wtorek, 1 kwietnia 2014

Dieta - po pierwszym tygodniu

Hej! :)

Dzisiaj będzie o postępach w moim dietowaniu. 

Pierwszy tydzień minął i są już wyraźne efekty:
- spadek wagi o 2,2kg
- bardziej płaski brzuch
W weekend miałam kompletne osłabienie organizmu, co się poruszyłam po domu to się pociłam jakbym przebiegał parę kilometrów. To wszystko było związane z osłabieniem organizmu. Jednak już w poniedziałek wszystko wróciło do porządku i nie czuję takiego zmęczenia. Może dłuższe spanie mnie tak osłabiło? ;)

I dopiero teraz, jak znów jestem na diecie, to zrozumiałam jedną rzecz. Bo 2 lata temu miałam obsesję na temat gotowania, chciałam próbować nowych potraw, nawet zakupiłam książki do gotowania. Było to dziwne bo ja mam inne zainteresowania i bardziej one mnie pochłaniają. Do tamtej pory uważałam, że gotowanie nie jest dla mnie i zajmuje za dużo czasu. 
Miałam tak przez 2 miesiące, ale potem wypaliłam się i odechciało mi się gotować.
Jednak później znów to wróciło.
I wróciło to teraz.
I dopiero teraz do mnie dotarło, że ma to związek z dietą. Uboczny skutek diety. 

Podczas tej diety apetyt na inne rzeczy rośnie, nie jestem maniakiem chleba - prawie go nie jadam - a od tygodnia myślę tylko o kromce chleba. Samego chleba. Istna obsesja. Na szczęście nie kończąca się wyskokami, jestem zmotywowana zostać do końca tego tygodnia na diecie warzywno-owocowej. Stalowa wola. :) Ale chleb lata za mną prawie od samego początku i samo patrzenie na inne potrawy się zmienia. Jak tak ich nie jesz to zaczynasz je doceniać.
Kiedy nie jadłam słodyczy przez chyba 6 miesięcy lub dłużej, to jak zaczęłam je jeść, a raczej sporadycznie próbować, to miałam raj w gębie. Prawdziwy raj. Normalnie czułam niesamowitą przyjemność. Takiej nigdy nie miałam. Lubię jeść słodycze, ale ten post od nich spowodował, że miałam z nich jeszcze większą przyjemność.
Oczywiście jak zaczęłam je jeść regularnie to straciłam te doznania. ;)

Po tej diecie nie można wrócić do jedzenia zwyczajnie od razu, nie twierdzę, że się nie da, bo ja wróciłam, ale chodzi mi o to, że źle się człowiek czuje jak po niej je zwyczajnie. Przez ten czas (u mnie 2 tygodnie) przyzwyczajamy się do jedzenia samych warzyw i owoców, a jak po tym czasie wracam do np. mięsa to żołądek się buntuje. Najlepiej powoli wnosić coś do posiłków. 

Jednakże nie o tym chciałam napisać, więc wracając do tematu, moja obsesja do gotowania wróciła.Zamiast jednak lecieć po nowe książki kucharskie to skupiłam się na blogach. Wpierw polskich a później angielskich (przeważnie z USA). Najbardziej skupiłam się na blogach ze zdrowym jedzeniem i wegetariańskim - żeby mieć co jeść a mniej tyć.

Pewnie czytając to pomyśleliście sobie, że jestem masochistką. Jestem na diecie a przeglądam zdjęcia z jedzeniem, którego nie mogę zjeść. Coś w tym jest. Dodatkowo nawet weszłam na konto YT Epic Meal Time - może niektórzy z Was znają tych Kanadyjczyków, robią jedzenia z bekonem i wkładają tam wszystko. Wygląda to mega niezdrowo, ale zarazem super smacznie. Na serio, dla mnie to wygląda smacznie. XD I tak, wczoraj obejrzałam sobie parę odcinków i dało mi to sporą przyjemność. Może lubię jak inni mają to czego ja nie mogę... Sama nie wiem. Masochizm i tyle. ;)

A czemu o tym piszę? Bo zadziwiająco Epic Meal Time poprowadził mnie do kanału SixPackShortCuts na którym jeden facet pokazuje co jeść i jak się odżywiać aby zbudować masę.
Obejrzałam sobie parę filmików od niego, co jeść aby spalić tłuszcz itp. A, że już kiedyś to słyszałam, że jak odpowiednio jesz to spalasz tłuszcz to nie byłam taka zdziwiona - i nawet to, że jak mniej jesz to potem szybko zyskasz jeszcze więcej.
Tylko, że na mnie się to nie sprawdziło!
Przez te dwa tygodnie jem mniej, drastycznie mniej niż zwykle. Dr Dąbrowska nazywa ten czas oczyszczaniem, z nim nie można przesadzać. Ona zaleca 6 tygodni, ja jestem na tym 2 tygodnie. Pewnie więcej czasu na tej diecie miało by negatywy efekt, ale tyle mi wystarcza i nie czuję się źle. Nie mam żadnych problemów zdrowotnych związanych z dietą, jedynie te które miałam już przed i leżą gdzie indziej.
Wg tej teorii, jak tak mało jesz, to po tym powinna wrócić ci waga a nawet jeszcze wzrosnąć niż była przed dietą. Jak to się miało u mnie? Nijak. 

W maju 2011 roku, kiedy po raz pierwszy schudłam nie miałam efektu jojo. I potem faktycznie przeszłam jeszcze raz na tą dietę we wrześniu, ale jedynie po to aby jeszcze więcej schudnąć (nie udało się, zostałam na 60kg - tak jakby to była jakaś magiczna bariera). Schudłam 7kg. Wahania wagi w ciągu roku miałam do 1kg, ale zawsze spadało. Oczywiście odżywiałam się najzdrowiej jak umiałam, niekiedy chodziłam na hamburgera itp., ale nie przesadzałam. Dopiero w następnym roku, z powodu wyprowadzki na czas remontu do innego mieszkania, w jeden miesiąc utyłam chyba z 3kg. Czemu? Bo prawie co tydzień wieczorem po pracy stołowałam się w Macu.
Jadłam fast foody to utyłam, nie dlatego, że na tej diecie jadłam mniej niż powinnam.
Jak sobie pofolgujesz to są efekty, ale dopiero wtedy.
I też nie miałam problemu żeby w 2 tygodni wrócić do tego co miałam.

Oczywiście ta dieta nie jest do budowania masy mięśniowej, tak to nie działa. I faktycznie pewnie jakbym dłużej na niej została to schudłabym z mięśni, dlatego też po tym tygodniu kończę.
Jeśli ktoś chce mieć mięśnie to faktycznie musi dużo jeść, zdrowo, ale musi jeść.
Z niczego mięśnie nie powstaną.
Mi zależy na schudnięciu a dopiero potem na mięśniach.

Trzeba odpowiedzieć sobie na czym tobie zależy:
Na mięśniach czy na schudnięciu?
Bo od tego zależy jak jeść. Wystarczy, że wejdziecie na ten kanał o którym wspomniałam (SixPackShortCuts) i posłuchacie jak trzeba się odżywiać aby mieć masę mięśniową. Niektórym to pewnie szczena opadnie z wrażenia. XD

Nie zamierzam jednak po diecie rzucać się na gotowanie.
Już sobie postanowiłam, że przynajmniej na tydzień w każdym miesiącu będę przechodziła na dietę dr Dąbrowskiej aby jeszcze lepiej panować nad swoją wagą a w kolejnych tygodniach będę starała się jeść jak najzdrowiej. 

Dziwne, że chce mi się jeść chleb a nie słodycze. XD

Pozdrawiam :)

środa, 26 marca 2014

Soulcalibur V - frustracje

Hej!

Pamiętam jak pisałam tutaj trochę o Soulcalibur IV, teraz czas przyszedł na jego kolejną odsłonę.
Jestem dość opóźniona czasowo z kupowaniem tych gier.^^
Jakby ktoś był zainteresowany, to obecnie w sklepie Xboxa, gra ta kosztuje 69,99zł, czyli podobnie jakby kupić ją używaną. Przynajmniej tyle dałam za IV.

Ostatnio gram w nią prawie codziennie. I zajmuje mi czas, który powinnam przeznaczać na IV. Czemu zajmuje? Bo co raz bardziej utwierdzam się, że jest gorsza od IV.

Grafika wygląda świetnie, ale to już było przy IV. Do miejsc i muzyki nie ma mam jak się przyczepić. Jednak do samej rozgrywki, do opcji - kurczę, do samego balansu gry - to mam sporo uwag.

Jedynym plusem wydaje się wygląd i system tworzenia postaci, który już w IV mi się podobał a tutaj go uwielbiam, tylko, że jest dość ubogi jeśli chodzi o samą walkę. Co z tego, że masz do wybrania parę mieczy, jeśli nie ma do nich żadnej statystyki, a zresztą cokolwiek nie wybierzesz i tak się nie liczy to w walce, bo nie ma to wpływu na nią. Z jednej strony jest to ułatwienie, z drugiej... Bardzo mnie boli. W IV uwielbiałam odkrywać nowe bronie właśnie za ich możliwości w walce, tutaj mamy to w d****. I co z tego, że można ją pomalować i zmienić kolor jej ataków.
Mogło by przecież być i to i to. Co za problem?

W tej części nie mamy żadnych specjalnych umiejętności do wyboru, możemy wziąć na siebie każdą zbroję i nie martwić się o to jak silna będzie nasza postać. Tak, możemy ubierać naszego bohatera we wszystko, możemy go nawet dać tylko w bieliźnie bo to nie wpływa na rozgrywkę! Większa zbroja nie daje większej obrony! Co to za absurd?! Jakim cudem gościu w stroju pantery ma taką samą obronę jak ja w ciężkiej zbroi?!

Mamy nowe postacie w grze, ale i tak nie dowiemy się o nich niczego, poza ich tekstami, które i tak nam nic nie mówią. -_- Historia w grze dotyczy tylko Patroklesa i Pyrhhy, jego siostry, która schodzi na złą ścieżkę. Oprócz tego, że nie da się ich lubić, to jeszcze kompletnie źle mi się nimi gra. I wiem, to mój problem, ale naprawdę, czemu muszę walczyć postaciami które nie lubię? Nie umiem grać Patroklesem, staram się, ale jego styl walki w ogóle mi nie pasuje. Tak samo zresztą jak Z.W.E.I., który w Historii też jest kolejną grywalną postacią. I drugą w tej edycji Soula, którą nie umiem grać. Staram się, ale to nie mój typ walki. Wczoraj walczyłam nim z Nightmarem i tylko wpadałam we frustrację.

A Nightmare w tej części to już kolejny problem. Kurczę, ta postać umie wpaść w takie kombosy, że jak nie przerwie się ich od razu, to po tobie. Miałam dużo z nim walk, bo za każdym razem w Arcade jest na samym końcu (zresztą jest tu tylko 6 przeciwników i często w tej samej kolejności dla wielu postaci) i wiele razy po 5 sekundach moja postać leżała jak długa. Co za okropnie złe zbalansowanie sił w grze. -_- Kiedy jeszcze w IV miałam z nim problemy dopiero jak grałam na poziomie Hard i tylko słabymi postaciami - czytaj: tymi które nie pasują mi stylem, to tutaj można z nim  tylko wygrać bohaterami mega szybkimi. Przynajmniej mi się udało to tylko z Natsu i Raphaelem - nie wszystkie jednak próbowałam. Jednak to, że nie mogę pokonać Nightmare moją ulubioną postacią, czyli Siegfriedem jest absurdalne!!!!
A zresztą nawet Nightmarem nie mogę pokonać Nightmare, bo nagle mój jest strasznie wolny.
Nie przesadzam.
Ni stąd ni zowąd CPU ma strasznie szybkiego Nightmare, a mój ledwo co unosi swój miecz, co jest strasznie wkurzające w walce z kimkolwiek, bo każdy nagle jest szybszy ode mnie. I ok, z takim ciężkim mieczem to jest oczywiste, ale w IV nie miałam takich problemów.
Ahhhhh! Frustracja!

Nie jestem najlepsza w tej grze, jestem przeciętna. Tak siebie oceniam. Mam trudności z wyprowadzaniem tych wszystkich critical hit i otwarcie się do tego przyznaję.
W tej części jest ich parę dodatkowych, co jeśli umiesz je łatwo wyprowadzać, na pewno umila grę i cieszy. Ja mam z tym spory problem, więc jeśli nie macie takich problemów - z pamięcią do różnych combosów - to z pewnością ta gra będzie Was cieszyć bardziej niż mnie.
W IV można grać całkiem dobrze nie skupiając się tak bardzo na tych dodatkowych ruchach, a nawet można je niekiedy wykonać. W V kiedy próbuje się skupić aby zrobić coś lepszego to dostaje tak w dupę, że nie mogę nawet wstać. W opcji Quick Battle, gdzie wybiera się przeciwników i są podzieleni na początkujących, średnich i zaawansowanych, to przy zaawansowanych to wygląda jak walka z Nightmare. Wczoraj wpadłam tam aby się odprężyć i trafiłam na jakąś babkę od zaawansowanych, 5 sekund x 3 rudny, tyle jej zajęło rozprawienie się ze mną. Nawet nie miałam jak się obronić. Po prostu takie coś wpada na ciebie, zrzuca z nóg, a potem robi 3 combosy a ty nawet na chwilę nie możesz wstać. Cholera jasna. Co to ma w ogóle być?!

Ta gra spowodowała, że IV kocham jeszcze bardziej a trudności w graniu w nią są przy tym niczym. Ja nigdy nie byłam tak wściekła, że chciałam rzucić kontrolerem w telewizor, jak wczoraj. 
I szczerze, pokonałam tego Nightmare na początku w Historii Patroklesem - było to dziwnie łatwe i nagle mam powtórkę z rozrywki tylko z Z.W.E.I?! Kiedy już raz Nightmare pokonałam i teraz nagle jest silniejszy niż ten poprzedni, po kiego mi to?!
A i powtórka z rozrywki jest jeszcze z Pyrhhą, raz ją pokonałam Patroklesem a potem znów mam ją pokonać?! I zresztą nagle okazuje się silniejsza niż była, albo ten Patrokles słabszy.
Zresztą, tak jak pisałam, nie lubię stylu walki tych dwóch bohaterów. Nie korzystam z Sophity w IV i wolałabym nie walczyć nią w V, a gra mnie zmusza do tego abym grała tym właśnie stylem walki.
Wolałabym wybrać postać, którą historię chcę przejść. Tak jak było w IV.

A już na koniec nie mogłabym nie wspomnieć, że historia ta jest nam pokazywana przez obrazki, często za wolno nam ukazywane niż głos na nim i często trudno zrozumieć co się na nich dzieje. -_- I są przerywniki filmowe, ale jest ich za mało. Przy tak ładnej grafice mamy namalowane obrazki i to mam nam pokazać historię Patroklesa i Pyrhhy. Czy zabrakło pieniędzy na efekty? Czy może taka była artystyczna wizja tego? Nie wiem. Wygląda to tanio i źle. Wolałabym to co było w IV tylko z tymi nowymi bohaterami. 
A i jeszcze ten mistrzowski poziom gry aktorskiej (oczywiście chodzi mi o głosy aktorów) -.- Drętwo, drętwo!

Jest jeszcze jedna opcja rozgrywki, którą trzeba odblokować. Nie wiem jak, bo nie jest to podane w samej grze, może jakoś mi się to uda zrobić. Oczywiście nadal lubię odblokowywać nowe postacie, bronie, stroje i nowość: wzory na ubrania! Panterka rządzi!
Chociaż ostatnio odblokowałam nową postać, coś imię ma na K... i w ogóle nie rozumiem czym on jest. Znaczy jest człowiekiem, ale... Walczy 3 stylami walki, z czego jeden to styl Siegfrieda, te style zmieniają się w kolejnych rundach. Całkiem ciekawe, ale nie rozumiem czemu tak jest...

Sfrustrowana.
Jednak nie żałuje kasy.
Nie zrezygnuje z grania i może wreszcie wbiję do głowy te dodatkowe combosy i może po tym Nightmare zostanie pokonany przez moją Luisę, która ma styl walki Siegfrieda.^^

Pozdrawiam :)

Dieta - po 2 dniach

Hej!

Minęły mi dwa dni mojej diety.
Nie jest może tak łatwo jak było kiedyś, bo nachodzą mnie chęci różnego rodzaju.
A to chce mi się chleb zjeść, a to dzisiaj przyśniło mi się, że poszłam na kebaba - kiedy ja w ogóle nie chodzę na kebaby. Jak widać organizm wyraźnie narzeka na brak normalnego jedzenia.

Jedyne czego nie lubię na tej diecie to to, że organizm nie wytwarza tyle energii co normalnie, przez co przez większość dnia jest mi zimno. Oczywiście jak coś zjem to jest lepiej, jak wypiję gorący napój to też to znika, ale przecież nie będę tego robić przez cały czas. ;)
Dlatego też bałam się przejść na tą dietę w zimę, wyobrazić sobie te zimno które bym odczuwała przy minusowych temperaturach - brrrr! Straszne.
Chociaż może w tym roku spróbuje, tym bardziej, że ostatnio znów nie było tak ciepło, ale nie poniżej 0.

W weekend zakupiłam prowiant na tydzień, więc prawie nie muszę myśleć o tym co mam zjeść jak wrócę do domu lub co wezmę do pracy. To ułatwia życie. Naprawdę, przy moim ostatnim lenistwie do gotowania.

Jak na razie nie zaważyłam spadku wagi, ale wyraźnie mój brzuch jest bardziej płaski.^^

Pozdrawiam :)

niedziela, 23 marca 2014

Dieta

Hej :)

Oj miałam duży rage na tą dietę, w czasie poprzedniego tygodnia myślałam, że się dogadamy, ale jednak nie.
To jest tak, w tygodniu chudnę a potem nagle w piątek wraca mi ta sama waga z której schudłam -_-
To się powtarza od miesiąca.
Frustrujące.
Jednak jest duży plus, jestem kompletnie zmotywowana aby przejść na dietę dr Dąbrowskiej.
Ruszam jutro.
Nie ma rady.

Tak sobie myślałam aby tu zamieszczać co będę jadła podczas tej diety.
Chciałam skorzystać z planu diety w książce dr Dąbrowskiej, ale tam rozpiski są inne na każdy dzień, więc musiałam przerobić je. Przecież nie będę nowych rzeczy robiła codziennie. ;)

Moim celem jest spadek wagi o 3kg.

Tydzień 1

Poniedziałek, Wtorek, Środa

Śniadanie: sok z marchwi, surówka: pomidor, ogórek kiszony, seler naciowy
II śniadanie: surówka z białej kapusty z jabłkiem
Obiad: zupa ogórkowa
Kolacja: surówka z marchwi z jabłkiem

Czwartek, Piątek

Śniadanie: surówka z czerwonej kapusty z grejpfrutem
II śniadanie: surówka z pomidora i cebuli
Obiad: gotowana brokuła, sok pomidorowy
Kolacja: jabłko pieczone, sok pomidorowy

Sobota, Niedziela

Śniadanie: surówka z papryki, ogórka kiszonego, pomidora i cebuli
II śniadanie: utarte jabłko z chrzanem
Obiad: warzywa na parze, kapusta kiszona z jabłkiem
Kolacja: pomidor ze szczypiorkiem i cebulą, sok jabłkowy

To mój cały plan na pierwszy tydzień.
Zmodyfikowałam to, że dodałam II śniadanie, bo jednakże bym nie wytrzymała czekając w pracy na obiad. Na szczęście mam taką pracę gdzie mogę coś przekąsić o 11.^^
Dodatkowo przykładowe sety u dr Dąbrowskiej mają więcej potraw, ja jednak wolę mieć mniej do zrobienia a w większych ilościach. No może nie tak większych, ale jednak aby głód załagodzić.
Najbardziej zależy mi na kolacjach, bo chodzę na ten pilates a nienawidzę ćwiczyć na głodnego, zawsze mi się robi niedobrze.
A, jeszcze soki są kupione - ja wiem, że zdrowiej je samemu robić, ale to zajmuje czas, a żeby rano pić to bym musiała rodzinę budzić, może jak będę mieszkać sama... kto wie, ale nie teraz.

I kurczę z tym już muszę schudnąć XD

Pozdrawiam :)
PS: Może ktoś też z Was spróbuje :)

Książki - update marcowy

Hej!

W poprzednim miesiącu wreszcie zdołałam wypożyczyć z książki z biblioteki.
Myślałam o tym już w styczniu, ale jak zwykle przekładałam to na kolejny dzień i mi nie wyszło.


Chciałam coś nowego i tak obczaiłam po raz pierwszy z czym się je thriller medyczny (Robin Cook "Mutant". :)
Na serio nie wiedziałam czy to może mi się w ogóle podobać czy nie.
Nie jestem nadal przekonana, bo ilość terminów medycznych była oszałamiająca i nawet człowiek nie wie czy to ma sens czy nie. Jednakże z powodu samego tematu, jakim są mutacje, jakoś to przeżyłam i oceniam całkiem dobrze. Książka mnie nie powaliła, tematyka jednak i aspekt moralny był zgodny z moim patrzeniem na świat, więc jestem usatysfakcjonowana zakończeniem.^^
No i jak czytałam to nie mogłam się oderwać, więc to duuuuży plus. 

Kolejną moją pozycją było "Po słowiczej podłodze", czułam się jakbym czytała mangę bez obrazków.
Całkiem miła pozycja. Dobrze mi się ją czytało, ale wraz z końcem (chyba jeszcze dwa tomy są), to jakoś przestało mnie ciągnąć do tej książki. Mam parę stron aby ją zakończyć a nie mam ochoty...
Klimaty japońskie - dla wszystkich fanów wschodu.

"Ręka mistrza", zostało mi jeszcze jakichś 15 stron do końca.
Gigant Stephena Kinga i miłe zaskoczenie. Jak nie lubię jego gigantów, tak ten jest naprawdę ciekawy.
Chcę wiedzieć więcej i więcej. Lubię postacie. Nie jest to może dla mnie horror jaki lubię, nie czuję strachu, ale jest naprawdę interesująco i wciąż czeka się na to co będzie dalej. Niestety wraz z moim prezentem urodzinowym (7 tomów Bleacha), Ręka Mistrza zeszła na drugi plan w moich priorytetach XD Tak bardzo chciałam czytać mangę, że nie miałam czasu dla tej książki. Dopiero dzisiaj, może, wrócę aby ją zakończyć.

Pierwszy połów w 2014 roku uważam za dość udany. :)

Pozdrawiam :)

Wiosna! Wpis urodzinowy^^

Hej! :)

Wreszcie jest wiosna!
Uwielbiam tą porę roku, uwielbiam powoli odżywającą naturę po zimie.
Cieszę się, jak głupia, każdym pączkiem na drzewach.^^
W tym roku jak widać pojawiła się kalendarzowo, tuż po moich urodzinach.^^

20 marca skończyłam 25 lat, te lata lecą i lecą.
Stara krowa ze mnie XDD
Nie, zupełnie się tak nie czuję. Zresztą co raz to ludzie twierdzą, że wyglądam o wiele młodziej. Nawet moja Mama wczoraj, jak poszłyśmy do sklepu - ja nieumalowana, ubrana w co popadnie - powiedziała mi, że wyglądam jak dziewczyneczka.^^''

Z prezentów, które dostałam wymienię dwa.
Pierwszym będzie Soulcalibur V, którego sama zakupiłam jako prezent od Taty. Jakoś ostatnio wróciłam do grania w IV i jak zobaczyłam, że V jest w cenie 70zł, to pomyślałam, że czemu nie. Dzięki temu odkryłam, że na platformie Xboxa jest więcej gier w tej cenie i to nie takich okropnych, ale parę o których marzyłam, więc mam nowe cele. XD
Uwielbiam takie odmóżdżające gry, chociaż szkoda, że V nie ma historii innych bohaterów... :(
Jakoś mniej mnie to bawi, ale jednak jest super :)

Drugim jest ten o to pakiet:


Dostałam 7 tomów Bleacha od mojego brata :)
Nie spodziewałam się tak dużej ilości, bo prosiłam o mniej, ale mnie pozytywnie zaskoczył.
W tym momencie brakuje mi 4 abym wreszcie była na czasie z wydawaniem, co mnie strasznie cieszy.
Kiedy wreszcie dobiję do czasu rzeczywistego będę mogła skupić się bardziej na innych mangach.
Przez ostatnie 3 dni nic tylko siedziałam i czytałam te tomy z zapartym tchem.
Co z tego, że znam je bardzo dobrze. Po prostu kocham Bleacha. Najlepszy prezent!

W ostatnim wpisie wspominałam o tym, że idziemy do Multikina na Coriolanusa.
Było cudownie. <3
Żałuje, że nie mam kasy na kolejne przedstawienie ;_;

poniedziałek, 17 marca 2014

Kamienie na Szaniec

Hej!


Ostatnio mam spore problemy z wyborem filmu na jaki bym chciała pójść do kina.
Uwielbiam chodzić do kina, całą tą atmosferę!
Lecz ostatnio jestem strasznie wybredna co do filmów, nie wiem czemu.
W poprzednim tygodniu mieliśmy z bratem pójść do kina, on chciał pójść na "Zniewolonego", a ja.... Zupełnie mnie ten film nie ciekawi, była jeszcze możliwość pójść na "Tylko kochankowie przeżyją" i tak, uwielbiam Toma Hiddlstona, ale... Zupełnie, po obejrzeniu trailera, nie wydaje mi się aby był to taki film aby wydać 30zł i pójść do kina. Wiem, że nie wolno oceniać książki po okładce, ale powiedzmy sobie szczerze, 3/4 filmów da się dobrze ocenić po zapowiedziach, bo ostatnio zapowiedzi aż za dużo mówią o filmie. -_-

Na plus wychodzi to, że we czwartek, w moje urodzinki idę na Coriolanusa^^
Właśnie z Tomem i tyle.

Jednakże, przy całym moim niezdecydowaniu, wiedziałam, że chcę pójść na "Kamienie na Szaniec". Uwielbiam książkę, najlepiej ją wspominam ze szkoły. Prawie jedyna lektura, która przypadła mi do gustu i polubiłam bohaterów. Było to jakiś czas temu, ale coś jeszcze pamiętam.
Najbardziej to, że Zośkę lubiłam, Rudego mniej. XD

I zanim przejdę do samego filmu, to taka mała dygresja na zupełnie inny temat, ale też o kinie.

W Multikinie ostatnio lubiłam to, że pomimo dużej ilości reklam, to jednak zapowiedzi pokazywane mają coś wspólnego z filmem, tzn. jak mamy film wojenny to trailery pewnie coś będą miały wspólnego z wojną. Tak było dotychczas. 
A tym razem było zupełnie inaczej.
Nie wiem czy z braku materiału, czy po prostu zmienili politykę, ale...

Zaczęło się od "Akademii Wampirów", już widziałam przedtem zapowiedź, ogólnie szajs jakich dużo lecący na fali popularności wampirów. Po trailerze każdy sam może wyrobić sobie zdanie, naprawdę nie trzeba oglądać filmu. Sam poziom żartów, serwowany nam w tym czymś co ma zachęcać nas do obejrzenia, leży. Denne, przewidywalne. Głupie.
Potem pojawiła się "Niezgodna", yeah! Kolejne coś co leci na popularności innego wątku, czyli "Igrzysk Śmierci". Nuda. Też zapowiedź widziałam uprzednio i też się załamałam. A odkryłam ten film na pudelku pod tytułem, że główna autorka jest biseksualna. Co zrobić aby film był bardziej oglądany: hej, jestem biseksualna! Kogo to naprawdę obchodzi? -_- 

Po tych dwóch zapowiedziach miałam jedno do powiedzenia: Poszłam na Kamienie na Szaniec, a zapowiedzi w ogóle nie mają nic wspólnego z filmem -_-

A potem na deser został "Kapitan Ameryka"... Dramat wojenny został przykryty zapowiedziami fantastycznymi -_- Chociaż jedyny plus tego był taki, że pójdę na "Kapitana" tylko ze względy na główny czarny charakter - wygląda niesamowicie dobrze *.* No i może przez parę chwil spierze Kapitana na kwaśne jabłko, oh yeah! Jak ja nie lubię tej postaci -_-

A, nie wspominałam innej zapowiedzi, oczywiście była też "Obietnica", znowu jakieś dramaty nastolatków. Kurczę, na serio ludzie?! Co to ma znowu być?! Jeden film o dramatach nastolatków to już za dużo, ale więcej?! "Salę samobójców" lubię, ale drugiego podobnego filmu nie zdzierżę, i tyle.

*I zapomniałam wspomnieć o "Synu Bożym", jakoś wiedziałam, że nadchodzi Noe, na którego na pewno pójdę, ale o "Synu" nic nie słyszałam. I bardzo bym chciała pójść, ale kurczę, mam nadzieję, że będzie z napisami gdzieś, bo dubbing - TAK, DUBBING - na zapowiedzi był tak paskudny -_- Że normalnie myślałam, że czymś cisnę w ekran z bólu. Żenada, kompletna żenada z tymi dubbingami. Czy nie warto wrócić do lektorów? Co za problem? O wiele mniejsza ekipa, jeden facet czyta. Dzieci rozumieją, a jeszcze masz głosy aktorów w tle? Co się z tym stało? ;_; 

I tak, wreszcie po chyba 40 minutach reklam i frustracji, zaczął się film.
I film wszystko uratował.
Chociaż początek moim zdaniem trochę kulał, pod względem rozkładu emocji, jakoś sceny mi nie pasowały. To później, im dalej, tym lepiej.
Jak napisałam, że w książce uwielbiałam Zośkę, to w filmie całym sercem byłam za Rudym...
Jakoś kompletnie inaczej pamiętam to z książki, może nie sceny, ale zawsze jakoś na odwrót odbierałam, że to Zośka był ten łagodniejszy - lecz może już wszystko mi się poprzekręcało.
Dawno tak nie beczałam na filmie, dużo pytań ciśnie się do głowy podczas tego filmu, a bardziej z poruszanych tematów. A jeszcze w świetle tego co się dzieje na Ukrainie, tym bardziej na czasie. Czy w naszych czasach ktoś w ogóle by się poświęcał dla Polski? Czy ja bym się poświęciła?
(SPOILER)
Końcowa scena, finałowa, jest w innej scenerii niż ta w książce - tą pamiętam najlepiej - co psuje mi efekt a także śmierć Zośki jest dziwnie pokazana. Upragniona śmierć, że tak się wyrażę.

Jestem strasznie zadowolona, że poszłam na ten film. Jeszcze długo po filmie siedziałam z Mamą i Babcią (obie mocno przeżyły ten film) i nie mogłyśmy otrząsnąć się. Film godny polecenia.
Dziwiłam się, że ludzie tak szybko wychodzą z sali. Może moje sentymenty do książki są większe, nie wiem. 
Może ktoś z Was był i ma inne zdanie?

Pozdrawiam :)