Hej!
Czeka mnie jeszcze dużo postów do napisania, ale ostatnio Święta, praca, studia - wszystko zabiera wolny czas na pisanie. Na sam wolny czas nie narzekam, bo uważam, że jednak podczas dnia trzeba mieć chwilę oddechu.
O czym chciałabym Wam dzisiaj napisać?
Pomimo braku czasu napiszę to, bo... Jak może niektórzy wiedzą a niektórzy nie, ale szukam pracy. Nie codziennie, ale w miarę systematycznie. W tygodniu przed Świętami dostałam zaproszenie na 3 rozmowy. Co jak dla mnie było cudem. Od stycznia nie miałam żadnej rozmowy, więc jakiś postęp. I 3 na raz, tego samego dnia, ale o innych godzinach.
Mam obecnie pracę, więc może dlatego pewne rzeczy mnie raziły, jak to, że pomimo tego, że ludzie którzy mnie zaprosili na rozmowy nie brali pod uwagę tego, że faktycznie ktoś może nie mieć czasu siedzieć w innej firmie 3-4 godziny.
Nie dość tego, nikt tak naprawdę nie powiedział mi ile mam poświęcić czasu na co. Moja pierwsza rozmowa odbyła się we wtorek i przed nią wiedziałam tyle, że będę miała zadanie do wykonania. Po wykonaniu tego zadania zostałam zaproszona na następny dzień na rozmowę, tak powiedziała Pani Prezes.
Cóż... Następnego dnia okazało się, że mam kolejne zadanie przed sobą, które nie wiadomo ile miało mi zająć czasu, nie dość tego już mnie wzywali z pracy.
Ja wiem, powinnam być wyrozumiała, no bo pracodawca poświęca mi swój czas itp. Ale naprawdę, nie można po ludzku powiedzieć ile co zajmie czasu albo po prostu pomyśleć, że nie każdy może zwolnić się z pracy na dwa dni? Nie.
Ale co nas nie zabije, to nas wzmocni, prawda?
Na kolejnej rozmowie zostałam po prostu olana. Podejrzewam, że mieli kogoś już wybranego (i nie, nie myślę tyle o sobie, że mieli mnie wybrać, ale po prostu trwało to 3 minuty, może krócej )
I teraz finałowa rozmowa, z której dzisiaj drugiego dnia wróciłam. Trudno to nazwać rozmową. Jak ja lubię jak ktoś więcej gada o przyjemnościach niż obowiązkach.
Dzisiaj miałam taki "dzień otwarty" i naprawdę, gdzie ja byłam... w jakich warunkach ludzie pracują i chcą pracować... (nie oceniam tego aż tak źle, jeśli jest ktoś w sytuacji w której nie ma pieniędzy, nie ma bliskich, to ok., ja mam inną sytuację więc..). Około 18 osób w bardzo małym pokoju, stłoczonych przy dwóch stołach, dzwoniących do potencjalnych klientów (zawracać dupę, zawracać^^) - dwie osoby pracowały na kolanie. Kurtki musieli mieć przy sobie, bo nie było gdzie ich powiesić.
Zresztą, praca? Część pracowała, część nie. 3/4 czasu to były rozmowy i nie robienie niczego. Ale pierwsze miesiące to sama prowizja.
Dla mnie to była kropka na "i". Wyszłam, zrezygnowałam.
A, miło było słyszeć jak szef wrzeszczy na swoich podwładnych (przeszło 20 chłopa) tylko "k****".
Może za dużo o sobie myślę, może niektórzy z Was pomyślą: "Oszalała, mogła mieć pracę a zrezygnowała", ale ja nie żałuje, bo nawet jak bym miała zagwarantowane 2 tys. zł miesięcznie tam, to nie, dziękuję. Wolę moją teraźniejszą pracę za mniej, a przynajmniej mam normalne warunki, nie chamów obok siebie. I nie cwaniaczków, którzy oszukują ludzie.
I naprawdę, zanim odpowiecie tak komukolwiek, kto dzwoni do Was w sprawie waszych finansów zastanówcie się. Bo lepiej samemu się tym zainteresować aniżeli tacy ludzie będą włazić w dupę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz