niedziela, 13 października 2013

Jak to wygląda wg mnie

Hej :)

Po bardziej odprężającym wpisie o anime (ten kto nie czytał może zacząć lekturę od tamtego wpisu aby się zrelaksować^^).
Dzisiaj zajmę się czymś poważniejszym.
Siedziałam nad tym postem wczoraj wieczorem i chyba cały dzień myślałam o tym czy się wypowiedzieć, czy też nie. Dorzucę, że mam zajęcia z księgowości, więc tak naprawdę pisząc w zeszycie notatki do tego wpisu, powinnam dawno leżeć w łóżku. O dziwo, byłam bardziej rześka na zajęciach niż wczoraj.

Ten kto mnie zna osobiście, ten wie, że dotąd nie byłam typem człowieka, który by się wypowiadał w towarzystwie w tematyce kontrowersyjnej, ba, ja nawet nie komentuje z zasady wpisów na FB. Głównie dlatego, że to jest po prostu bez sensu, bo nie da się kompletnie w taki sposób przekazać o co tobie chodzi. Dlatego tego unikałam, ale stwierdziłam, że tutaj to nie jest krótki komentarz na FB itp. Tutaj mogę trochę więcej napisać.

O właściwe to o czym chcę napisać?
To jest coś co mnie zawsze zadziwia, bo wiecie, ja niekiedy żyję na tym świecie, ale jakbym w ogóle w nim nie żyła. Czytam i oglądam niekiedy telewizję (tutaj chodzi mi o programy informacyjne) i dowiaduje się, że dla niektórzy żyją w kompletnie innym świecie. Nie chodzi mi o to, że są ludzie biedni, nie, nie będzie to o ludziach biednych itp. Nie, wręcz przeciwnie.

Wielokrotnie to już tutaj pisałam i sądzę, że dla wszystkich którzy czytają moje wpisy to jest jasne. Jestem Katoliczką, chodzę do Kościoła Katolickiego - nie tylko co niedziela, ale ostatnio to nawet staram się codziennie. Czytam Pismo Święte, czytam pisma Ojców Kościoła, Świętych, Papieży, gazety katolickie itp. 

I zadziwiające jest dla mnie to jak inny obraz Kościoła Katolickiego jest w mediach a jak inni on jest naprawdę. Wiadomo, media manipulują, ale tak naprawdę kto bierze to na codzień pod uwagę? Ja znam osobiście przypadki w których to media tak wchłonęły osoby, że nic do nich nie dociera co nie powie TVN24. Dla niektórych pewnie to jest niepojęte. Jak można tak brać wszystko za pewnik? Jak? Ale taka prawda, ludziom jest wygodniej słuchać, brać wszystko za pewnik i nie sprawdzać jak jest naprawdę. 

I możecie sami stwierdzić: Agnieszka narzeka, przecież wiadomo, że ludzie nie zaczną czytać, bo są ci co czytają a są ci co tego nie robią i to ich sprawa (pomimo tego, że są ludzie na świecie którzy twierdzą, że trzeba zmusić ludzi aby wiedzieli - no ja się z tym nie zgadzam) - ja to wiem. 
Jedynie w tym wpisie apeluje do Was, do ludzi którzy to czytają.
Apeluje o to żeby wpierw poczytać, dowiedzieć się a potem wyrobić sobie zdanie.

Panuje u nas zasada, że nie wiem, ale i tak mam zdanie, nie znacie tego?
Ile to ludzi mi narzekało na to, że każdy Polak jest specjalistą na jakiś temat! 
Żeby z tego wyjść i nie popadać w hipokryzję, to warto jest czytać, szukać prawdy, pytać się.
A niestety, wychodzi, że łatwiej jest sobie wyrobić opinię przez usłyszenie czegoś w telewizji, przez przeczytanie w gazecie.

Ja idę do Kościoła i słyszę jedno, idę do kiosku i patrzę na "Politykę" i szczęka mi opada, bo jak widać redaktorzy w "Polityce" znają jakiś inni Kościół ode mnie, w ich świecie ten Kościół ma jakieś obsesje, w ogóle jest siedliskiem zła i najlepiej jakby to redaktorzy tej gazety siedzieli na czele komisji zmieniającej Kościół. No bo wiadomo, inne poglądy niż ich są zaściankowe. I stoję przed takim czymś i jedno mi przychodzi do głowy: no tak to my się w ogóle nie porozumiemy, bo jeśli są ludzie, którzy wyrabiają sobie opinię na jakiś temat w ogóle nie biorąc uwagi to co inni mówią o sobie i to co robią - a to właśnie tak wygląda w lewicowych gazetach - to nie ma rady, konflikt jest. 

Co było takim tekstem?
Przykładem może być to, że poszedł w świat pogląd (a zwłaszcza w Polsce), że Kościół Katolicki potępia osoby homoseksualne. Kompletna bzdura, ale przyznacie jest chwytliwe? Wystarczy znaleźć parę osób, wyjąć ich tekst z kontekstu, ludzie nie czytają oficjalnych tekstów Kościoła, więc sprawa bardzo łatwa. A potem się jedzie w mediach na Kościół Katolicki.

I dla tych co nie wiedzą napiszę: że Kościół nie potępia nikogo, potępia jedynie grzech. I że jak jesteście ciekawi co Kościół mówi, to zamiast siadać do oglądania TVN24 albo czytania gazet, lepiej poczytać sobie co oficjalnie Kościół pisze i mówi w tej sprawie. Lepiej poznać jakie jest zdanie drugiej strony, a zawsze tak jest, że nikt nawet nie chce poznać argumentów tylko z zasady stwierdza, że to musi być złe.
Ja nie twierdzę tutaj, że jak przeczytacie to nagle zmienicie zdanie. 
Nie.
Chodzi mi tylko o to, że zanim się coś z góry potępi to lepiej poznać zdanie drugiej strony, bo jak się nie pozna to tłumaczenie czemu się ma takie zdanie jakie się ma jest po prostu śmieszne. A ile razy ja to widzę nie u prostych ludzi, tylko u tych "światłych" z gazet. 

Kolejnym przykładem takiego gadania niezgodnego z prawdą, był wystrzał w mediach, że Kościół potępia dzieci z in vitro. No jakaś kompletna żenada. Nikt tak nigdy nie mówił, a komuś się to ubzdurało i znowu fala poszła. Dla mnie jak z kimś gadam tłumaczenie takich podstaw jest żenujące, ignorancja jest zabójcza. 
To jest takie myślenie, że jak ktoś nie lubi Kościoła to z góry uważa, że wszystko co złe to z Kościoła. 

-> Dodam jedną rzecz, żeby było jaśniej. Po jednej i po drugiej stronie są osoby które się mylą, ale jeśli ktoś, powiedzmy z parlamentarzystów pomyli się i źle powie na demokracje, czy to znaczy, że sama demokracja i rządy są złe? Bo w mediach i u niektórych ludzi wychodzi na to, że jak jedna osoba z Kościoła coś powie źle i wszyscy wiedzą, że pomyliła się - to od razu, natychmiastowo mówi się, że: Tak, takie jest zdanie całego Kościoła. Hierarchowie są ludźmi, czy jeśli ja bym założyła Fundacje powiedzmy ratującą umierające dzieci w Afryce a ktoś z mojej Fundacji wyszedł by i gadał by, że trzeba je zabijać to by oznaczało, że cała Fundacja jest zła? -> No jeśli tak się uważa, to trzeba być konsekwentnym i w tym momencie żadna instytucja nie mogłaby istnieć, bo mylimy się, to jest rzeczą ludzką a niekiedy nasze intencje też nie są takie piękne. 

Jednym ze sloganów największych i w ogóle największe krzyki wywołuje, to jest niemieszanie się Kościoła w politykę. Wypaczona idea kompletnie. Wynika z niej, że najlepiej jeśli Kościół przestałby mówić w jakichkolwiek sprawach, bo tam są ludzie którzy zrobią aby wszystko było dobrze i dla ludzi wierzących i niewierzących. Niech Katolicy nie mają się jak bronić, bo są podkategorią ludzi a już Księża, przecież to chciwi ludzie na władzę a we władzy mamy takich świętych, że wszystko ładnie ułożą. 
Niektórzy, z tego co wiem, to o tym marzą.
No więc, moi Kochani, Kościół to nie tylko Księża, Biskupi i cała reszta "personelu" ale też ludzie i tak np. ja jestem też w tym Kościele i ja chcę aby Kościół wypowiadał się w moim imieniu. 
U nas, i na świecie też zresztą, jest taka tendencja do uważania, że wszystko jest polityczne.
Każdy temat jest polityczny.
I tak się stało, że tematy takie jak aborcja, in vitro, związki partnerskie stały się polityczne i wszyscy kurczowo się trzymają tego aby takie były, a nie są.
Kościół Katolicki ma prawo wypowiadać się w tematach moralnych, a te takie są, nawet jakby wierzgać i krzyczeć, że nie. 

Nie jest tak, że Księża to jakaś podkategoria ludzi, którzy prawa wyborczego nie mają ani prawa wolności słowa. W jakiej demokracji byśmy żyli gdyby tak było? A może niektórzy właśnie w takiej chcą demokracji żyć? W takiej, w której jedni mają prawo głosu a drudzy nie - no bo ich poglądy są uważane przez tych pierwszych za zaściankowe. Zresztą to jest niesamowity argument, a raczej brak argumentu, nazywanie czyich poglądów (bo się z nimi nie zgadza) zaściankowymi itp. 
Niekiedy naprawdę nie wiem czy taka osoba która tak gada wie jak bardzo żałośnie wtedy wygląda.
Dla mnie obrazowo to zawsze przychodzi na myśl kura w szale biegająca po kurniku. 

Jednym z argumentów przeciw wypowiadaniu się Kościoła w tematach "politycznych" jest to, że Kościół dąży do państwa wyznaniowego. Nie, nawet ci ludzie myślą, że już takie mamy. I ja dowiaduje się, że żyję w państwie wyznaniowym bo są krzyże na drodze. To ma być definicja państwa wyznaniowego, a i jeszcze to, że dużo jest Katolików i że mamy taką tradycję. Nikt łaskawie nie sprawdzi co znaczy państwo wyznaniowe, nie, bo po co? Po co czytać, ja wiem lepiej. Ja i wszyscy ludzie którzy takie brednie gadają.
Kościół nie dąży do państwa wyznaniowego! Jest z największych bzdur które słyszę i słyszałam. 
Jakby ktoś z tych mędrków, którzy takie rzeczy mówią poczytał trochę, to by wiedział, że Kościół jest za rozdziałem Kościoła od państwa i jasno mówi, że nie jest za takim systemem. Jest za wolnością słowa.
Ja wiem, że w naszych czasach i w innych zawsze wychodzi obraz państw islamskich, ale ludzie, toż to zupełnie co innego. Można sobie poczytać jak to u nich wygląda jak u nas, a nie na siłę łączyć wszystkie religie i mówić, że wszystkie takie same.
Akty terroru to nie jest działka Kościoła Katolickiego, to chyba powinno być jasne.
A nadal odbieram takie wrażenie, że ludzie wychodzą od islamu i łączą wszystkie religie w kupę jedną.

Będę wychodziła do Kościoła. Miałam napisać o paru innych rzeczach, ale to może kiedy indziej.
Podsumowując, apeluję do Was wszystkich: czytajcie, dowiadujcie się, pytajcie, gadajcie nawet z samymi Księżmi lub osobami religijnymi! Wynoszenie, niczym prawd objawionych, zdania o Kościele od ludzi negatywnie do niego nastawionego do niczego nie wiedzie. 

piątek, 11 października 2013

Anime - jak to powróciłam do oglądania

Ja mam takie fazy ^.^
Raz oglądam na całego seriale amerykańskie, raz robię coś innego i ostatnio padło znów na anime.

Wpierw chciałam zobaczyć kolejne odcinki One Piece, bo jestem fanką co jakiś czas. Marzę o tym żeby kupić tomy mangi co wychodzą u nas. ;_; Ale nie mam kasy na to, na razie. Więc lubię sobie co jakiś czas obejrzeć. Ten tasiemiec nie ma końca, tak więc chyba nigdy nie dojdę do końca. Jestem obecnie na 312 odcinku. Zakończył się pewien etap w podróży Luffy'ego i stwierdziłam, że na ten czas wystarczy. Zmęczyłam się trochę, więc trzeba było znaleźć coś nowego.

Padło na Shingeki no Kyojin, tak po prostu zobaczyłam tą nazwę i stwierdziłam: a czemu nie? Zobaczymy z czym się to je. Ten kto wie o czym jest te anime, ten wie, że wpierw moją reakcją było przerażenie. Było i jest nadal. Czego to Japończycy nie wymyślą, co? 
O czym opowiada te anime (na podstawie mangi)? Ano w skrócie, to o tym, że na Ziemi zapanowała jakaś rasa Tytanów i ludzie musieli skryć się za wielkimi murami (które znikąd powstały, z tego co rozumiem) i przez 100 lat nic się nie działo, a w momencie początku serii zaczęło się dziać. tak w skrócie.
Dodać muszę, że ci Tytani wyglądają jak niepełnosprawne osoby, jak ludzie, tylko wielcy, be narządów płciowych - szczerze: OKROPNOŚĆ!
Anime dodatkowo nie daje nam żadnych nadziej od początku, jest do dupy i będzie do dupy. Nie mam szans z takimi Tytanami. Taa... mój początek był bardzo negatywny. 
Chyba jedynie dlatego obejrzałam cały pierwszy sezon, bo chciałam się dowiedzieć jak uda się to zmienić.
Teraz cierpliwie czekam na drugi sezon, który ma podobno wyjść w 2014 roku.

Opening pierwszy jest godny zapamiętania, bo jest tak potworny, ale uzależniający (a potem go zmienili na jakieś kompletne - za przeproszeniem - podniosłe gówno):



Jednakże, Shingeki się skończyło i musiałam poszukać czegoś nowego.
I tak wpadłam znów na HunterxHunter, ten pierwszy. Te anime zawsze chciałam obejrzeć, ale zawsze zaczynałam i nie kończyłam. W porównaniu z Shingeki jest to niesamowicie przyjemne anime. Jeszcze te stare czasy kręcenia tego wszystkiego. Przyjemne dla oka i przyjemne dla serca.
Anime te opowiada o chłopcu, 13 latku, który wyrusza w świat aby zostać Łowcą, jak jego ojciec.
Co oznacza bycie Łowcą? No niestety do końca nie jestem pewna, więc Wam nie będę prawić ^.^
W tej chwili zatrzymałam się na 23 odcinku.

Czemu się zatrzymałam? Aaaa... żebym nie zapomniałam. Opening do HunterxHunter to prawdziwe złoto:


Wracając do tego o czym pisałam...
Czemu się zatrzymałam?

Bo wpadłam na kolejne anime - Magi The Labyrinth of Magic, no tak, taka już jestem. Jak szaleć to szaleć. 
Te anime znajduje się w świecie Księgi Tysiąca i Jednej Nocy, bardzo luźno.
Dość, że mamy Aladyna, Alibabę, Sindbada i całą menażerię a dodatkowo jak zauważyłam gdzieniegdzie występuje alfabet arabski. Można się nieźle uśmiać.
To anime oceniam jako bardzo przyjemne, polubiłam bohaterów. Chociaż Aladyn jest małym dzieckiem (naprawdę nie wiem ile on ma lat), co powoduje, że trudno mi się ogląda sceny (nie, zawsze mi się trudno ogląda te sceny) kiedy obściskuje czyjeś piersi (nie martwcie się, są w stanikach - zazwyczaj). Taa małe dziecko i obsesja na punkcie piersi. 
Poza tym Aladyn jest strasznie fajnym chłopcem.
Anime niekiedy jest bardzo słodkie i urocze a niekiedy wali swoją brutalnością, może mniejszą niż Shingeki, nie no, mniejszą, ale jednak. 
Jak na razie jestem na 15 odcinku i naprawdę wkręciłam się w tą historię.

Problem mam ze zmianą openingu, która nastąpiła ostatnio. Już się przywiązałam do poprzedniego, a tu mi go odebrali. Ehh... Ja to mam. ^.^

A i na plus jest też kreska, bardzo przyjemna dla oka, wszyscy faceci są niesamowicie śliczni. ^.^
Taa coś wymarzonego dla mnie. Nawet złych postaci nie umiem nie lubić, jak taka śliczna twarz się pokazuje.
Z tego co widzę te anime nie jest szablonowe. No i Aladyn raczej w swojej postawie jest człowiekiem pokoju, co zmienia dużo. ^.^

"Urzekająca"

Hej :)

Jak ten czas leci, już październik.
Coś czuję, że zanim dobrze poczuję ten miesiąc to już będzie listopad. ^.^
W tym wszystkim, w tym czekaniu na zimę (której nie lubię, jestem kompletnym zmarzlakiem), mam ostatnio śliczne dni. Liście jesienne najładniej wyglądają w słońcu, warto się zatrzymać i popatrzeć jak ładnie Pan przybrał nam drzewa. Te śliczne kolory, jak namalowane. Ja szczególnie lubię ten widok, uwielbiam drzewa całe żółte, uwielbiam to. Moim marzeniem, odkąd przepłynęłam Dunajec, było zrobić to jeszcze raz w porze jesiennej. Tamtejsze drzewa tak ładnie pomalowane w barwy jesienne. To zapewne jest urocze.
No cóż, czeka to na przyszłe wakacje.

Czas studiów się zaczął, więc niektórzy pewnie są zabiegani. Ja nie mam ani studiów ani pracy, więc dnie spędzam zupełnie inaczej, ale nie próżnuje. Tak, nie próżnuje.
Obecnie uczę się sama angielskiego i włoskiego.^^ Także mam swoje własne małe projekciki.
Dodatkowo, jak się domyślacie, szukam pracy. I właśnie wczoraj i dzisiaj miałam rozmowę w sprawie pracy, więcej jestem na fali.^^ Takie miłe prezenty od Pana na październik. ^.^ Z taką ładną pogodą jeszcze. 

Dzisiaj, po tak długim wstępie, chcę Wam przedstawić książkę, którą ukończyłam po raz drugi ostatnio.
Tą książką jest "Urzekająca: Odkrywanie Tajemnicy kobiecej duszy" małżeństwa John & Stasi Eldredge. Wpierw było "Dzikie serce", książka skierowana do mężczyzn, która mam na liście do przeczytania a później powstała ta. 

Pierwszy raz jak sięgnęłam po tą pozycję było to, kiedy byłam na wakacjach z rodziną w Chorwacji. Moja przyszywana Ciocia zaprosiła nas na te wakacje i właśnie miała tą książkę ze sobą, a ja ukradkowo kiedy jej nie było, czytałam ją. Pamiętam jak piorunujące wrażenie zrobiła na mnie wtedy, ale po latach jednak zapomina się to i owo, więc znów podjęłam lekturę tej, jakże zadziwiającej, książeczki.

Na tylnej okładce możemy przeczytać taki oto wstęp i zachętę:

Każda kobieta była kiedyś małą dziewczynką. A każda mała dziewczynka piastuje w swoim sercu najskrytsze marzenia. Marzy o porwaniu w wir romansu, o odegraniu niezastąpionej roli w wielkiej przygodzie, o roli Pięknej w czyjejś historii. Te pragnienia są czymś więcej niż dziecięcą zabawą. Stanowią sekret kobiecego serca.
A jednak - ile znasz kobiet, które znalazły takie życie? W miarę upływu lat serce kobiety zostaje zepchnięte na bok, zranione, pogrzebane. Ona sama nie znajduje żadnego innego romansu niż te z powieści, żadnej przygody oprócz tych w telewizji, i szczerze wątpi, czy kiedykolwiek będzie Piękną w jakiejś historii.
Większość kobiet dochodzi do wniosku, że musi się zadowolić sprawnością w wykonywaniu obowiązków, także domowych, w załatwianiu natłoku spraw, starając się stać kobietami, jakimi "powinny" być, ale często czują, że zawodzą. Smutne, iż nazbyt wiele przesłań kierowanych pod adresem chrześcijańskich kobiet jeszcze zwiększa presję. "Zrób tych dziesięć rzeczy, a uznamy cię za kobietę pobożną". Efekty nie są dobre dla kobiecej duszy.
Ale serce kobiety ciągle tam jest. Czasem gdy ogląda się film, czasem nocą przed bladym świtem, jej serce znów dochodzi do głosu. Ogarnia ją przemożne pragnienie życia, jakie było jej przeznaczone - życie, o jakim marzyła jako mała dziewczynka.
Przesłanie Urzekającej jest takie: twoje serce znaczy więcej niż cokolwiek innego w stworzonym świecie. Pragnienia, jakie miałaś, będą małą dziewczynką, i tęsknoty, które nadal nurtują twoje serce - mówią ci o życiu, do jakiego Bóg cię stworzył. On teraz oferuje ci przyjście w roli Bohatera twojej historii, żeby ocalić twoje serce i przywrócić cię do życia jako istotę pełną żarliwej energii i kobiecości. Kobietę naprawdę urzekającą.

Zaciekawienie?
Ta książka prowadzi nas aby zmierzyć się ze swoimi ranami na sercu, które porobiły się przez całe nasze życie. Mogły być różne, może z powodu rodziny, może z powodu innych ludzi, ale najczęściej niestety z powodu rodzinnych.
Pozwala ona poczuć, że jest nadzieja w zaleczeniu tych ran, że może to się stać.
Sama wiem, że nie jest to takie pewne, kiedy się tego nie poczuje, ja myślałam, że muszę z tym żyć, ze wszystkimi ranami. Ta książka bardzo mi pomogła. Jest w niej wiele historii innych kobiet, po samą autorkę, które przeżyły o wiele gorsze sytuacje ode mnie. Przybliżenie tego jak one sobie radziły, daje duże poczucie, że nam też to się może udać.

Serdecznie zachęcam do przeczytania tej książki, zakup, wypożyczenie, Ci co znają mnie osobiście mogą się zwrócić do mnie - z chęcią pożyczę ją! ^.^

Pozdrawiam :)

piątek, 4 października 2013

Nowe ciekawe cytaty/fragmenty, które znalazłam

Hej :)

Nowa porcja cytatów, które znalazłam w książce "To wspaniałe chrześcijaństwo".
Te fragmenty spodobały mi się i może Was też zainteresują i skłonią do przemyśleń.^^
Zapraszam :)

Intrygujące jest, że wielu ludzi chce dziś żyć, zakładając, że Boga nie ma, nie ma życia pozagrobowego, nie ma rzeczywistości poza światem doświadczenia. Tak twierdzą nie tylko zaprzysięgli ateiści, ale także agnostycy, których deklarowana niewiedza zamienia się w praktyczny ateizm. Często z uśmiechem samozadowolenia mówią oni: „Nie mogę wierzyć, bo po prostu nie wiem”. Ich postawa jest niezrozumiała z dwóch względów. Po pierwsze, są oni całkowicie niezainteresowani najważniejszym pytaniem życia: dlaczego tu jesteśmy? Czy życie doczesne to wszystko, co istnieje? Co dzieje się, gdy umieramy? Te wielkie tajemnice napierają na wszystkie istoty ludzkie, które zastanawiają się nad swoją sytuacją, ale okazuje się, że są ludzie, którzy odmawiają nawet prób rozwiązania tej zagadki. Wciąż żądają takich dowodów, które na tym świecie są po prostu nie dostępne. Ich postawa jest również dziwna dlatego, że nie wykazują oni grama świadomości ograniczeń rozumu. Dowody empiryczne są bowiem nieodstępne, gdyż nasze zmysły nie mogą przeniknąć świata wykraczającego poza doświadczenie.
Gdy rozum dociera już do swych granic, istnieją dwie możliwości: możemy się zatrzymać lub iść dalej.
Dinesh D'Souza, To wspaniałe chrześcijaństwo, tł. Katarzyna Korzeniewska, Artur Wołek. Kraków: Dom Wydawniczy RAFAEL, str. 214


Reakcja typu „nie wiem” jest wyrazem pewnego rodzaju agnostycyzmu. Zakłada on zawieszenie sądu w sytuacji niewiedzy, które z pewnością ma przewagę nad ateizmem. Co dziwniejsze, tę formę agnostycyzmu wyznają również ludzie wierzący. Wierzący również nie wiedzą. Biblia mówi w Liście do Hebrajczyków, że wiara „jest poręką tych dóbr, których się spodziewamy, dowodem tych rzeczywistości, których nie widzimy” (Hbr 11,1). Gdyby wierzący wiedział, nie byłoby w ogóle mowy o wierze. Porównajmy zdania: „Ja nie wierzę, że moja córka jest w siódmej klasie; ja wiem, że jest w siódmej klasie” i „Nie byłem w niebie, więc nie mogę powiedzieć, iż wiem, że takie miejsce jest, ale wierzę, że istnieje”. Wiara jest stwierdzeniem ufności co do czegoś, czego nie wiemy na pewno. Wiara mówi, że chociaż czegoś nie wiem na pewno, to wierzę, że tak jest naprawdę.
Z tego można wyciągnąć wniosek, który zaskoczy wielu ateistów, a pewnie i kliku chrześcijan: wątpliwość jest odpowiednim nawykiem myślenia dla człowieka wierzącego.
Dinesh D'Souza, To wspaniałe chrześcijaństwo, tł. Katarzyna Korzeniewska, Artur Wołek. Kraków: Dom Wydawniczy RAFAEL, str. 215

Chrześcijanin wierzy, chociaż nie jest pewny, człowiek niewierzący odmawia wiary dlatego, że nie jest pewny. Zgadzają się oni jednak co do tego, że nie są pewni. Sceptyczny nawyk myślenia jest tak samo naturalny zarówno dla chrześcijaństwa, jak i dla niewierzących.
Dinesh D'Souza, To wspaniałe chrześcijaństwo, tł. Katarzyna Korzeniewska, Artur Wołek. Kraków: Dom Wydawniczy RAFAEL, str. 215

Pozdrawiam :)