Hej :)
Dzisiaj poruszę pewnie temat, który ostatnio zagościł na tym blogu i zagości na stałe.
O wierze.
Ci co czytają ten blog od początku (może są tacy) to pewnie zauważyli zmiany w tym czego dotyczą moje posty. Wpierw jak zakładałam go przyświecał mi jeden cel, naczytałam się blogów innych ludzi i chciałam być jak oni. Też pisać recenzje kosmetyków itp. Stąd 3/4 postów jest tego typu u mnie, wystarczy spojrzeć na tematy.
Marzyłam o tym, żeby pisać o tym, żyć tym itp. Od kiedy interesuję się kosmetykami i makijażem to chciałam właśnie się tym dzielić.
I jeszcze w marcu tego roku gdybyście mi powiedzieli, że inna tematyka zajmie tą o kosmetykach to bym powiedziała, że: nie ma mowy, ale... Jedne czego się nauczyłam ostatnio to to, że każdy ma swój czas.
We wrześniu 2012 roku straciłam pracę, moje starania o kolejną przyniosły skutek dopiero w styczniu 2013 roku, ale i tak ta praca którą znalazłam bardziej mnie męczyła niż dawała satysfakcje, więc zrezygnowałam z niej w kwietniu tego roku. I tak miałam tak krótką umowę, ale nie było sensu zostać na dłużej.
Do dnia dzisiejszego jestem osobą bezrobotną - tak, nie mam pracy. Jestem na utrzymaniu mojej Mamy, która dzięki Bogu, ma dobrą pracę i może utrzymać mnie i mojego brata.
Niektórzy pewnie znają uczucia, które się ma jak się nie ma pracy długo, kiedy wszystko jest nastawione na pieniądze a Ty ciągle nie masz kasy i wciąż odkładasz wszystko na nie wiadomo kiedy. A tu kolejny miesiąc mija i nic. Pójdziesz na rozmowę a kto inny dostaje pracę, nawet praktyki.
Wpierw próbujesz żyć marzeniami, co będzie jak dostaniesz pracę, później staczasz się i staczasz się, przygnębienie rośnie. Nie to, że braknie mi jedzenia, picia, łóżka, wody - to mam, tylko świat tylko mówi do mnie: daj mi kasę! Popatrz, nowa płyta twojego zespołu wyszła, o kolejna - już 5 wyszło, a ty nadal ich nie masz? -> kto z nas nie ma takiego gaduły w głowie. Ciągle jakieś potrzeby, ciągle coś nowego. A nie ma się pracy.
Życie marzeniami... Czy kiedyś tak mieliście? Znacie to? Bo ja to poznałam zbyt dobrze. Dnie spędzałam w głowie, wychodząc do przyszłości. I tak doszłam do czerwca 2013 roku. Chociaż na zewnątrz byłam zadowolona, to w środku była dziura, a raczej ciemny tunel, przez który się idzie, idzie i nie ma końca.
Co się stało w czerwcu tego roku?
Może zacznę od tego, że jestem osobą wierzącą, jestem Katoliczką prawie od urodzenia. chodzę co niedziela do Kościoła, na Święta, kiedy jest nakazane. Chodzę do spowiedzi, jak i do Komunii. Wiara w Boga jest u mnie naturalna, nie wyobrażam sobie innego życia, nie wiem jak można żyć nie wierząc.
Jednak czegoś zawsze brakowało we mnie w tej wierze.
Zresztą, nie sądziłam, że coś może się zmienić pod tym względem. Patrzyłam w Kościele na ludzi ze wspólnot, na młodzież i zawsze myślałam: ja tak nie umiem, to nie dla mnie. Oni są jacyś dziwi.
I wiecie co?
Teraz zupełnie wiem co było w nich inne i jestem szczęśliwa, że to odkryłam.
Tak jak napisałam na początku tego tekstu, każdy ma swój czas. Pan przychodzi do nas w Swoim czasie.
I to się stało w czerwcu ze mną.
Po pierwsze powtórnie przeczytałam książkę Normana V. Peale, który już w 2012 roku podźwignęła mnie na nogi, tzn. dzięki niej wtedy faktycznie uwierzyłam. Dlatego ją tak bardzo polecam. Może dla Was to być dziwne i niezrozumiałe, jak poradnik może kogoś zupełnie odmienić? Ale to nie jest zwykły poradnik, to jest poradnik w którym są rady z Nowego Testamentu. I wtedy, w 2012 roku, zanim zaczęłam swoją pierwszą w życiu pracę, to właśnie wtedy coś się we mnie obudziło, ale dostałam pracę. Tak się tym zachwyciłam, że zapomniałam o wszystkim.
Niestety.
Zrobiłam wiele błędów w poprzednim roku, ale dopiero jak nie przedłużyli mi umowy, to dopiero wtedy sobie to uświadomiłam, ale jeszcze nie tak jak kilka miesięcy później.
Niekiedy coś musi w nas łupnąć abyśmy coś zauważyli i tak było ze mną.
Kiedy po raz kolejny przeczytałam książkę Normana V. Peale i zakupiłam jego kolejną na nowo dotarło do mnie wszystko.
Dzisiaj przeczytałam na kalendarzu:
Uczucie, podobnie jak fala, nie utrzymuje długo swego pierwotnego kształtu.
Henry Ward Beecher
Tak, to prawda.
Kiedy przypominam sobie czerwiec, to byłam jakby, no nawet nie wiem jak to określić, jakbym chodziła w świetle. Wszystko inaczej widziałam, rany, każdemu tego życzę. Bo nie ma nic piękniejszego. Wszystko na świecie miało dla mnie inne znaczenie.
Nagle byłam już spokojna, przygnębienie znikło i na końcu tunelu pojawiło się światło.
Tak, że teraz nie ma już w ogóle tunelu, stoję na świetle.
Wszystko ma swój cel i ja go mam.
Odkryłam Pana Jezusa w sobie.
Jestem szczęśliwa, radosna - wszystko ma sens.
Zaczęłam czytać książki o religii, Pismo Święte też, na nowo. Komentarze do niego.
I nagle to wszystko co wpierw miało taki mały sens, nabrało większego.
Nabrało piękna.
Zobaczyłam jakie to prawdziwe.
Ostatnio chcę chodzić po ulicach i krzyczeć jak ja kocham Boga - ale wstydzę się, chociaż serce chce czego innego.
Już niedługo zamieszczę nowe posty, mam parę pomysłów, a zwłaszcza znalazłam bardzo ważne wersety w książkach którymi chcę się z Wami podzielić.
Wybaczcie mi jedno, nigdy nie miałam talentu do pisania, głównie przez moje zaniedbania i niechęć do nauki, więc nie umiem ładnie przekładać kogoś słowa na moje, więc wolę dawać cytaty. Tak czuję, że lepiej wszystko brzmi, bo od początku było idealne. Kolejne moje posty pewnie będą głównie zrobione z cytatów, ale ważne jest co te cytaty będą mówiły.
Pozdrawiam :)