środa, 21 stycznia 2015

Aldnoah Zero


Witajcie!

Wraz ze zmianami rozpoczynającym nowy rok chcę też wrócić do pisania swoich opinii na temat mang i anime, które czytam/oglądam. Tak, kolejny 52 week challenge i nie wiem jak to wyjdzie, bo uważam, że trzeba obejrzeć parę odcinków aby być powiedzieć na temat anime.

Stwierdziłam, że 5 odcinków będzie dobre dla wystawienia swojej opinii, ale Aldonoah Zero obejrzałam całe, 1 sezon oczywiście. Jak na razie mamy chyba 2 odcinki 2 sezonu.

O czym jest Aldnoah Zero?

Jest to anime z gatunku mecha, którego reżyserem jest Ei Aoki (znany z reżyserowania Fate/Zero) a samo anime zaistniało dzięki, a słyszałam, że tylko 1 epizod, Genowi Urobuchi (którego możecie znać z Fate/Zero lub Psycho-Pass). Jeśli sam Gen Urobuchi Wam nic nie mówi i kompletnie nie wiecie z czym można mieć do czynienia przy dziełach tego Pana, to możecie uważać się za szczęśliwców. Fate/Zero obejrzałam tylko chyba 2 odcinki i nadal czeka na mój lepszy humor, ale Psycho-Pass obejrzałam całe i niedługo napiszę swoją opinię na jego temat. Ogólnie jest źle.
Co mnie najbardziej przyciągnęło do tego anime to muzyka napisana przez Hiroyuki Sawano, znanego z OST Shingeki no Kyojin - można oczekiwać epickości. :)


Ale wracając do pytania. :) 
Mamy czasy współczesne, ale o tyle inne od naszych, że ludzie osiedlili Mars dzięki pomocy obcej technologii odkrytej na Księżycu podczas jednej z wypraw. Dzięki temu na Marsie powstało Imperium Vars, założone przez jedną dynastię, która ma możliwość aktywacji mocy zwanej Aldnoah.
Z tego co zrozumiałam, a nie jestem pewna czy dobrze, w wyniku braku miejsca dla rozwijającego się Królestwa została wypowiedziana wojna Ziemi. Głównie dlatego, że na Marsie brak jest środków do wygodnego życia, a na Ziemi jest ich pełno. W wyniku wojny uległ zniszczeniu Księżyc, a Ziemia i Imperium Vars zakończyły walkę. 

15 lat później, w momencie kiedy zaczyna się anime, księżniczka Asseylum Vers Allusia (co za imię! Absurd absurdów) przylatuje na Ziemię z oficjalną wizytą. Jednakże atak terrorystyczny kończy oficjalną wizytę, Ziemia i Imperium Vars stoją na granicy kolejnej wojny. Oddziały Imperium Vars z potężnymi mechami zasilanymi mocą Aldnoah przylatują na Ziemię.

W takiej oto scenerii poznajemy główny bohaterów serii, a zwłaszcza naszego protagonistę Inaho Kaizukę.

Co sądzę o anime?

Świat, jak i same sceny walki są przyjemne do oglądania. Mam mnóstwo scen z mechami, które niestety są komputerowe i to strasznie razi. Przynajmniej mnie, ja nie lubię tego typu grafiki, która wyraźnie odróżnia się od tła. 
Jednakże chyba jedynie grafikę i muzykę mogę zaliczyć na plus, bo postacie są dla mnie puste. Zwłaszcza główny bohater, Gen Urobuchi na całego. Jeśli się oglądało Psycho-Pass, to wszyscy mogą poczuć powtórkę z rozrywki. Inaho wydaje się osobą bez uczuć, poza swoimi zdolnościami strategicznymi ten bohater nie wnosi nic do anime. I chociaż anime koncentruje się na nim, to jednak często pytałam siebie czy na pewno on jest głównym bohaterem? Czy może on ma służyć jako tło?

Inaho już w pierwszym odcinku widzi śmierć swojego kolegi, ale na jego twarzy nie da się zobaczyć wyższych uczuć, jego emocje są przytłumione. I chociaż można powiedzieć o chęci zemsty, to to jest zemsta strasznie wyrachowana. Wykalkulowana. Inaho to robot, robi wszystko świetnie, zawsze ma jakiś pomysł i chociaż roboty, którymi się posługuje nie mają szans z mechami Imperium Vars to jakoś wygrywa.

Księżniczka Asseylum to blondwłosa naiwność, która ma tylko miło i ładnie wyglądać plus mówić śliczne teksty o pokoju. Wygląda jak dziecko i chociaż nigdy nie jest powiedziane ile ma lat, to mam nadzieję, że nie ma tych 9 lat na które wygląda. Jej związek z Inaho jest przedziwny, nie wiadomo do końca czemu Inaho ją chroni, czy tylko z niskich pobudek czy ją lubi. Z drugiej strony sama Księżniczka też nie wyraża większych emocji co do niego samego. Po prostu wszyscy przyjmują świat taki jaki jest.

Po drugiej stronie, a bardziej po tej samej, ale na statku wrogiego Imperium Vars mamy kolejnego bohatera. Slaine Troyard, chłopak, który niechcący znalazł się na jednym ze statków Imperium Vars, był znienawidzony przez wszystkich a teraz ma problemy czy chce walczyć po stronie Vars czy Ziemi. Dodatkowo ma związek z księżniczką, która chyba uratowała mu życie, ale kto to wie, te sceny są dość niepewne. Dość, że Slaine jest po prostu nudny. Pokazuje więcej emocji niż Inaho, ale i tak marnie wypada.

Poboczne postacie mają swoje problemy i niekiedy większą głębię niż główni bohaterowie, co przy Inaho nie jest w ogóle żadnym wyczynem.

Muzyka, kocham ją, ale kompletnie nie pasuje do tego co się dzieje na ekranie. Dynamiczne momenty są w anime pokazane jako powolne ruchy mechów. Epickie momenty są powtórkami z rozrywki, jak to Inaho zawsze wszystko kończy. Reszta załogi zawsze jest przedstawiona jako naiwni debile, którzy siedzą i nic nie robią. Tylko Inaho myśli. 

Te anime to dno, ładne dno. Znowu, jak Psycho-Pass. 

Spoilery! Moje największe wkurzenie!

Końcówka sezonu....  
Była zarazem zaskakująca zarazem zbyt piękna aby była prawdziwa.
Sezon 1 kończy się nam "śmiercią" głównych bohaterów, a przynajmniej wyląda to tak, że umiera księżniczka, Inaho i Slaine mają wyciągnięte bronie przeciwko sobie - wtf?! za przeproszeniem, obydwoje chcą tego samego - i pada strzał.
Dało mi to nadzieję, że w 2 sezonie już nie będzie Inaho, tylko czym jest te anime bez Inaho? Jeszcze większym niczym, więc co się dzieje w 2 sezonie? Tak -_- Powrót Inaho, a i Slaine też wraca.

Moja ocena

Te anime jest po prostu beznadziejne.
Nie polecam jego oglądać, nie da się wytrzymać tych postaci. Są płaskie i zachowują się jak roboty.
Jedyny plus dla mnie to muzyka i radzę ja przesłuchać, oddzielnie.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz