Hej :)
Dzisiaj coś o Kpopie, który u mnie ostatnio w ogóle nie bywał.
Cóż, nie znaczy to, że w ogóle nie słucham, bo słucham codziennie czegoś, ale jakoś idea pisania codziennie się u mnie wypaliła i wole jakieś bardziej przemyślane posty.
Takim też ten jest.
Kim Hyun Joong - jest jednym z tych artystów, których nie do końca lubię za styl śpiewania ale bardziej za wygląd, osobowość i same piosenki. Nigdy, ale to nigdy nie stwierdzę i nikt mnie nie przekona, że on ma jakiś niesamowity talent. A, taki po prostu średni piosenkarz, których w kpopie jest trochę.
Jednakże jestem jego fanką.
Nie zaślepia mnie jednak na tyle aby nie móc go krytykować.
Ostatnio, 22 lipca wyszedł jego 3 mini album pt. Round 3.
Promującym utworem był Unbreakable - do którego nie mogę się przyczepić. Ma w sobie power, który tak lubię w kpopie, fajny teledysk i fajny układ choreograficzny. Byłam naprawdę zadowolona tym co zobaczyłam i usłyszałam.
Miałam też nadzieję, że cały mini album taki będzie.
Kurczę, czytałam, że to ostatni jego album przed pójściem do woja. Człowiek na 2 lata zniknie, no nie dosłownie, ale w jakimś sensie dla sceny zniknie. I to miało być coś do czego fan będzie wracał jak on zniknie, coś na "do zobaczenia". I czy jest?
No nie.
Wraz z Unbreakable w programach widziałam, że promował Your Story, do której potem wyszło MV. Your Story jest przyjemne, ale dłużej słuchając jest męczące.
Zresztą... Czy naprawdę warto było całą promocję zmieniać na Your Story? Bo później już tylko te występy widziałam - rany, układ choreograficzny był tak do dupy, że nie wiem. Jakieś skakanie i w tym "uroczy" Kim Hyun Joong. -_-
Ostatnio jak byłam na wsi nie wiedziałam co się dzieje i dobrze, bo jak przyjechałam z powrotem to patrzę a tu promowany jest utwór Let's Party - który jest jak dla mnie najgorszy na płycie.
Takich utworów to ja spodziewam się od debiutantów, albo no nie wiem słodkich chłopczyków.
Kim Hyun Joong może stara się być słodkim chłopcem ale chłopcem już nie jest. I ani do tego nie przekonają mnie jego uśmiechy ani te tańce - które kurczę są beznadziejne.
Obejrzyjcie sobie występy live, to jakaś żenada.
Zawiodłam się.
Porównując to do "Lucky" to jakiś upadek.
W "Lucky" mi się wszystko podoba, za to go pokochałam. Za tamten styl, bo i w Do You Like That i przy Lucky kiedy Hyun Joong śpiewa to czuć taką lekkość, ironię. A ballady są piękne. Kocham je i ich teksty. Są takie delikatne, ale nie nużące.
To w końcu ta płyta nastawiła mnie pozytywnie do niego, a potem jej wersja japońska - która pokazał mi, że może być ktoś z Korei kto umie śpiewać ładnie po japońsku.
A ta nowa...
As Before która jest trzecia z kolei na płycie, to jakoś broni tego starego stylu jego.
Jest to przyjemna ballada.
Ale reszta leży i kwiczy, jest żenująca.
Nie zrozumcie mnie źle, to nie jest tak, że nie lubię totalnie tych piosenek.
Nie.
Lubię.
Jednak pomimo tego, że lubię to nie uważam ich za dobre. Są mierne.
Nie mówią do mnie "Kup płytę".
Szkoda, wielka szkoda.
Do tej chwili myślałam, że Kim Hyun Joong jest takim młodszym Rainem, coś mnie pogięło i tak myślałam, ale po tym albumie wiem, że jest po prostu miernym piosenkarzem, który nawet nie umie zatuszować swojego słabego śpiewania lepszymi piosenkami.
Rain jest jedyny w swoim rodzaju i tak chyba pozostanie jak na razie.
P.S. Naprawdę nie lubię jak ludzie w tym wieku co Kim Hyun Joong robią z siebie małych chłopców -_- Wiem, że trend w Korei jest przeciwny i słodcy i młodzi wygrywają, ale ja mówię: NIE.
Wracam do "Lucky".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz