mną jeszcze próby herbat owocowych z owoców suszonych.
Jestem strasznie tym podekscytowana!

wtorek, 14 października 2014

Ostatnie dramaty - kpop

Hej!

Rok 2014 na FB jest uznawany za najgorszy dla kpopu, ostatnio co raz to pojawiają się jakieś informacje na temat wypadków lub odejścia kogoś z Exo. ;)
A ja się czuję w tym wszystkim dziwnie, bo mam gigantyczny dystans do tego co się dzieje.
Pewnie jeszcze parę lat temu przeżywałabym to ze wszystkimi, tak jak był incydent z Block B, ale w tym momencie po prostu nie mam do tego serca ani głowy.

Na początku mogłam to sobie tłumaczyć tak, że nie dotyczyły te newsy moich zespołów. 
Lubię Exo, ale nie poświęcam im swojego czasu. Trochę ich poznałam (czytaj: obejrzałam programy z nimi, znam imiona - nie mylę się XD, mam swoich ulubieńców i nawet mam ściągnięte ich występy), ale to by było na tyle. Zresztą po tym jak DBSK się rozpadło to jakoś ustanowiło to dla mnie normą dla SM. Ta agencja już tak ma, więc informacja o Krisie zupełnie mnie nie zdziwiła. Raczej potwierdziła moje zdanie o tym wszystkim.
Zupełnie nie rozumiałam i nie rozumiem przy Luhanie, gadania jakoby obaj zdradzili chłopaków z Exo/fanów. Kompletny absurd. Miło było i tyle. Nic nie trwa wiecznie, tym bardziej takie grupy tworzone odgórnie a nawet jak się ludzie umawiają, że będą razem występować to i tak wszystko może się zmienić. Jak można oczekiwać, że człowiek młody będzie taki sam przez cały czas? Przecież oni dopiero się kształtują! 
Podobno światopogląd kształtuje się u ludzi do 28 roku życia, ja mam 25 lat i faktycznie czuję, że pewne rzeczy się we mnie zmieniły. Niekiedy coś we mnie się przestawiało po jednym roku.
I te używanie słowa "zdrada", tak jakby naprawdę chodziło o śmierć i życie.
Są plusy i minusy tego, że osoby odchodzą od Exo (trudno powiedzieć czy to konie czy nie).

I 3/4 dram powstaje w SM, więc coś się tam dzieje. Ciekawa jestem jaki będzie tego finał, bo kto wie, może czekamy na jeszcze większe łupnięcie. Jak na razie SM zniżkuje.

Mblaq.
Mblaq był moim ulubionym zespołem, był.
Piszę był, bo od dwóch lat po postu nie mam do nich takiego serca jak kiedyś miałam. Zawiedli mnie, nie oni sami, ale cała agencja. Wydawanie mini albumów mnie tylko zniechęcało. Rak do roku mini album?! Czekasz i dostajesz ochłap. I co z tego, że super ochłap?! Czekałam nie wiem na co tak naprawdę. Przez cały czas te zapowiedzi, to, że nie są tak popularni i zamiast jakoś próbować zdobyć tą popularność - na którą zasługują! To ich agencja nic nie robi, no mnie to smuciło.
Z drugiej strony cieszyło mnie to, że Joon dostawał nowe role i wyróżnienia. I jakoś tak odpłynęłam, przestałam się emocjonować tym wszystkim. Nowe zespoły wychodziły i wychodzą i jakoś dawał mi więcej pewności na nową muzykę niż Mblaq. Ich agencje z pewnością.
No ale pojawiła się ta niesamowita informacja w tym roku, że na jesieni będzie koncert w Warszawie.
No i koncert został odwołany. I znowu, ja tego nie przeżyłam jak inni fani Mblaq. Przykro mi, ale nie umiem. Przyjęłam to nawet bez wzruszenia, bo czego ja mogłam się spodziewać za przeproszeniem? Ja czekam na porządny full album, jak się ukaże to wtedy pogadamy i tyle. A jak mini to poproszę przynajmniej dwa razy do roku. To aż tak wiele?!
I przez cały czas wpisy chłopaków kompletnie nie jasne, tajemnicze. 
Potem płaczący GO na koncercie. Nie wzruszało mnie to kompletnie, miałam takie WTF i proszę o informację jakieś, a nie na tajemnicze wpisy. Co to za traktowanie fanów :(
Następnego dnia po płaczącym GO wyszła informacja, że chłopcy idą do woja, wszyscy razem.
- I na serio to miało tłumaczyć płaczącego GO? Taka zwyczajna rzecz, do której wszyscy są przyzwyczajeni i mogą przemyśleć sprawę. Zresztą... ja po prostu nie wierzyłam, żeby takie coś spowodowało taką reakcję GO.
I się okazało, że jednak nie było to pójście do woja, bo wyszedł news, że Joon nie przedłuża kontraktu a potem dodano, że tak samo robi Thunder.
Coś się kończy aby zaczęło się coś nowe.
I oczywiście jest szkoda, że nie będą występować już razem a nuż może kiedyś się im uda, ale jak dla mnie to mądra decyzja. Ta agencja nie ma nic do zaoferowania chłopakom, więc ja jestem zadowolona ze względu na Joona. 
To, że są zespoły, które nie rozpadają się po jakimś czasie to nie jest normalne. Super Junior jest dla mnie po prostu wyjątkiem, nie zdziwiłabym się gdyby rozeszli się w swoje strony.

Takie jest moje zdanie. I teraz mogę z całą pewnością stwierdzić, że dzięki niemu łatwiej się żyje. Przy całym skomplikowaniu życia jakie każdy z nas ma, praca, szkoła, znajomi, rodzina itp. jeszcze bym miała przejmować się wielce jakimiś ludźmi, którzy mają swoje własne dramaty. Jest mi szkoda, że nie dostanę nowego albumu Mblaq w całym składzie, ale patrzę na to pozytywnie. Jak nie to, to co innego dostanę, np. nowy film Lee Joonem. A fani Thundera może świetną solową karierę lub producencką. Kto wie co nam przyniesie kolejny dzień. Więc na serio nie warto się aż tak przejmować i pisać jak to by nie był ten 2014 rok. Jest on po prostu zwyczajny.

No to dzisiaj na tyle ;)

Pozdrawiam

sobota, 20 września 2014

Yankee Candle - wrzesień

Hej!

W tym miesiącu powróciłam do kupowania wosków Yankee Candle, ostatnie kupiłam wiosną.
Wybrałam parę z oferty na tą jesień, jeden z jesieni 2013 i 2 z wyprzedaży.


Przedstawię w kolejności, od tego który najbardziej mi się spodobał do tego co najmniej. Nawet ten najmniej był nadal przyjemny ;)

Amber Moon - jesień 2014
bursztyn, paczula, drzewo sandałowe, grejpfrut, pomarańcza, woda kolońska


Jest po prostu idealny, przyjemny, nie ostry. Długo się utrzymuje w mieszkaniu a także długo można go palić. Był pierwszym zapachem który wypróbowałam.

Vanilla Chai  - jesień 2013
wanilia, imbir oraz cynamon


Uwielbiam wanilię pod każdą postacią. Tez zapach jest dziwny... za pierwszym razem trudno coś o nim powiedzieć, ale jest bardzo przyjemny. Znalazła się na drugim miejscu ze względu na wanilię i długość wydzielania zapachu. Dla mnie połączenie wanilii i cynamonu daje nawet lekki zapach czekolady.

Mandarin Cranberry - promocja miesiąca
mandarynka i żurawina 

  
 Gdyby ten zapach dłużej się wydzielał z wosku to bym go dała nawet na pierwszym miejscu, ale i tak przewyższył konkurencję poniżej. Uroczy owocowy zapach, pokochałam od razu. Szkoda, że tak mało wydajny.

Honey & Spice - promocja miesiąca
miód, czekolada, cynamon, wanilia oraz paczula 


Ten sam minus co poprzedni wosk, ale przepiękny zapach. Wanilia i czekolada, wszystko można skomentować jako: och i ach! Ale po 3 godzinach już wosk przestał wydzielać zapach i następnego dnia, jak na nowo zapaliłam świeczkę już zapachu nie było. :(

Cranberry Pear - jesień 2014
żurawina, gruszka 


Głownie wyczuwalna żurawina. Najszybciej przestał wydzielać aromat. :( Ale ładnie pachnie.

Po raz pierwszy mi się zdarzyło z Yankee Candle aby tak szybko zapach znikał i nie utrzymywał się w pokoju, może jakaś wada produkcyjna... Nie wiem. Nie żałuje zakupu, bo nadal pięknie pachną. Nigdy też nie używam całego wosku, ale łamię mniejsze kawałki bo mam za mały podgrzewacz a i dzięki temu mam wosk na dłużej.

Nadal trwa promocja na zapachy Honey & Spice i Mandarin Cranberry, kosztują woski po 5,60zł. Można je znaleźć na stronie http://www.goodies.pl/128-zapachy-miesiaca

Pozdrawiam :)

piątek, 19 września 2014

Nowości mangowe - wrzesień!

Hej!

Dzisiaj przedstawiam Wam moje nowości mangowe z tego miesiąca. Ostatnio co miesiąc staram się uzupełniać moją kolekcję mang. W tym miesiącu wybór padł na One Piece, w sierpniu zaczęłam kolekcjonować tą mangę i Attack on Titan tom 2.


Jestem bardzo zadowolona z tego, że Atak Tytanów wychodzi po polsku. Gdyby tak jeszcze Magi i Tokyo Ghul wychodziło ;) Ale mam przed sobą wiele tytułów które chciałabym mieć. Muszę podgonić One Piece, no i zbieram się na ugryzienie Naruto. Same tasiemce ;)

Detox - 6 dzień, zakończenie

Hej!

Mija właśnie 6 dzień mojej przygody z detoxem i będzie on ostatni. Nie kończę detoxu ze względu na zdrowie, bo czuję się świetnie, ale za dwa dni znów wracam do pracy, a także chcę wrócić do ćwiczeń.

Dzisiaj zrobię bilans całego detoxu, czy warto czy nie i czy powrócę kiedyś do tego? :)

Bilans

Mam przed sobą ulotkę w której jest przedstawiona lista z efektami kuracji i do niej się odniosę przy podsumowaniu.
  • oczyszczeni ciała z toksyn - nijak nie umiem tego zaobserwować, mogę tylko uwierzyć^^
  • utrata zbędnych kilogramów - oczywiście, że tak, bo przecież się nie je nic stałego. Schudłam 3kg. 
  • ujędrnienie skóry - faktycznie moja skóra wygląda lepiej, w ogóle nie miałam problemu z trądzikiem podczas detoxu a używałam tylko podstawowych kosmetyków do pielęgnacji. Nawet nie robiłam swoich naturalnych maseczek. uważam to za gigantyczny plus.
  • zwiększona energia i witalność - pomimo tego, że po 4 dniach kuracji mogłam wreszcie chodzić ciut szybciej, to i tak mięśnie nadal bolą mnie (ale już mniej) kiedy np. wyciskam cytrynę, wchodzę po schodach.
  • poprawa przemiany materii - to się dopiero zobaczy później....
  • zdrowszy sen - jako, że ja nawet przed detoxem nie miałam problemów z spaniem (nawet moja Mama zazdrości mi, że w 5 minut zasypiam), więc tu nie widzę zmian
  • poprawa krążenia - wieczorem zawsze jest mi zimno, więc kompletna klapa pod tym względem
  • poprawa wzroku - tutaj też nie zauważyłam zmian
  • zwiększenie odporności - to, że nie zachorowałam przez te ostatnie dni chociaż niekiedy zupełnie źle się ubrałam do pogody, to duży sukces
  • zmniejszenie się uzależnień od używek i lekarstw - nie jestem uzależniona, więc nie wiem
  • wzmocnienie siły woli i determinacji - nie wiem
  • lepsza koncentracja i jasność umysłu - nie wiem 
Czy warto czy nie?

Wg mnie jest warto przejść na taki detox, nie muszą to być całe 10 dni, wystarczy nawet sam weekend. Mi takie okresy zawsze przypominają jak dobre jest jedzenie LOL Nawet te najprostsze ;)
Zrzuciłam to co chciałam zrzucić. Teraz tylko utrzymać nową wagę.
Przetestowałam samą siebie i wyszło na to, że podołałam temu testowi. Jak się uprę i mam motywację to mogę dużo. Moja Mama przede mną jadła racuchy a ja ich nie zjadłam, jedynie uwielbiałam je wąchać. Wąchanie było dla mnie wystarczające.

Czy powtórzę?

100% tak! Sądzę, że najbliżej to będzie w styczniu, może na mniej dni niż teraz. Zobaczę. Kalkuluje moje wydatki i jak na razie najlepszy czas to styczeń.^^

Pozdrawiam :)

poniedziałek, 15 września 2014

Detox :)

Hej!

Tak jak pisałam ostatnio, w sobotę przeszłam na detox.
Dzisiejszy wpis będzie o tym co używam do detoxu i jak po tych trzech dniach się czuję. :)

czwartek, 11 września 2014

Bieganie. Detox

Hej!

Wspominałam na blogu o moich planach związanych z bieganiem.
Tak jak sobie obiecałam, tak zrobiłam.^^

W internecie można znaleźć wiele planów treningowych, ja korzystam z tego: http://bieganie.pl/index.php?cat=6&id=81&show=1 Zakłada, że w ciągu 10 tygodni będę mogła przebiec 30 minut.
Jednak przed rozpoczęciem tego treningu strona zaleca nas do 2 tygodniowego przygotowania się na ten wysiłek. Polega on na tym, że w pierwszym tygodniu maszeruje się po 20 minut a w drugim po 30 minut.
Ja w tym tygodniu rozpoczęłam 1 tydzień, czyli 5x2'biegu/4'marszu, jestem po drugim dniu. Pierwszy dzień nie był łatwy^^'' Ale wczoraj było znacznie łatwiej, więc pozytywnie patrzę na kolejne dni.

Detox

Postęp przyjdzie trochę wolniej, bo w następnym tygodniu mam urlop (wreszcie!) i przechodzę na detox. W tym czasie nie mogę zbyt intensywnie ćwiczyć, więc zamierzam wychodzić na spacery. Postanowiłam, że pierwszy tydzień powtórzę jeszcze raz. Na czasie mi nie zależy, bo nigdzie mi się nie spieszy. Robię to dla siebie i dla swojego ciała aby polepszyć kondycję i metabolizm.

Plany związane z blogiem

Mam parę pomysłów na nowe wpisy. Znów wrócę do kosmetyków, bo dawno ich tutaj nie było. Zamierzam zrobić po raz pierwszy denko - pokazać zużyte kosmetyki we wrześniu. Trochę ich już mam.^^ A także nowości. Muszę tylko porobić zdjęcia. ^.^ Zrobię post na temat suplementów, które obecnie stosuję.
Pozdrawiam :)

piątek, 5 września 2014

HunterxHunter kontra HunterxHunter(2011)

Hej!

To jest tak, uwielbiam HunterxHunter i jako mangę i jako anime.
Wszystko w pierwszym anime mi się podoba, a już samą muzykę KOCHAM!
Kiedy zobaczyłam, że zostaje wydawana reedycja anime to naprawdę bardzo się zawiodłam, no bo naprawdę, czy trzeba robić reedycję czegoś tak cudownego? I że chcą to zrobić jako wierną kopię mangi?! 
Czytałam mangę, więc wiem, że naprawdę zmiany w anime były kosmetyczne. Nic nie zmieniały w fabule, nawet jak teraz patrzę to dodawały i to było pozytywne. Nie dość tego muzyka, jak można coś nowego zrobić co by w ogóle przyćmiło te stare melodie? A głosy aktorów?! Hisoka z nowym głosem, czy kogoś porąbało?

Obecnie jestem na 27 odcinku nowej serii. 
Nadal nie widzę sensu w tym co się stało.
Hisoka ma inny głos i nie mogę się złościć na tego gościa bo to Ulquiorra z Bleacha, a jak tu nie kochać Ulquiorri, co? -.-'' Ale jednak zmiana jest totalnie widoczna. Muzyka jest ok, ale hiszpańskie granie jako temat główny dla Hisoki, naprawdę? Czy kogoś tam pokręciło? To nie Bleach! Psuje cały nastrój. Wolałabym aby dali muzykę z 1999 roku, co by to szkodziło?
Animacja wtedy nie była zła, więc nawet to nie było żadnym argumentem.
Przyjemnie znów obejrzeć te anime, ale czemu ono w ogóle powstało?
Kasę można było spożytkować na inne anime.

A i proszę Was, zacznijcie od wersji z 1999 roku, nie wytrzymam rozmowy z nikim kto nie będzie znał melodii z pierwszego anime. To klasyka. Rany, nadal słucham tego jak potrzebuję czegoś pozytywnego albo podczas rozciągania mięśni. Naprawdę polecam.

A z dobrych wiadomości znów ruszyła manga i mogę się cieszyć na nowo przygodami Gona i spółki *.* Mam nadzieję, że kiedyś wyjdzie ona w Polsce *.* Jak na razie szykuję się na zakup po angielsku, jak i mangi jak i anime.

Pozdrawiam :)

czwartek, 4 września 2014

Sekret

Hej!

Dawno temu w odległej galaktyce... Zamieściłam parę wpisów na temat myślenia pozytywnego.
Nawet zrobiłam parę wpisów o tym co znajduje się w książkach Normalna V. Peal.
Bardzo je polecam!
Obecnie zamierzam znów je przeczytać aby odświeżyć sobie pamięć, zawsze warto to robić.

Wbrew pozorom, że samym myśleniem nic się nie zdziała, okazuje się, że wiele można zmienić gdy zacznie się pozytywnie podchodzić do świata. Ja to zauważyłam w swoim życiu i wiem, że działa. Oczywiście bywało tak, że sytuacja mnie przytłaczała lub stres zjadał i trudno było myśleć pozytywnie ale nie zmieniło to tego, że wiem, że to działa. Tylko trzeba mieć cierpliwość i chęci.

Ostatnio dzięki mojej koleżance poznałam kolejną książkę opisującą ten fenomen, a nazywa się ona Sekret. Wielokrotnie o niej słyszałam, ale jak wielu podchodziłam do tego sceptycznie. Zresztą sam tytuł i w ogóle cała książka powoduje, że człowiek o zdrowym rozsądku woli jej uniknąć. ^.^

"Sekret" opisuje moc przyciągania.
Czy ja słyszę głośnie "what?!" i zwątpienie? Nie zdziwię się jeśli wielu z Was już sceptycznie się nastawiło, ale z tego co ja wiem, z mojego doświadczenia i z prostej ludowej wiedzy wiemy, że tak jest, że przyciągamy nieszczęśliwe wydarzenia jak na życzenie. Czyż nie tak? Samospełniające się życzenie. Ja w swoim życiu poznałam wiele osób, którym działy się róże rzeczy i uważały, że mają pecha. Jakim cudem im się te nieszczęścia przydarzały a mi nie? Czy znacie takie osoby? A może sami uważacie siebie za takich?
Znacie powiedzenie: nieszczęścia chodzą parami? Zdarzało Wam się tak myśleć?
Bo mi nie. Ja tylko o tym słyszę. Oczywiście zdarzało mi się, że autobus mi uciekł bo wyszłam za późno z domu itp. 
Moja tablica na FB to wielkie morze nieskończonych wpisów na temat co się danej osobie złego przytrafiło tego dnia, nie rozumiem sensu wpisywania takich rzeczy (a potem jeszcze odpisywania do zaniepokojonych znajomych, że nie można napisać o co chodzi - to po kiedy grzyba to piszesz? ehh nieważne), ale jak dla mnie to zawsze pokazywało, że coś jest nie tak. Albo ze mną, bo nie mam tylu nieszczęść a jestem tylko zwykłym człowiekiem albo z tą daną osobą. No bo coś tu nie gra, prawda?
Nie wierzę w szczęście, które by się utrzymywało całe życie i na pewno nie jestem Wybrańcem Bożym, jak to się mówi, urodzonym w czepku. Nie wierzę też w pecha utrzymującego się przez cały czas, zresztą ja w ogóle inaczej patrzę na to jak mi się coś nie uda.
Po prostu inaczej patrzę na swoje życie.
I to jest to czym się różnię, jak zauważyłam, od wielu.
Naprawdę wielu osobom wystarczy jedna zła rzecz aby zepsuć humor na cały dzień. Nawet najmniejsza, wystarczy niemiła pani w sklepie i już mam chodzący kłębek nerwów.
Tak, no cóż, ja bardzo rzadko spotykam niemiłych ludzi. Niesamowite, prawda?
FB zawsze mi twierdzi, że istnieje jakaś masa ludzi którzy są niemili, niesympatyczni a ja chodzę i jakimś cudem ich nie widzę. I nie twierdzę, że nigdy nie spotkałam kogoś kto był dla mnie niemiły. Chodzi mi o to, że więcej ludzi spotykam miłych, uczynnych i to nawet starsze osoby.^^

Obejrzałam film na podstawie tej książki, nazywa się tak samo i jego polecam, bo książka faktycznie może odrzucić. Jest dość chaotyczna jak dla mnie, ja wolę mieć wszystko ładnie podane na tacy a nie bajdu bajdu. I jeśli obejrzycie cały film to radzę Wam po prostu wypróbować to o czym mówią, czyli moc przyciągania. Co Wam szkodzi zobaczyć czy to działa?
Jestem osobą wierzącą i faktycznie mierziło mnie kiedy słyszałam słowa: "Wszechświat Wam to da", ale dla mnie jest jasne, że ten Wszechświat to Bóg. Dla ateistów niech to będzie Wszechświat lub cokolwiek Wam się podoba. 
Ja to już wypróbowałam i wypróbowuję codziennie, od kiedy zaczęłam stosować się o rad i myśleć pozytywnie to zauważyłam zmiany. Nie zawsze mi się udaje ale staram się.
Jak na razie nie wiem jak to działa na większe marzenia, wiem że mi się udało w ostatni czwartek przyciągnąć autobusy (wiem jak to debilnie brzmi^^) kiedy jeździłam po Warszawie i nie zmoknąć w gigantycznej ulewie. 
O chudnięciu też myślę pozytywnie, ustawiłam sobie cel i myślę, że już tyle ważę i sobie to wizualizuję. I faktycznie od kiedy to robię wszystko jest łatwiejsze. Normalnie czuję codziennie się szczęśliwa. Wchodzę na wagę z uśmiechem i nie martwię się tym, że coś więcej zjadłam. Oczywiście nie popadam w szaleństwo i trzymam się zdrowego odżywiania, ale jednak, inaczej by to wyglądało gdybym nie poznała tej techniki.

Wierzę, że każdemu w życiu przyda się pozytywne myślenie. I nie można oczekiwać, że coś się w sekundę zmieni, bo tak nie jest, ale naprawdę widać efekty. Trzeba tylko uwierzyć, że to co chcemy już jest w zasięgu naszych dłoni.

Tak na marginesie wspomnę tu o koncercie Mblaq, jego odwołanie a potem odwołanie festiwalu w Niemczech dla wielu był zniszczeniem marzeń. Moim marzeniem nigdy nie było zobaczenie Mblaq na żywo, oczywiście chciałabym, ale nie jest to potrzebne do egzystowania. Chciałabym mieć wiele rzeczy, ale są rzeczy ważniejsze - tak uważam. Nie przeżyłam tego jak reszta, wtedy nie znałam tej techniki, teraz wiem, że gdybym ją znała wtedy i naprawdę bym chciała Mblaq w Polsce to by się to stało, więc jeśli Ty, Czytelniku chcesz czegoś, to jest to w zasięgu Twojej ręki, wystarczy uwierzyć i myśleć pozytywnie. Może nie stanie się to w tym roku, ale spełni się. Masz nie myśleć "jak" tylko o samym celu końcowym i wizualizować siebie tam gdzie chcesz być lub to co chcesz mieć.

Powodzenia! :)

środa, 3 września 2014

Update: ćwiczenia, odżywianie i motywacja

Hej!

Kolejne 30 dni za mną!

W poprzedni piątek minął 60 dzień od kiedy zaczęłam ćwiczyć, oczywiście liczę tylko te dni w których ćwiczę. Patrząc na miesiące to ruszyłam pod koniec kwietnia, więc mamy 5 miesiąc.
Dokończenie tych kolejnych 30 dni zajęło mi więcej czasu z powodu kursu angielskiego, który miałam w lipcu. Niestety po kursie nie miałam już energii do ćwiczeń, zasypiałam na stojąco i ledwo co widziałam bo miałam tak suche oczy.

Jestem szczęśliwa, że po tych 5 miesiącach nadal moja motywacja stoi na wysokim poziomie. Normalnie chce mi się ćwiczyć i nawet jak w większości serie są bolesne (patrz: przysiady -.- czy to aż tak upierdliwe musi być?!) to jednak wiem, że chcę iść dalej. ^.^ To mnie strasznie cieszy.

Postępy

Są duże! Może nie czuję ich tak bardzo, ale wystarczy popatrzeć na liczby. Poprzednie 30 dni kończyłam z tym, że mogłam zrobić 10 pompek, teraz zrobiłam 30. Było ciężko, ale to postęp o równe 20 pompek. Wyraźna zmiana! ^.^

piątek, 22 sierpnia 2014

Get slim, zielona kawa i nowa dieta

Już jakiś czas temu chciałam o tym napisać, ale teraz widzę, że zapomniałam.^^''
Do końca lipca w Super-Pharma była promocja na produkty Get Slim z ich kartą.

Czym jest Get Slim?

Opiszę w skrócie: mamy napój i tabletki (z tego co widziałam tabletek jest więcej rodzai) na odchudzanie. Napój robimy z saszetek i pijemy dwa razy dziennie, najlepiej o 11 i 15. Dzięki zawartym w nim składnikom nasza waga ma się powoli zmniejszać. W opakowaniu jest 30 saszetek. Normalna cena to gdzieś tak 80zł, ja kupiłam za 39zł.

Czy działa?

Stosowałam się do zaleceń na opakowaniu i piłam ten napój przez 15 dni. W tym czasie nie zmieniłam swojej diety. Jedynie trzymałam się swojego postanowienia aby nie jeść słodyczy w tygodniu. 
Faktycznie zauważyłam spadek wagi, jednakże miałam dwie wpadki jedzeniowe, czytaj: przejadłam się. I wszystko poszło w cholerę.
Konkluzja jest taka, że działa, ale ja muszę jednak popracować bardziej nad sobą.
Jeśli jesteście pewni, że nie będziecie mieć wyskoków podczas stosowania tego produktu to jest on dla was, ja wolę wrócić do pracy nad sobą.
Wiem, wiem, powtarzam to ostatnio dość często, ale też trochę eksperymentuję na sobie.

Smak tego napoju jest strasznie słodki, za pierwszym razem odpychający a dopiero później zaczyn się go lubić. Ja nawet trochę się uzależniłam bo dawało mi to odrobinę cukru podczas dnia.^^

Jednakże to było jeszcze w lipcu a mamy 22 sierpnia. Kolejnego opakowania nie kupiłam bo 80zł piechotą nie chodzi i wolę na co innego przeznaczyć taką kasę. Tym bardziej, że to jest trochę zamknięte koło, jeśli nie zmieni się nic w diecie i tylko to się pije, to jak potem, kiedy się skończy ma się ta waga nowa utrzymać?

Poeksperymentujmy na sobie

Bardzo modne w świecie diet jest liczenie kalorii. Ja słyszałam bardzo dużo dobrych słów na ten temat, że to działa, że tylko to się liczy. Jako, że już trochę poznałam się na kaloriach, to stwierdziłam: czemu nie? Spróbujmy.
Diety kaloriowe są różne, niektóre mówią wręcz o głodówce, czy 1000kcal dziennie. Ja jadłam mniej kalorii, więc nie chcę znowu tego powtarzać: uczucie wiecznego głodu i zimna - z tym mi się kojarzy, takie mam doświadczenie.
Zrobiłam tak, znalazłam kalkulator kalorii odpowiedniej na moje zapotrzebowanie, obliczyłam i odjęłam od wyniku, tak, że wyszło 1700kcal na dzień. Dużo czy mało? Wg kalkulatora potrzebuje 2300kcal na dzień i szczerze nie wiem jakim cudem mogłabym tyle jeść, bo ja ledwo, ale to ledwo mieściłam się w tych 1700kcal. I chociaż pilnowałam się, ważyłam produkty, sprawdzałam ich kaloryczność to jednak czułam się przepełniona.
Jednak nie chciałam tak szybko się załamywać, poczekamy i zobaczymy, prawda?
A, żeby było jasne, chodziło mi o utrzymanie tej liczby na stałym poziomie, więc słodycze zjadłam więcej niż 2 razy w tygodniu. No bo jak wiesz ile to kalorii itp. ^.^ Wiem, głupota, ale zrobiłam ciasto marchewkowe i było przepyszne.

Także chciałam pozbyć się mojego uzależnienia od ważenia się co rano.
Jadłam 1700kcal i się nie ważyłam, czekając na to co będzie. Miałam zamiar zważyć się dzisiaj, ale nie wytrzymałam i zrobiłam to w środę. No i przytyłam. Ehh...

Co mi mówią moje eksperymenty?

Tak bym chciała aby jedzenie słodyczy nie było tak destruktywne, ale jednak jest. Przez ostatnie miesiące próbowałam jakoś wpasować do mojej diety słodycze. Na początku raz w miesiącu, potem tylko w weekendy a na końcu ograniczając kalorie, ale jednak tak to nie działa.

Nowa dieta - nowy styl żywienia

Kiedy człowiek chce schudnąć, to chciałby wyniki widzieć od razu. I to dają diety głodówkowe. Wielokrotnie ostatnio miałam ochotę rzucić to wszystko i znowu jeść tylko owoce i warzywa. Tylko jedno mnie powstrzymuje, uczucie kompletnego zimna z braku potrzebnych kalorii. :(
I chociaż znam efekty - a są niesamowite - to jednak mówię temu stanowczo nie!
A teraz dodatkowo mam jeszcze jeden argument za "nie", czyli moje ćwiczenia i wyrabianie mięśni. Bo jak jesteś na diecie głodówkowej to tracisz tkankę mięśniową, czyli ile bym nie ćwiczyła po prostu nic by z tego nie wychodziło.
I nawet jakbym jadła dużo warzyw i owoców to i tak nie dam tym tyle białka ile dają mięsa, ryby i jajka. Może dałoby się jeść fasole i groch przez cały czas, ale to nie dla mnie ;) Tym bardziej migdały i pestki słonecznika lub dyni, wszystko ok, ale to jest strasznie kaloryczne i nie da się przyjąć dobrej ilości białka na dzień nie tyjąc. XD
Dlatego w mojej nowej diecie rezygnuję z, po pierwsze słodyczy i tym razem na o wiele dłużej. Nie zrezygnuję z pieczenia ciast bo chcę się w tym podszkolić, żeby być lepszą, ale brak słodyczy dobrze mi zrobi. Po drugie z nabiału - chociaż w nabiale znajduje się białko to i tak wolę zrezygnować, a także po trzecie z pieczywa. 

Jeszcze, powiedzmy 5 miesięcy temu zapytalibyście mnie co lubię jeść, to odpowiedź byłaby zupełnie inna niż teraz. Ja normalnie uzależniłam się od chleba i sera żółtego, mam ogromny apetyt i muszę go przerwać.

Co pozostaje?

Węglowodany, ale warzywa i owoce, tłuszcze - głównie z ryb i orzechów itp., a także białko z mięs, ryb, jajek.

Zielona kawa?

Nowym trendem w odchudzaniu jest przyjmowanie produktów z zieloną kawą. Get Slim też miało w sobie zieloną kawę, a ja zaopatrzyłam się w tabletki z końską dawką zielonej kawy bo były w obniżce w sklepie w którym kupuję suplementy.

No to do następnego razu!
Trzymajcie za mnie kciuki w zachowaniu diety! ^.^

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Co w trawie piszczy

Hej!

Nie miałam w ogóle weny do napisania nowego wpisu.
Jeszcze dodatkowo strasznie demotywuje mnie to, że mój laptop się zepsuł - karta sieciowa coś nie łączy mnie z internetem. Obecnie latam pomiędzy dwoma komputerami, moim laptopem - o wiele lepiej ćwiczy się jak ma się filmik na poziomie oczu^^ - a także mojego brata. Mój brat obecnie przebywa w Ameryce i do października mogę bez przeszkód korzystać z jego komputera.
Ale jak to zwykle bywa, na tych dwóch urządzeniach mam różne rzeczy a nie chce mi się ich przesyłać. Zbieram się do naprawy laptopa, ale miesiąc ich mija i jakoś nic nie idzie.^^

Seriale

Jak pewnie można zauważyć, po uważnym śledzeniu mojego bloga, zaprzestałam oglądania seriali. Wynika to z tego, że jeden z najlepszych a przynajmniej najlepiej działających odtwarzaczy zniknął ze strony z której korzystam. Reszta odtwarzaczy mnie w ogóle nie satysfakcjonuje. I mam dużą przerwę, chociaż dotyczy to nowości, bo ostatnio zakończyłam pierwszy sezon Lost. Lost mam na płytach, bo jestem dużą fanką tego serialu. Brakuje mi tylko 3 sezonu i właśnie sama siebie zmotywowałam do zakupu. Oglądam do dwóch odcinków dziennie. Po powrocie z pracy, robię sobie jedzonko i siadam do oglądania. Te 45 minut jest takie akurat na zjedzenie, napicie się a potem ruszenie do ćwiczeń.
Anime

Zakończyłam oglądania Psycho-Pass, jestem na bieżąco Tokyo Ghul. I jestem w trakcie szukania czegoś co by mną tak zawładnęło jak te dwa anime.

Break Blade - anime o mechach, wojnie. Obejrzałam, ale miał tylko 12 odcinków. Mangi jeszcze nie zaczęłam bo odtrącają mnie jej skany niestety. Kurczę, naprawdę mogłoby być znacznie więcej odcinków ;_; Ciekawy świat i bohaterowie, trochę jak Naruto i Sasuke, ale jednak w jakiejś doroślejszej formie.

W SOA zatrzymałam się na 14 odcinku i nie wiem kiedy przypłynie mi fala na włączenie kolejnego. Jeszcze zanim dotarłam do 12 odcinka miałam trudności ze skuszeniem się na kolejny. No cóż, taka już jestem.

W tym czasie próbowałam zacząć wiele różnych anime, jak Fate/Stay Night, jestem po dwóch odcinkach i jak na razie mnie nie zadowoliło. Brave 10 - dużo ładnych chłopaków do obejrzenia, ale czy coś po za tym? Też jestem po dwóch odcinkach i główna bohaterka mnie zniechęciła.
Nawet zaczęłam znów oglądać Kuroshitsuji, ale jak zwykle tylko się znudziłam.

I tak wpadłam na dwa nowe tytuły Akame Ga Kill i Aldonoah.Zero
Pierwszy tytuł poznałam dzięki Sourcefed Nerd i ich recenzji, dałam temu szansę i po dwóch odcinkach jestem nawet zadowolona. Chociaż....
Aldonoah.Zero też poznałam dzięki jednej recenzji tych paru odcinków co wyszły i gdyby nie to, że muzykę robi Hiroyuki Sawano - znany z Attack on Titan (więc musi być epicka) i napisał to Gen Urobuchi - Psycho-Pass! Nie mogłam nie zobaczyć tego.
Jak na razie Aldonoah.Zero ma niesamowitą muzykę, którą bym oddała Akame Ga Kill - bo nawet główny bohater zachowuje się trochę jak Eren^^ I ma paru fajnych bohaterów, ale główny protagonista... jest jak robot. I ok, oglądając Psycho-Pass ma się podobne wrażenie co do bohaterki, ale jednak aż tak nie odczułam tam braku emocji jak tu. Czy ten brak jest specjalnie robiony? Czy nasz bohater został wypruty z emocji przez coś? Mam nadzieję, że jakoś go polubię.

No i z dumą mogę napisać, że wreszcie wzięłam się za Neon Genesis Evangelion, taaa.... wreszcie odepchnęłam wszelkie uprzedzenia i udało mi się przejść dwa odcinki. Zobaczymy jak będzie. Te syndrom nie-oglądania-tego-co-jest-bardzo-popularne bardzo długo mnie trzymał. 


To na razie tyle.

Pozdrawiam

wtorek, 22 lipca 2014

Anime - co nowego oglądam? I manga.

Hej!

Było ostatnio o kpopie, o dramach, to teraz czas przyszedł na anime i mangę.
Jako, że jestem osobą latającą od zainteresowań to tu to tam, raz oglądam na okrągło dramy a potem anime itd. I już wielokrotnie o tym pisałam. Teraz przyszedł czas na anime i mangę.

Mam parę zaczętych tytułów, ale nie chce jak na razie mi się do nich wracać. Już tak mam.
Ostatnio zaczęłam szukać czegoś zupełnie nowego, nie jestem za oglądaniem nowych serii - z tego sezonu - bo nie lubię czekać na nowe odcinki. Frustruje mnie to zbyt bardzo.

Jednakże tak samo frustruje mnie znalezienie czegoś co przykuje moją uwagę. Kiedy siadam przed listą anime, zazwyczaj porządkując ją pod względem rodzaju fabuły - to jestem już na starcie zniechęcona. A to kreska nie taka, a to opening nie powala a to pierwszy odcinek jest denny. Zbyt słodkie, zbyt poważne. Taaa jestem strasznie wybredna. Tak samo podchodzę do książek fantastycznych.
Ja wiem, że niekiedy pierwsze wrażenie jest złe, ale jak się tego pozbyć?

Na YT oglądam recenzje anime i mang gościa o przezwisku Buki i chociaż nadal jest On daleki od przekonania mnie do czegokolwiek, to jednakże tydzień temu dałam szansę jednej mandze. I się nie zawiodłam. Zastąpiła mi lukę czekania na nowy sezon Attack On Titan (proszę o nowy sezon, ja błagam, czuję się taka pusta!).
A mianowicie Tokyo Ghul, te anime ma wszystko czego potrzebowałam. Chociaż bohater na pierwszy rzut nie jest w moim typie to jednak w miarę czytania przemiana następuje, a teraz to jestem oczarowana zupełnie *.*
Tokyo Ghul do lekkich mang nie należy, jest pełno krwi, flaków - no sceny gore. Ludzie się jedzą, rozwalają - widzimy same najgorsze męty itd. Ale pod względem fabuły to ta manga wciąga i to strasznie. Naprawdę żałuje, że zjadłam ją chyba w 3 dni lub mniej. Jestem na czasie i znów muszę czekać na chaptery (krzyk rozpaczy), nie dość tego w momencie jakiegoś braku akcji :(
Obecnie zostały wyemitowane da odcinki anime, z tego co czytałam to będą mocno cenzurowane, więc naprawdę wskazane jest przeczytanie mangi! Obejrzałam te dwa i jestem zadowolona, oczywiście nie z kolorów, bo psują atmosferę - wszystko jest takie słodkie. Czarno-białe rysunki oddają lepiej klimat, anime też mogło by takie być. Ale nie jest źle. Wybaczcie, ale nie pamiętam ani openingu ani endingu... to chyba źle o nich świadczy.^^''

Kiedy pochłonęłam Tokyo Ghul poczułam znowu pustkę, ale wpadłam na Psycho-Pass, też mamy trochę krwi, rozrywań, ale w tym drugim fabuła skupia się bardziej na psychologicznych rozterkach bohaterów. Świat w którym oni żyją jest kierowany przez jedną maszynę, która wg ludzi jest idealna. Dzięki rozszyfrowaniu fal mózgowych można odkryć kto będzie kryminalistą a kto, kto ma do tego predyspozycje. Chory świat. Już w pierwszym odcinku widzimy jak niesprawiedliwy jet ten system, ale wszyscy uważają, że bez niego nie da się żyć. Warto obejrzeć. Zaczął się drugi sezon, ale ma dopiero dwa odcinki - czyli ja jeszcze poczekam sobie.

Z bardziej lekkich ostatnio dorwałam jedno pt. Karneval, ma zaledwie 13 odcinków i nie wiem czy jest w trakcie emisji czy może tylko tyle ma ta seria, ale jest bardzo przyjemne. Ma śliczną kreskę, całkiem znośnych bohaterów a fabuła nawet może zainteresować - jeśli się szuka czegoś co można oglądać po scenach w tych dwóch co podałam powyżej.

Obejrzałam też dwa odcinki Sailor Moon Crystal i szczerze... chyba będę oglądać to, bo jak na razie mi się podoba. Pomimo tego, że na początku nie mogłam przywyknąć do tak źle narysowanych postaci - te aż za długie nogi i chude ramiona - to jednak ma to jakiś urok a na pewno warto jest przynajmniej zobaczyć arty jak jest przerwa w połowie. Śliczne! Takie lekkie, coś mają z francuskiego stylu - nie wiem czemu z tym mi się to kojarzy. Niezbyt mi się podoba, że głos Usagi podkłada ta sama aktorka co w starej serii, bo wyraźnie słychać już wiek i wychodzi na starszą panią, która udaje młodszą -.- Jedyne wkurzające momenty XD

I zaczęłam (obecnie 9 odcinek) Sword Art Online - spróbowałam nie przejmować się pierwszym odcinkiem i tym, że główny bohater wygląda stanowczo zbyt młodo jak na mój gust i jakoś się wciągnęłam. Ale na serio... wygląda za młodo.

I tak jak na razie rysuje się moja lista wakacyjna anime i mangi :)
Oczywiście nadal czytam Naruto i Magi.^^ A i zaczęłam Fairy Tail - chociaż powinnam wrócić do One Piece, zupełnie nie pamiętam na którym odcinku skończyłam ._.

Pozdrawiam :)

wtorek, 8 lipca 2014

Update Kpop

Hej!

Ostatnio wreszcie zrobiłam update albumów z kpopu, które miałam przesłuchać od marca.
Zajęło mi to sporo czasu, bo zawsze coś mi wyskakuje.
Może nowości tak dużo nie było, bo więcej pojawiło się ostatnio, ale jednak czułam się z tym źle.
Jak to ze mnie fan Mblaq jeśli nie przesłuchałam nowej płyty? XD

Jestem zadowolona, że wreszcie to zrobiłam bo się nie zawiodłam.
Nowa płyta Mblaq jest wyśmienita. Nastrojowa, taka dojrzała. Muszę mieć nastrój aby ją słuchać, ale oceniam ją bardzo wysoko.
Jak to zwykle bywa ze mną króluje u mnie inna płyta: Beast Good Luck. Kocham z niej wszystko, od skocznych kawałków po ballady. Nie mogę się oderwać. *.* Beast zawsze są u mnie wysoko na liście odsłuchań. Zawsze do nich wracam.^^

EXO i ich Overdose - ta płyta mi się bardzo podoba, ale w wersji chińskiej. Wersja koreańska dla mnie zupełnie znika, po odsłuchaniu nie mogłam sobie przypomnieć niczego do tego stopnia, że jak puściłam chińską to myślałam, że mają zupełnie inne piosenki. Nie wiem z czego to wynika, w ogóle nie słucham chińskich piosenek, nie jestem z tym językiem osłuchana a zawsze przy Exo na pierwszym miejscu jest wersja chińska. Może to wina Chena *.* No i Lay *.*

Got7 - nowy album byłby super gdyby wyciąć te wszystkie remixy A, po kiego to? Można zanudzić się tą piosenką. Inne utwory są na takim samym poziomie co poprzedni mini album - kocham to! Mogliby dać nowe MV to którejś z nich. Chociaż nie przesłodzili mnie to jednak nużą mnie występy, ile można wgapiać się w Jacksona LOL XD

ToppDogg AmadeuS - dzieci wróciły w pięknym stylu *.* Mam nadzieję, że ludzie zaczną ich bardziej rozpoznawać. Tak się starają chłopaki. Niech tylko Kidoh wróci, brakuje mi jego głosu w piosenkach. Normalnie aż się on tam prosi.

I na koniec mój ulubiony zespół - History "Desire", Psycho *.* Kocham ten kawałek, mogłabym słuchać na okrągło. Kocham ten klimat i aż żałuje, że cała płyta nie jest utrzymana w tym klimacie. Reszta piosenek stoi na wysokim poziomie, bardzo je lubię, ale jednak Psycho się wybija. I nowe włosy Jaeho *.* I ten układ choreograficzny *.* Jak tu nie kochać?!

Cieszę się, że po tylu latach nadal mogę słuchać z przyjemnością kpopu.
Z sentymentem powracam do czasów sprzed 7 lat. To odkrywanie, trudności ze znalezieniem. 
Teraz wszystko jest podane na tacy.

Pozdrawiam

poniedziałek, 7 lipca 2014

30 dni już za mną!

Hej!

W niedzielę zakończyłam mój pierwszy 30 dniowy trening - mój pierwszy etap.
I już się nie mogę doczekać jak dobiję do 60 dni.
Po tych 30 dniach mogę napisać jedno: nadal mam dużą motywację. I to mnie strasznie cieszy.
Kiedy nie ćwiczę czuję się smutna, czegoś mi brakuje. Takie poczucie winy. 

W niedzielę było bardzo gorąco i chociaż z roweru wróciłam zgrzana i lepiąca się (nie cierpię się pocić, to zawsze u mnie powoduje niechęć do ćwiczeń jak jest gorąco) to po krótkiej przerwie po prostu musiałam pójść i poćwiczyć. To był taki wewnętrzny impuls, moje ciało mówiło: weź idź ćwicz!

Przez te 30 dni zmieniałam mój plan treningowy i pewnie jeszcze będę go udoskonalać. 

Po pierwsze: zrezygnowałam z ćwiczeń cardio wraz z oglądaniem do tego filmiku. Wzięłam podstawowe ruchy z tych co miałam i teraz robię taką 10 minutową rozgrzewkę cardio. O wiele bardziej mi to odpowiada i widzę, że działa. Do tego stopnia, że niekiedy po rozgrzewce/cardio nie mam sił na wykonanie odpowiedniej ilości pompek - od kiedy to zauważyłam znacznie zmniejszyłam ćwiczenia na ręce, kiedy mam w planach pompki.

Dodałam ćwiczenia na mięśnie brzucha + na boczki. Ostatnio dość sobie pofolgowałam z jedzeniem słodyczy i poskutkowało to wyjściem boczków -.- Dzisiaj jest 4 dzień od kiedy przestałam jeść słodycze. Niestety jak się wpadnie w ciąg to trudno jest przestać, uzależnienie dochodzi. Jednak udało mi się (już po raz któryś). Nie chodzi mi też o porzucenie jedzenia słodkich produktów, tym bardziej, że mam lato i pełno owoców. Chcę zostawić sobie weekend na słodkie produkty - oczywiście minimalnie, głównie na lody i ciasta (ciasto malinowe *.* kawa mrożona *.*).
Boczki to moja bolączka, jednak znalazłam zestaw Ewy Chodakowskiej na właśnie to partię ciała a także 10 minutowe fajne ćwiczenia (nie pamiętam imienia dziewczyny, która to prowadzi). 
Czuję, że to działa bo ostatnio pobolewa mnie po bokach :D

Po drugie: już nie jeżdżę na rowerze tak często, oczywiście super by było gdybym mogła codziennie, ale po pierwsze niekiedy po prostu nie mam czasu a po drugie ostatnio pogoda nie dopisywała. Teraz jest lepiej, ale też na dzisiaj zapowiadany jest deszcze wieczorem :(

Po trzecie: dodałam ćwiczenia z hantlami na ręce. Na początku robiłam je wtedy kiedy nie miałam pompek, teraz robię je wraz bo zauważyłam, że mięśnie mi się tak szybko nie regenerują i bardzo bolą przy robieniu pompek. 

Po czwarte: zmiana ostatnio dodana. Przeczytałam, że jak się za często ćwiczy brzuch to nie widać efektów za szybko. Cóż... chociaż z bólem to zrobiłam, to zrezygnowałam z ćwiczenia tej partii ciała codziennie i będę ją ćwiczyć tak samo jak pompki i przysiady. Z przerwami jedno dniowymi a na koniec 3 dni dwu dniowymi.
Muszę pamiętać, że lepsza jest jakość a nie ilość. Bo zapominam.

Podsumuję teraz wyniki efektów po 30 dniach.

1. Pomimo tego, że jem więcej niż podczas diety a także łączę węglowodany z białkiem to waga pozostaje na tym samym poziomie - na początku był przyrost, ostatnie pofolgowanie sobie ze słodyczami dało negatywny efekt, jednakże już widzę zmiany. Nawet był moment spadku wagi. ^.^ Wszystko na plus. Zwłaszcza przy jeżdżeniu na rowerze. Polecam!

2. Pompki: z okropnego pułapu na którym zaczynałam, czyli chyba 3-4 jestem obecnie na 10. Wykonuje bez większych problemów 10 pompek. Mało, myślałam, że dobije do 15, ale niestety dłużej to potrwa. Chociaż niekiedy udaje mi się zrobić 12. Jest postęp! ^.^

3. Przysiady: obecnie mogę wykonać 49 przysiadów. Wynik taki jaki chciałam.

4. Brzuszki: właśnie skończyłam serię 61-70 i będę sprawdzać dzisiaj czy mogę pójść dalej, czyli będę musiała wyrobić powyżej 71 brzuszków. Trzymajcie kciuki!

5. Wchodzenie na schody i jazda na rowerze: zauważyłam, że już tak nie męczę się przy wychodzeniu z metra po schodach XD LOL Na 4 piętro wchodzę bez problemu, nawet niekiedy nie wiem kiedy XD Na rowerze też czuję się dobrze.

Na efekty wizualne trzeba jednak poczekać.^^


Pozdrawiam,