Kolejna na mojej liście w tym roku pozycja z gatunku powieści chrześcijańskiej. I kolejny prezent na Gwiazdkę. Tym razem zostałam zabrana na południe Stanów Zjednoczonych i mogłam przez chwilę poczuć się jak wolno płynie tam czas. ;)
Nie da się napisać coś o fabule tej książki aby nie dać o razu spoilerów.
Ja jestem szczęśliwa bo nie przeczytałam o niej nic, widziałam tylko tytuł i okładkę. Na resztę nawet nie spojrzałam. I radzę tak zrobić. I robić tak z każdą książką, spoilery bardzo niszczą pierwsze zaskoczenie a tu mamy ich sporo.
Fabuła wpierw rozwija się bardzo powoli i wręcz myślałam, że cała książka będzie po prostu opisem życia. Ciepłym, ze zmianami małymi. Jednak się myliłam. Porusza ona bardzo bolesne tematy, ale zarazem właśnie przez całą książkę ma się to uczucie ciepła, rodzinnej miłości. I chociaż naszym bohaterom jest trudno przechodzić kolejne dni i miesiące, to jakoś promyk nadziei wszędzie można znaleźć. Poboczne postacie są dobrze skonstruowane. Przyjemnie się czyta.